Maciej
Pinkwart
Gwiazdka pomyślności
Jak
porównywać ludzi? Jak ustalać ich ranking? Obiektywnie potrafi to tylko wojsko
na mustrze: według wzrostu, rocznikami, rangami… Ale jeśli wzrost nie ma
wielkiego znaczenia (choć zwykle zauważamy długali i kurdupli), a ranga w ich
własnym mniemaniu jest taka sama, to która osoba jest najważniejsza? Wtedy
zwykle do akcji wkracza tzw. zaangażowany pisarz, który porówna ich wady i
zalety, i napisze hagiografię swego ukochanego przywódcy. Albo tego, w czyim
imieniu zlecono mu to zadanie.
No, chyba że tym pisarzem jest Michał Ogórek. Prześmiewca, ironista, zarazem
jeden z najsympatyczniejszych ludzi, który potrafi wyśmiewać się z polityków
tak, że wyśmiewany może się sam z
siebie pośmiać, a jeżeli się obrazi, to znaczy że powinien wrócić do kabaretu
polityki nie jako bohater anegdoty, tylko jako widz, ewentualnie szatniarz. Ale
sarkastyczny Ogórek ma poglądy zdecydowane i
jednoznaczne, co nie przeszkadza mu wyśmiewać się także z tych, z którymi
sympatyzuje. Jego mini felietony są ozdobą „Gazety Wyborczej”.
W okresie międzyświątecznym – między świętem 100-lecia
Niepodległości a świętami Bożego Narodzenia – wpadła mi w ręce pyszna i
doskonale napisana książka Michała Ogórka, która z pewnością pojawi się jako
prezent pod niejedną choinką. Jej terapeutyczna rola (śmiech
to zdrowie!) będzie szczególnie ważna w okresie poadwentowym, kiedy to
większość prawdziwych Polaków czci narodzenie Zbawiciela przy pomocy karpia,
pierogów, śledzika, schaboszczaka, szyneczki i innych tego typu przedmiotów
liturgicznych: wybuchy śmiechu, obowiązkowe przy lekturze, z pewnością rozmasują
przeładowany żołądek. Tytuł w zasadzie opowiada o treści:
Sto lat! Jak w ostatnim stuleciu
czciliśmy przywódców. Do zdefiniowania, rzecz jasna, są tu określenia
czciliśmy oraz
przywódcy…
Gdyby sądzić po spisie treści, mamy do czynienia z socjologiczną dysertacją,
omawiającą wspólne i rozbieżne kwestie biograficzne, stosunek do patriotyzmu,
zagadnienia światopoglądowe, opinie współczesnych na temat bohaterów i ich
stanowisk państwowych, podejście do przeciwników i sposób uwieczniania ich w
pamięci potomnych. A bohaterami książki są „ojcowie narodu” (matek nie
uwzględniono…) działający na przestrzeni ostatnich stu, a nawet więcej lat:
Józef Piłsudski, Edward Rydz-Śmigły, Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, Edward
Gierek, Wojciech Jaruzelski, Lech Wałęsa oraz Lech i Jarosław Kaczyńscy,
traktowani łącznie. Autor tłumaczy się przed czytelnikami, że tacy mężowie stanu
jak Aleksander Kwaśniewski i Donald Tusk w książce się nie znaleźli, ale są w
poczekalni – a co do Tuska, to być
może znajdzie się w drugim wydaniu.
Śmieszne jest nie tylko to, że nasz, społeczeństwa, stosunek do ludzi
sprawujących władzę nie zmienia się mimo upływu lat i mimo tak kolosalnych
różnic ideologicznych i politycznych. Bawi także głupota propagandystów,
nauczycieli i rozmaitych kaowców, którzy usiłują narzucić społeczeństwu wizję
nadludzi, którzy na chwilę zeszli z niebieskiej chmurki i dają nam swoje osoby
do uwielbienia i stali się na moment najlepszymi z najlepszych. A czy ta
niebieska chmurka znajduje się w Wiedniu czy Magdeburgu, Moskwie, Katowicach czy
Krośnie, w Gdańsku czy na Żoliborzu – nie ma najmniejszego znaczenia. Głupota
jest ponad tym.
Przeczytałem Sto lat w niewiele ponad
sto minut, odkładając lekturę tylko po to, żeby przetrzeć oczy ze zdumienia.
Teksty gloryfikujące Piłsudskiego mogłyby śmiało być wykorzystane przy
referatach na temat Jaruzelskiego, a tematy wypracowań szkolnych o Rydzu,
Bierucie czy Gierku minister Zalewska może wykorzystać do oświatowych ćwiczeń na
temat Lecha Kaczyńskiego. To co nadworni poeci sanacji czy PRL-u pisali o swoich
bohaterach mógłby napisać Rymkiewicz albo Wencel. Śmieszne? I jak jeszcze.
Straszne? No, niestety, też.
Michał Ogórek między zabawnymi cytatami i dowcipnymi komentarzami własnymi
przemyca mnóstwo smaczków biograficznych, które czynią pomniki – stojące czy
zwalone – bardziej ludzkimi, a także każą się zastanowić kogo to, na miłość
boską, na tych pomnikach stawiano i stawia się
mutatis mutandis nadal. I dlaczego
tak bardzo potrzebujemy idoli, którzy kompletnie się na te pomnikowe miejsca nie
nadają. I czy to świadczy o nich i ich dworakach, czy o nas samych. Dobrym
wyrazem tego idiotyzmu jest chóralne śpiewanie
Sto lat przy okazji tzw.
gospodarskich wizyt tych, o których myślimy, że uszczęśliwią nas łaską od tronu.
Ja jeszcze – co prawda jak przez mgłę – pamiętam, jak na warszawskim Placu
Defilad ze sto tysięcy osób śpiewało to w 1956 roku dla
Towarzysza Wiesława, czyli Władysława
Gomułki wierząc w to, że uda się pod jego przywództwem zbudować socjalistyczne
państwo prawa i sprawiedliwości społecznej. Niestety, prawie wszyscy ulegli tym
złudzeniom i już po kilku latach boleśnie się rozczarowali. Teraz pewno śledczy
z IPN-u analizują zdjęcia z tamtych czasów widząc we wszystkich tych śpiewakach
propagatorów komunizmu. Dziś to samo Sto
lat śpiewa się dla innego towarzysza, tak samo fałszując i tak samo dając
się nabrać na pustą gadaninę i ochłapy z pańskiego stołu. Różnica – podstawowa,
przyznaję – polega na tym, że dziś Michał Ogórek może to śmiało napisać i nawet
rozdawać swoim wielbicielom autografy (jak to czynił ostatnio na Wrocławskich
Targach Książki), nie trafiając do więzienia, co najwyżej ryzykując oplucie
przez prawicowych hejterów. Ale nie byłbym pewny, czy o niektórych z obecnych
przywódców nie można powiedzieć tego samego co o – nieuwzględnionym w książce,
jako że nie był wielkim przywódcą – peerelowskim premierze Józefie
Cyrankiewiczu, o którym mówiono, że zbierał dowcipy o sobie, kolekcjonując także
tych, którzy je opowiadali…
No cóż – Sto lat i
niech nam gwiazdka pomyślności
nigdy nie zagaśnie nad stajenką, do
której najczęściej przychodzimy nie jako święta rodzina, pasterze, mędrcy czy
anioły, tylko jako trzoda, gromadząca się wokół żłobu.
----------------------------
Michał Ogórek, Sto lat! Jak w ostatnim
stuleciu czciliśmy przywódców, Wydawnictwo „Agora”, stron 296, Warszawa
2018.