Maciej Pinkwart
Schody bez poręczy
Gdyby
znalazł się ktoś, dysponujący wiedzą i umiejętnościami analizy literackiej Jacka
Kolbuszewskiego oraz talentem operowania słowem Mariusza Koperskiego, to
powinien zabrać się do napisania powieści biograficznej z życia Michała
Choromańskiego. Byłoby to dzieło wielogatunkowe, bo to i powieść drogi (Elizawetgrad
na Ukrainie, Kijów, Warszawa, Druskienniki, Zakopane, Warszawa, Leysin w
Szwajcarii, Tworki pod Warszawą, Argentyna, Brazylia, Afryka Zachodnia, znów
Warszawa, Rzym, Londyn, znów Brazylia, Kanada, znów Warszawa, Kościan,
Konstancin…), i ognisty romans (lista obiektów jego uczuć jest bardzo długa, są
na niej nazwiska pięknych i obdarzonych temperamentem zakopianek z Marią
Kasprowiczową i Bronisławą Włodarską na czele), i powieść z życia wyższych sfer
artystycznych (Szymanowski, Iwaszkiewicz – obaj kuzyni Choromańskiego -
Wierzyński, Witkiewicz, Malczewski, Chwistek, Worcell, Wittlin, Nałkowska,
Słonimski, Gombrowicz, Goetel, Zweig, Brzechwa, Andrzejewski, Iredyński,
Kilar…), powieść o wszechstronnej i pozornie łatwej drodze twórczej, wiodącej od
poezji, przez opowiadania, powieści – kryminalne, obyczajowe, społeczne,
polityczne, erotyczne – do dramatów i esejów… I jeszcze powieść o szczególnym
przypadku medycznym – życiu człowieka, od wczesnej młodości walczącego z
gruźlicą, chodzącego z trudem i tylko o kulach, spędzającego pół życia w
szpitalach i sanatoriach, dzielącego tę drugą połowę między stoliki kawiarniane,
ekskluzywne restauracje i obskurne knajpy oraz łóżka mniej czy bardziej pięknych
kobiet – a zarazem człowieka, który imał się w życiu różnych zawodów, także
fizycznych, przebijał się przez fronty wojny i rewolucji, nieraz spoglądał
śmierci w oczy, na którego życie nastawali podobno spiskowcy aż z Brazylii i
który zmarł w tajemniczych okolicznościach w szpitalu Ministerstwa Zdrowia...
Miłośnik czy wróg Zakopanego – a któż nie jest jego miłośnikiem albo wrogiem, co
wychodzi na to samo, tylko z przeciwnym znakiem – rozpozna miasteczko pod
Giewontem przede wszystkim w dwóch powieściach Choromańskiego:
Zazdrość i medycyna (dedykowana
Rafałowi Malczewskiemu, pierwsze wydanie w 1933 r., Nagroda Młodych Polskiej
Akademii Literatury) i Schodami w górę,
schodami w dół (wydana po raz pierwszy w 1967 r. przez Wydawnictwo
Poznańskie). Obydwie sfilmowano, w przypadku
Schodów… znacznie odstępując od
oryginału z korzyścią dla akcji i stratą dla literatury. Powieść
Schodami w górę, schodami w dół miała
swoje drugie wydanie w "Czytelniku" w 1977 r., trzecie w 1986 r., także w
Wydawnictwie Poznańskim, a ostatnio (lipiec 2017) wydał ją Państwowy
Instytut Wydawniczy z posłowiem wybitnego znawcy twórczości Choromańskiego Marka
Sołtysika. I jest to dzieło, które koniecznie powinno znaleźć się w bibliotece
każdego miłośnika czy wroga Zakopanego. A któż… - itd.
Oburzano się na tę książkę już wielokrotnie. Szczególnie gorąco protestowali
ludzie, związani z Harendą i Muzeum Jana Kasprowicza, odnajdując w niej pokazany
w krzywym zwierciadle obraz tego miejsca, wizerunek Marusi Kasprowiczowej, jej
nieżyjącego już wówczas wielkiego męża i karykaturę całego związanego z Harendą
środowiska. Nie bez racji – bo Choromański ukazuje i postacie, i ich działania,
i przede wszystkim klimat owego uzdrowiska zdecydowanie nie w superlatywach. Sam
był przyszywanym zakopiańczykiem od
czasu, kiedy z tylko trochę zaleczoną gruźlicą kości i płuc w 1924 r. po raz
pierwszy przyjechał do Zakopanego, by w 1926 r. osiedlić się tu na stałe,
zatrzymując się początkowo w pensjonacie „Sanato” na zboczu Antałówki. Czy
poznał wtedy żyjącego jeszcze Jana Kasprowicza? Raczej nie, bo dopiero w 1927 r.
pisarz Kazimierz Wierzyński przedstawił go pani Marusi, a skutkiem tego faktu
było zaproszenie Choromańskiego i jego matki do zamieszkania na Harendzie. Tam
właśnie zaczął pisać po polsku – wszystkie jego wcześniej powstałe dzieła
tworzył po rosyjsku, zresztą dopiero w Zakopanem zaczął w miarę poprawnie mówić
po polsku. W domu Kasprowiczowej pisał też swoją pierwszą powieść –
Biali bracia, wydaną w 1931 r. W 1930
r. wyprowadził się z Harendy (do czego, zdaje się, przyczynił się romans z jedną
z młodych przyjaciółek pani Marusi – Bronisławą Włodarską) i zamieszkał w
willi „Olma” przy ul. Zamoyskiego, która była wówczas zupełnie niezwykłym
adresem. Wynajmował ją słynny lekarz, malarz i kolekcjoner sztuki dr Teodor Birula-Białynicki z żoną, a część pomieszczeń odnajmowali Stanisław Ignacy
Witkiewicz z matką i właśnie Choromański, także z matką. Tam właśnie odbywały
się słynne „orgie” – spotkania towarzyskie przy suto zastawionym stole, z dużą
ilością alkoholu, niekiedy także narkotyków. W 1933 r., kiedy to Białyniccy
wyprowadzili się z Zakopanego, Choromańscy przenieśli się do willi „Chimera”,
gdzie pisarz wynajmował kilka pokoi do 1937 r., kiedy to ostatecznie opuścił
Zakopane.
Sporo informacji o Zakopanem i zakopiańczykach znajdziemy w wydanych pośmiertnie
jego Memuarach (1976). Zakopane jest,
jak już wiemy, tłem akcji dwóch jego dzieł –
Zazdrość i medycyna oraz – zwłaszcza
– Schodami w górę, schodami w dół.
Akcja powieści toczy się w ostatnich miesiącach, poprzedzających wybuch II wojny
światowej w podtatrzańskim uzdrowisku, które autor opatruje nazwą Podbazie, a
przede wszystkim w jego peryferyjnej dzielnicy – Bazie. To ciekawy zabieg
onomastyczny, pokazujący że tak naprawdę dla narratora ważniejsze od centrum są
właśnie owe peryferia. I niech nas nie zwiedzie to, że oprócz Bazi i Podbazia
występuje leżące opodal samo Zakopane: to tylko taki fałszywy trop, niejako
dystansujący autora od miejsca, gdzie spędził kilkanaście lat życia. A więc –
powieść z kluczem? I tak, i nie. Bo wśród bohaterów pierwszego i drugiego planu
znajdziemy łatwe do zidentyfikowania postacie, choć niekiedy paradujące w
maskach i kostiumach, ale są tam też osoby, będące synkretycznymi portretami
kilku zakopiańczyków lub bywalców stolicy Tatr. Wśród tych pierwszych króluje
oczywiście właścicielka willi – pagody na Baziach, Dragina Łucka, z pochodzenia
Bułgarka, żona architekta Antoniego Łuckiego, w której bez trudu rozpoznajemy
Marusię Buninę, z pochodzenia Rosjankę, żonę poety Jana Kasprowicza. Doktor
Łomicki to doktor Gustaw Nowotny (skądinąd jako doktor Tamten będący bohaterem
Zazdrości i medycyny), bibliotekarz
Stefan, czyli Bibek to meteorolog Józef Fedorowicz, znany jako Pimek (choć ma
też cechy bibliotekarza Jerzego Gawlińskiego), fotograf Benedykt Sznadel to
fotograf Henryk Schabenbeck, aptekarz Jan Wiertacki, do którego mówiono Zyzio,
to aptekarz Bogdan Donigiewicz – Bodzio, morfinista i wizjoner Lilipowski to
Bohdan Filipowski, pianista wiedeński Ramkopf z żoną Dunką to pianista
holenderski Egon Petri z żoną wiedenką - itd. Jednak wielu bohaterów powieści to
albo mocno przekonstruowane i
dofantazjowane portrety autentycznych osób - architekt Ryszard Ordęga,
budowniczy tumby grobowej Łuckiego, to z pewnością jakaś parafraza architekta
Karola Stryjeńskiego, budowniczego mauzoleum Jana Kasprowicza, Wachledowie to
Bachledowie – albo postacie wymyślone, niekiedy tylko przejawiające niektóre
cechy rzeczywistych bywalców lub mieszkańców Zakopanego. Taką osobą jest sam
narrator – młody malarz Karol Nitonicki, będący mocno zmodyfikowanym alter
ego samego Choromańskiego, który także w młodości uprawiał sztuki piękne.
Tytułowe schody to oczywiście schody, wiodące i dziś do willi Kasprowiczów na
Harendzie, ale także te, prowadzące do mauzoleum poety i jego żony. Zarazem to
metafora pełnego wzlotów – często duchowych, i upadków – często artystycznych -
życia w specyficznym uzdrowisku, gdzie splatają się losy tubylców-górali,
stałych mieszkańców, rekrutujących się z leczących się tu klimatycznie
suchotników lub eskapistów, uciekających od domowych problemów i przyjezdnych
letników, ściągniętych tu przez niezwykły mit, otaczający to niezwykłe i
demoniczne miasto, co i raz atakowane przez kaprysy natury (w tym diabelski
wiatr halny, uparcie i nieładnie przez Choromańskiego nazywany
halniakiem), ściągające dziwaków,
przestępców, samobójców, a nawet szpiegów. Tłem akcji, która ma elementy
romansu, sensacji i kryminału, jest nie tylko imponująca przyroda i fascynacja
twórczością jako taką, ale także dekadencka atmosfera nadchodzącej nieuchronnie
katastrofy, która spada na Podbazie wraz z całą Polską we wrześniu 1939 r.
Naturalnie, każdy miłośnik literatury zaraz skojarzy sobie owe
atmosferyczne cechy z wielkim dziełem
Tomasza Manna. Ale książka Choromańskiego jest od
Czarodziejskiej góry o tyle
ciekawsza, o ile Zakopane jest bardziej interesujące od Davos. A jest.
Barwnie, w swoistym stylu napisana powieść
Schodami w gorę, schodami w dół
powinna być lekturą obowiązkową także i w naszych czasach, kiedy dziwacy i
odmieńcy są kiepsko tolerowani, choć bez nich świat byłby pusty, nudny i groźny,
jak dobiegający gdzieś z oddali dźwięk werbli wojennych i pochodów młodzieńców z
przepaskami na rękawach i uniesionymi dłońmi, skandujących wytarte, ale wciąż
wielu pociągające hasła. A na karykaturalne czy po prostu przesadzone portrety
wybitnych zakopiańczyków nie ma co się obrażać: po pierwsze – sami robili wiele,
żeby się odróżnić od szarego tłumu, a po drugie – to przecież powieść, a nie
reportaż z cherlawego, choć wciąż bardzo modnego Podbazia.
------------------------------------------------
Michał Choromański, Schodami w górę,
schodami w dół, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2017, posłowie Marek
Sołtysik, 431 stron.