Maciej
Pinkwart
Zawracanie głowy, czyli o nauce alternatywnie
Nie zawracałbym Państwu głowy tą książką, gdyby nie to, że skuszony tytułem i
kilkoma sloganami reklamowymi sam sobie zawróciłem nią głowę, co kosztowało mnie
kilka wieczornych godzin i kilkadziesiąt złotych. Ale z uwagi na Adwent i tak
nie powinienem był tych pieniędzy wydawać na co innego, a niejakie umartwianie
się jest stosowne w tym nastroju oczekiwania. Angelologiczne rozważania
wszelkiego typu prowadzą do ukazania wyższości metafizyki nad fizyką, a w
konsekwencji – do utraty kontaktu z rzeczywistością, co wszakże można osiągnąć
przyjemniejszymi metodami. Jest ich wiele, dla przykładu wymienię tu trzy: 1.
miły zapach pięciolistnej rośliny konopnej, 2. wino Châteauneuf-du-Pape, 3. grę
zaawansowaną, będącą wyższym levelem gry wstępnej. Dyskusja na temat
tego, ilu aniołów zmieści się na główce od szpilki (w wersji demonologicznej:
ilu diabłów) może być równie ciekawa, jak rozważania o pogodzie czy poziomie
artystycznym zakopiańskiego Sylwestra Marzeń i można ją prowadzić, naturalnie
najlepiej wtedy, gdy towarzyszy stosowaniu metod nr 1. I 2. (w żadnym wypadku
przy metodzie nr 3!). O aniołach jeszcze będzie przy końcu.
Od scholastycznej dysputy odeszliśmy już tak daleko, że tematy naszych rozważań
tego typu zaprowadziwszy nas od metafizyki do fizyki zmieniły kierunek naszych
zainteresowań dyskusyjnych najpierw o 180o, a potem poszły dalej, by
zmienić je o 360o. Tu przypomina mi się niedawna wypowiedź jednego z
dziennikarzy radia, którego ciągle słucham, informującego o tym, że cena
jakiegoś produktu wzrosła o 50 %, po czym ją znów obniżono, o 100 %. Przecen o
100 procent nie ma nawet w Black Friday, choć niewykluczone, że będą przed
następnymi wyborami. Oto leży przede mną i woła niemal barokowo rozbudowanym
tytułem książka Randalla Munroe, 35-letniego dziś popularyzatora nauki, który
ukończywszy fizykę na Christopher Newport University w stanie Wirginia,
rozpoczął pracę jako programista w NASA, a w 2006 r. został etatowym rysownikiem
publikowanych w internecie komiksów o nazwie XKCD, zabawnie ilustrujących
zagadnienia naukowe, a także związane z ciekawostkami językowymi, ze światem
popkultury, a także w dziedzinie… romansów.
Książka What if? A co, gdyby? Naukowe
odpowiedzi na absurdalne i hipotetyczne pytania
jest niezwykłą publikacją, tyleż wkurzającą, co wzbogacającą naszą wiedzę.
Przeczytałem mimo irytacji, wynikającej głównie z faktu, iż tematy ważne i
ciekawe zostały całkowicie przemieszane z głupotami i, co gorsza, banałami, a –
wbrew tytułowi – absurdalne pytania wywoływały nie tylko naukowe, ale również
absurdalne odpowiedzi. Kto z kim przestaje, takim się staje. Drugą przyczyną
złości był fakt, że dowcipy Randalla (niekiedy rzeczywiście zabawne, choć
głównie oparte na - również – absurdalnym, nieco brytyjskim, poczuciu humoru)
często miały odniesienia do popkultury, sportu i młodzieżowej muzyki
amerykańskiej, która jest mi w zasadzie obca, a waluty, miary i wagi nie zawsze
dawały się poprawnie zinterpretować staremu Europejczykowi Wschodniemu. No,
niechby pochodzącemu z Mitteleuropy. Zapewne, gdyby zamiast aluzji do baseballu
i piosenek zespołu „Proclaimers”, tłumacz odesłałby polskiego czytelnika do
kwestii występów „Bayernu” Monachium i pieśni zespołu „Bayer Full”, nie mówiąc
już o Oczach zielonych
Zenka Martyniuka, byłoby nam bardziej
familiarnie. Ale czy wtedy absurdy naukowe w pytaniach czy odpowiedziach nie
utonęłyby w oparach innych absurdów?
Niemniej jednak w okresie
poświątecznego relaksu może warto zastanowić się nad poważnymi kwestiami, takimi
jak np.: co by się stało, gdyby suszarka do włosów pracująca ze stałą mocą
została włożona do hermetycznego pojemnika o wymiarach 1 m x 1 m x 1 m; jak dużą
moc może wygenerować Yoda; jak wysoko można czymś rzucić czy z jaką maksymalną
prędkością możemy najechać samochodem na próg zwalniający i przeżyć… Prawdziwą
zabawą jest jednakże oglądanie towarzyszących tekstowi
kreskówek,
które wraz z dowcipnymi [potrzebne
źródło] komentarzami stanowią
wesoły kontrapunkt do poważnych, niekiedy egzystencjalnych problemów, w tym
takiego, który niewątpliwie będzie uderzająco aktualny dla mieszkańców Nowego
Targu: jak mocno trzeba by uderzyć krążek hokejowy, żeby trafiony nim bramkarz
wpadł w siatkę bramki.
Tu wracam do kwestii aniołów. Munroe
jej nie porusza, może dlatego, że jest jednak naukowcem, a może też z tego
powodu, że pochodzi z rodziny mocno religijnych kwakrów. Naturalnie, w jego
książce angelologii jest sporo, ale kwestia liczby tańczących na główce szpilki
aniołów (czy diabłów, wszystko jedno – jak wiadomo diabły to anioły, które z tej
szpilki się ześlizgnęły i upadły) pozostała nie rozwiązana. Warto, zamiast
dławić się karpiem, zastanowić się też nad tym, do jakiego gatunku zoologicznego
należy zaliczyć anioły, które mają sześć kończyn, dlaczego nie wszystkim diabłom
udało się zachować skrzydła i w drodze jakich przemian ewolucyjnych (czy też
ekscesów zoofilskich) wyrosły im ogony i rogi, oraz dlaczego anioły, które śniły
się biblijnemu Jakubowi, schodziły i wchodziły po drabinie, zamiast polecieć na
skrzydłach.
Niekoniecznie zachęcam do tego, żeby
pisać do świętego Mikołaja z prośbą o to, by podłożył Wam pod choinkę książkę
What if.
Ale jeśli w ubiegłym roku kupiliście teściowi komplet wkrętaków z Lidla, a dwa
lata temu o dwa numery za duże skarpetki frotté
w Leclercu, to książka Randalla Munroe będzie doskonałym pomysłem. Teść jej też
nie użyje, ale Wy zyskacie opinię intelektualisty. Opinia taka nie jest, co
prawda, w naszym kraju powodem do dumy, ale będzie świadczyć o wyjątkowej
oryginalności, przepraszam za pleonazm.
------------------------------
Randall Munroe,
What if? A co, gdyby?,
tłumaczenie Sławomir Paruszewski, Czarna Owca, Warszawa 2019, 320 stron.