Maciej
Pinkwart
Fakty przeciw mitom, czyli walka z wiatrakami
Już zupełnie nie umiemy ze sobą rozmawiać. I chyba już nie chcemy. Najchętniej
spotykamy się w gronie osób tak samo myślących, bezproduktywnie przekonując się
nawzajem do spraw, do których jesteśmy już od dawna przekonani. Jeśli wypadnie
nam spotkać się z kimś, z kim nie dzielimy poglądów – nie rozmawiamy o różnicach
poglądów omijając wszystkie możliwe rafy, nie próbujemy nawet się przekonywać,
nawet nie mówimy do tej drugiej osoby, tylko do innych słuchających, albo od
razu zmieniamy spotkanie w pyskówkę, podczas której obie strony mówią naraz i
zamiast wymiany poglądów mamy wymianę obelg i niezrozumiały bełkot. Żadnymi
argumentami nie przekonamy też żadnych słuchaczy, bo oni już od dawna wiedzą co
myśleć: albo są po jednej, albo po drugiej stronie. A zamiast wymiany
argumentów, których i tak przy pyskówce nie słychać, woleliby oglądać wymianę
ciosów.
Nie, absolutnie nie uważam, że poglądy jednej i drugiej strony zawsze są równie
warte wysłuchania, a rozmówcy równie warci szacunku, zaś z ich opinią należy
zawsze prowadzić merytoryczną polemikę, a może nawet uznać ją za warte
zaakceptowania na równi z naszą. Bo, jak to już wielokrotnie przypominano –
prawda nie leży pośrodku, tylko tam, gdzie leży. Co najwyżej obie strony mają
rację – ale tylko wtedy, gdy mówią o różnych rzeczach, albo o różnych aspektach
tej samej rzeczy.
Woda jest cieczą. Woda jest ciałem stałym. Woda jest gazem. Woda jest zimna.
Woda jest gorąca. Wody nie ma w ogóle.
Wszystkie te zdania są prawdziwe, choć zwykle nie naraz. Możemy, ba! – musimy
się z nimi zgodzić, i to nawet bez dyskusji, a jedynie z czymś, co nazwalibyśmy
dookreśleniem. W kwestii wody możliwy jest kompromis poznawczy. Ale czy warta
merytorycznej polemiki jest taka antynomia: Ziemia jest kulą - Ziemia jest
płaskim dyskiem. Naturalnie, zwolennicy kompromisu za wszelką cenę zgodzą się,
że dla obu stron jest jeden pogląd wspólny: Ziemia jest okrągła.
I co z tego? Nic. Nie są to bowiem zdania równouprawnione. Jedno jest prawdą,
potwierdzoną przez naukę i doświadczenie, nierzadko nasze własne, drugie jest
idiotyzmem. Kompromisu nie ma. Podobnie jak nie dogadają się ci, którzy
twierdzą, że Ziemia zaczęła powstawać z materii kosmicznej ok. 4,5 miliarda lat
temu, a pierwsi ludzie pojawili się na niej 2,5 milionów lat temu – z tymi,
którzy wierzą, że Ziemię i człowieka stworzył Bóg jakieś 6 tysięcy lat temu, od
niedzielnego popołudnia do piątkowego wieczoru. Tu też dyskusji nie ma, bo
między wiedzą a wiarą nie ma iunctim. Chyba, że wierzymy w wiedzę.
Ale, rzecz jasna, warto wiedzieć, choćby jako ciekawostkę psychospołeczną, że
poglądy naukowe, ugruntowane od stuleci i te, pojawiające się w czasach nowszych
i zupełnie niedawno zaaprobowane przez naukę – nie są jedynymi, bo poglądów
baśniowych, twierdzeń wyssanych z palca, oszustw i szaleństw jest na świecie
multum, a wierzy w nie zapewne więcej ludzi niż jest tych, którzy znają i
akceptują poglądy naukowe. Mit zawsze tłumaczy wszystko, zwykle prosto i jasno,
na tzw. chłopski rozum. Nauka choć dąży do prostoty, nigdy nie idzie na skróty,
co więcej – zawsze zostawia sobie furtkę, twierdząc, że to-i-to jest
takie-i-takie, według aktualnego stanu badań. Potrafi też – w odniesieniu do
sporych obszarów rzeczywistości – powiedzieć: nie wiem. Czy znacie zaś religię,
legendę czy mit, które nie są doskonałe i skończone, które potrafią powiedzieć:
nie wiem?
Owe mity, półprawdy, błędne interpretacje, brednie i zwykłe oszustwa też warto
znać – choćby dlatego, że dla wielu ludzi stanowią jedyne punkty podparcia ich
wątłej zasady interpretacji świata. Są łatwo przyswajalne, dlatego że proste,
łatwe do zrozumienia, lepiej objaśniające świat. Czy nie łatwiej jest wierzyć,
że pioruny miota na ziemię rozgniewany przez ludzi Zeus, niż że powstają wskutek
dążności natury do wyrównywania potencjałów elektrycznych między rzeczami
naładowanymi ujemnie i dodatnio? Czy nie łatwiej wytłumaczyć wielką katastrofę
lotniczą przez ludzkie zbrodnicze działania niż przez zwykłą niedoskonałość
ludzi i sprzętu?
Warto mity owe znać nie po to, by podejmować z nimi merytoryczną polemikę,
argumentując na rzecz sprawdzalnych faktów, tylko po to, by je obalić
racjonalnymi argumentami. Że to i tak nie pomoże i płaskoziemcy będą nadal mieli
się dobrze, podobnie jak ci, co nie wierzą w lądowanie człowieka na Księżycu i
ci, którzy twierdzą, że każde promieniowanie energii jest dla ludzi zabójcze. No
to co, niech się mają jak najlepiej. Ale lepiej by było, gdyby nie zdobyli na
tyle poparcia w sferach rządzących (w sumie nie tylko Donald Trump nie wierzy w
ocieplenie klimatu!), by ich poglądy wyparły wiedzę naukowa i przeszły ze strefy
bajek do programów szkolnych i politycznych.
W tym może nie tyle obalaniu, ile demaskowaniu i dekonstruowaniu mitów i oszustw
paranaukowych ogromnie pomocna będzie wydana ostatnio książka Fakt, nie mit
Aleksandry i Piotra Stanisławskich, prowadzących świetny portal popularyzatorski
„Crazy nauka”. Autorzy stosują doskonałą technikę: przedstawiają dokładnie
poglądy poszczególnych grup mitomanów, zwolenników teorii spiskowych, blagierów
i oszustów – po czym punkt po punkcie najpierw ukazują skąd się wziął, kiedy i w
jakich okolicznościach powstał taki czy inny mit (chodzi, rzecz jasna, o mity
współczesne, a nie o dzieje Ozyrysa, Zeusa, Kali i ich kumpli), prezentują
sposób i efekty naukowej weryfikacji rozmaitych popularnych ostatnio bujd
(podając szczegółowe źródła), wreszcie pokazują, czy ów mit jest groźny, czy
tylko głupi.
I tak Stanisławscy analizują popularne w naszej społeczności mity m.in. na temat
homeopatii, rzekomej szkodliwości szczepień, ewolucji, globalnego ocieplenia,
trujących śladów po samolotach, modyfikacji genetycznych, promieniowania
elektromagnetycznego, rakotwórczego działania komórek, zagrożeń ze strony
kuchenek mikrofalowych oraz rooterów wi-fi itd. Ładne wydanie, zabawne
ilustracje, przystępny język sprawiają, że dobrze się to czyta, świetnie
zapamiętuje – ale, co oczywiste – po książkę nie sięgną ci, którzy są
impregnowani na fakty, stojące w sprzeczności z tym, w co im wygodniej wierzyć i
co przeczytali w wybranych postach na Facebooku. Smutne to, bo wciąż przypomina
głos wołającego na puszczy, gdzie żyje plemię, które nie tylko z pewnością nas
nie zrozumie, ale w ogóle nie wysłucha, tylko zagłuszy tam-tamami. Słysząc nasz
głos najchętniej by już rozpaliło pod kotłem, ale kotły zabrała oszukująca ich
elita, w zamian dając im trujące mikrofalówki.
Mottem książki jest zdanie Alberta Einsteina: Strach i głupota zawsze leżały
u podstaw większości ludzkich działań. Im jesteśmy mądrzejsi, jako ludzkość,
tym ten obszar podstawowej głupoty jest większy – a w każdym razie głośniejszy.
-----------------------------------------
Aleksandra Stanisławska, Piotr Stanisławski, Fakt, nie mit, Grupa
Wydawnicza Foksal, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2019, stron 272.