Maciej
Pinkwart
Na deszczowy weekend
Są
książki, które musiały kiedyś zostać napisane. Świat z pewnością istniałby
dalej, gdyby nie powstały Sto lat samotności, Bracia Karamazow,
Gra w klasy, Mistrz i Małgorzata, Solaris, Wahadło Foucaulta,
Śmierć na Nilu czy Księgi Jakubowe, ale o ile byłby uboższy! Wszelako
nie myślę dziś o niezbędności Marqueza, Dostojewskiego, Cortazara, Bułhakowa,
Lema, Eco, Christie czy Tokarczuk, tylko o przewodnikach po świecie artystycznym
i naukowym, który staje się coraz bardziej skomplikowany. Lata temu, czyli w
czasach słusznie minionych (1956-72), wydawnictwo „Iskry” opublikowało serię
Kto, kiedy, dlaczego, gdzie w pięciu tomach próbowano odpowiedzieć na
pytania, nurtujące czytelników Kalendarza „Iskier”. Były tam poruszane
przede wszystkim zagadnienia techniczne i ogólnie naukowe. Dawno, dawno temu,
kiedy zacząłem pracę w zakopiańskiej Szkole Artystycznej, będąc jeszcze na
etatach w Muzeum Szymanowskiego, Radiu Kraków i współpracując z kilkoma
redakcjami – a więc mając sporo wolnego czasu – myślałem o takiej serii, którą
nazwałem z chińska Sto kwiatów, gdzie prezentowane byłoby sto
najważniejszych dzieł sztuki, sto najważniejszych utworów muzycznych, sto dzieł
literackich, sto arcydzieł architektury – słowem to, co – moim ówczesnym zdaniem
– powinien znać każdy inteligentny i kulturalny człowiek. Oczywiście, nie miałem
stosownych kompetencji, by samemu o tym pisać: na historię sztuki chodziłem
tylko przez dwa lata, nie znałem nut i nie miałem specjalnie słuchu, czytałem
sporo, ale rzadko kiedy klasykę, największym dziełem architektury, które
poznałem dobrze był warszawski Pałac Kultury. Czekałem więc, aż stosowne
kompendia wiedzy napiszą fachowcy – i wciąż byłem ciekaw, na ile mój gust w
wyborze owych arcydzieł będzie podobny do gustu specjalistów.
Fakt, że nie byłem formalnie profesjonalistą w żadnej z wymienionych tu dziedzin
nie musiał stanowić istotnej przeszkody – wiadomo, że specjalistą można zostać
przez praktykę. Dowodnie przekonuje o tym wydana ostatnio książka Wielkie
sekrety arcydzieł sztuki, której autorami są Joanna Łenyk-Barszcz i
Przemysław Barszcz, związani m.in. z Telewizją „Republika”. On – z wykształcenia
leśnik, ona – filozofka i latynoamerykanistka. Ale, jak wiadomo, o erudycji nie
decyduje wykształcenie, tylko praca nad sobą. Ogólnie – doświadczenie, co nasi
zachodni sąsiedzi ujęli w powiedzonko übung macht den meister, mające
zastosowanie i w praktyce szewca, i pisarza. Wiem o tym, jako wykształcony
egiptolog…
Arcydzieł, które ujawniają w książce swoje sekrety jest osiemnaście, a kryterium
ich wyboru stanowi kolejny sekret, wiadomy tylko autorom. Dzieła są to różne –
obrazy, rzeźby, pomniki architektury. Jest nawet jedna książka i tu mam do
autorów największą pretensję: w rozdziale Jak stać się niewidzialnym,
omawiającym 25-tomowe dzieło Heo Juna, będące kompendium wiedzy o XVII-wiecznej
koreańskiej medycynie, czytam: Aby zachować aurę tajemnicy, nie zostanie tu
zdradzony sekret bycia niewidzialnym, wbrew temu, co sugeruje tytuł rozdziału.
Jest to doskonały i powiedziałbym nowatorski pomysł
literacki, który mógłby zostać zastosowany w każdej publikacji, jeśli tylko ma w
sobie pierwiastek tajemniczości: Sekrety akupresury, czyli jak stać się
młodym, pięknym i bogatym w tydzień, Tajemnica produkcja złota z odchodów
peruwiańskich kondorów, Nowy polski ład itp.
Opisać – ale nie informować, o co chodzi… Autorzy jednak nie pozostawiają
rozczarowanych czytelników bez pociechy, podając prosty przepis na to jak z
siwego dziadka stać się przystojnym brunetem. Jestem tym niezwykle
zainteresowany, o wiele bardziej od bycia jeszcze bardziej niewidzialnym niż
jestem obecnie, więc nauczyłem się na pamięć:
Nasamprzód (chwała Bogu, że nie
nasamtył) trzeba wystarać się o dwie pijawki, Następnie należy
umieścić je w porcelanowym naczyniu i głodzić przez jeden do siedmiu dni. Gdy
pijawki będą wygłodniałe, należy w pęcherzu świni umieścić dwie ingrediencje:
krew spuszczoną z kury jedwabistej, ważne, aby to była krew samca, czyli koguta,
oraz chiński tusz. Nie chodzi jednak o zwykły atrament dostępny w papierniczym.
(…) Słynny w Chinach tusz z dymu sosnowego jest rodzajem drogocennego
atramentu wytwarzanego z sadzy sosnowej (szukać w internecie po chińskich
znakach
).
A więc mamy w świńskim pęcherzu krew i tusz. Do środka wkładamy dwie
przygotowane pijawki i pozwalamy im żerować do woli. W końcu wyciągamy
napompowane pierścienice i nakłuwamy igłą do akupunktury. Wydobywającą się z
bezkręgowca substancją rosimy włosy i brodę, tak aby umożliwić przeniknięcie jej
do skóry.
Przepraszam, ale nie zapowiadano, że będzie pięknie, tylko tajemniczo i
skutecznie. W dodatku ciekawie stylistycznie. Żeby nie powtarzać słowa pijawki
(podgromada zwierząt), autorzy zastępuję je nie całkiem synonimicznymi nazwami
pierścienice (typ) i bezkręgowce (zespół typów). W zasadzie, by nie powtarzać –
na przykład – nazwiska Heo Jun, można by je zastępować słowami człowiek rozumny
- naczelny – człowiekowaty – ssak –
kręgowiec… Mnóstwo możliwości stylistycznych!
Pod opisem każdego z dzieł sztuki mamy, a jakże, podrozdzialik Wybrana
Literatura (w takiej ortografii). W przypadku nieopisanej nieśmiertelności
mamy jako źródło https://kc.mediclassics.kr. Zajrzałem. Naprawdę interesujące,
polecam. Nauczenie się koreańskiego musi być bardzo proste.
Spośród wybranych dzieł sztuki najciekawiej opisane są sekrety Portretu
małżonków Analfinich Jana van Eycka, Krzyku Edvarda Munch, Ogrodu
rozkoszy ziemskich Hieronima Boscha i Wieży Babel Pietera Breugla.
Tekstowi towarzyszą, oczywiście, ilustracje – czarno-białe nienadzwyczajnej
jakości i doskonale zreprodukowane kolorowe. Ich źródła, podane w książce, to
głównie Internet i Youtube. A więc, można powiedzieć – nowoczesność w domu i
zagrodzie. Tekstowi przydałaby się nieco staranniejsza redakcja, która
pozwoliłaby uniknąć wielu potknięć składniowych i stylistycznych, błędnych
związków frazeologicznych i pewnej, nieco infantylnej, chropowatości wywodu.
Wielkie sekrety… ukazały się
niedawno, w 2021 r. W tym samym mniej więcej czasie w sprzedaży pojawiło się
drugie wydanie książki, stanowiącej poprzednie podejście państwa Barszczów do
tego tematu: Tajemnice dzieł sztuki. Na okładce widnieją nazwiska dwojga
autorów, ale narrację pierwszoosobową prowadzi tylko Joanna Łenyk-Barszcz. Dobór
dzieł sztuki i zawartych w nich sekretów pozostaje i tutaj tajemnicę autorki,
ale jest to przecież jej dobre prawo. Niestaranność redakcji widoczna w
pierwszych rozdziałach (literówki, stylistyczna jazda po bandzie) początkowo
mnie zniechęcała, potem się przyzwyczaiłem, widząc w tym osobistą cechę
narracji, o swoistym uroku zresztą, choć trudno mi było zaakceptować to, że
porywczy geniusz musiał zbiegać z Malty, a następnie pozostawił kilka
złotych jaj w postaci zapierających dech w piersiach obrazów, nie mówiąc już
o zapierającym dech w piersiach wyobrażeniu pewnego kardynała, którego
zainteresowania rozciągały się na optykę.
Ale wśród siedemnastu tym razem rozszyfrowanych (albo nie rozszyfrowanych – nie
zawsze się uda) tajemnic dzieł sztuki jest kilka naprawdę fascynujących i
ciekawie opisanych – nie zawsze zresztą tajemnice te dotyczą tego, co zawiera
się w obrazach, rzeźbach, obiektach architektonicznych, a nawet jednym
manuskrypcie. Niekiedy autorka pisze o tajemniczych losach dzieła, czasem o
tajemnicach pojawiających się w życiu autorów, czy nawet – odbiorców opisywanych
obiektów. W tym tomie sporo jest poloników, spośród których największe wrażenie
– nie z powodu ujawnionej tajemnicy, tylko z uwagi na ciekawostki
historyczno-geograficzne zrobił na mnie rozdział o pięknie zachowanej gotyckiej
kaplicy templariuszy w Chwarszczanach koło Gorzowa. Ze szczególnym polotem
opisany jest może najbardziej znany obraz, znajdujący się w Polsce – słynna
Dama z gronostajem Leonarda da Vinci. Tak, chodzi o dzieło, pokazujące
Cecylię Gallerani, tulącą do bujnej piersi zwierzątko, które zwykle uważaliśmy
za łasiczkę, fretkę, a nawet tchórzofretkę. Teraz już wiemy, że to nieco
„podrasowany” gronostaj, w dodatku symboliczny: zleceniodawcę obrazu – kochanka
Cecylii i ojca jej dziecka, Cezara (który jest też na obrazie, ale jeszcze
skrywający się w brzuszku mamusi) – potężnego księcia Ludwika Sforzę nazywano
„Gronostajem” – z uwagi na fakt, iż kiedyś został nagrodzony Orderem Gronostaja
– neapolitańskim odpowiednikiem brytyjskiego Orderu Podwiązki. A Ludwik Sforza
był wujem Bony Sforzy, naszej królowej.
Inna tajemniczość obrazu skryta jest pod warstwą farby. Prześwietlenie w
technice multispektroskopowej pokazało, że w pierwszej wersji Cecylia Gallerani
występowała solo. Pisze Joanna Łenyk-Barszcz:
… dama bez gronostaja. Nawet bez pitbula, w ogóle bez żadnego zwierzątka.
Siedzi i patrzy w bok. Sama. Widok sprawia, że człowiek czuje się nieswojo.
Odczucie jest takie, jakby patrzeć na Wałęsę bez wąsów albo na papieża w
garniturze. Dysonans poznawczy to mało powiedziane. „Dama bez gronostaja”, to
nawet brzmi źle.
Niezłe czytadło, w sam raz na letni niepogodny dzień. Ilustracje w tekście
kiepskiej jakości, wkładki kolorowe – doskonałe. Niemniej jednak po lekturze
wróciłem do myśli o tym, żeby ktoś wreszcie wydał książkę o stu kwiatach
sztuki światowej.
---------------------
Joanna Łenyk-Barszcz, Przemysław Barszcz, Tajemnice dzieł sztuki,
Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2019, 336 stron.
Joanna Łenyk-Barszcz, Przemysław Barszcz, Wielkie sekrety arcydzieł sztuki,
Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2021, 352 strony.