Maciej Pinkwart

Narkotyki już dostępne

TUTAJ skan artyułu

 

Na tym zrobię flotę – pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz do żony w lipcu 1930 r. Jak zwykle, miał rację i, jak zwykle, jego proroctwo minęło się w czasie z rzeczywistością. Jego książka o nieco barokowym tytule Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + appendix wyszła drukiem w 1932 r. i… przeszła bez echa. Po latach, już w PRL-u pod tytułem Narkotyki stała się bestsellerem i do dziś była w zasadzie nieosiągalna, mimo kilku wznowień (1979, 1990, 1993, 2002, 2012). Była, bo właśnie 12 kwietnia 2016 ukazała się na rynku najnowsza edycja tego dzieła, opublikowana przez Państwowy Instytut Wydawniczy, z okładką nawiązującą do pierwszego wydania.

 

Skąd popularność tej książki? Pisze o tym jeden z czytelników na blogu literackim: Po lekturę sięgnąłem zupełnie przez przypadek. Przeglądałem sobie „Wiadomości Literackie” z trzydziestego któregoś roku i natrafiłem tam na recenzję tej książki. Oprócz interesującego tytułu, sama recenzja była dosyć ciekawa. Znając legendę Witkacego, którą nam się wpaja w szkole postanowiłem sprawdzić co też mistrz Czystej Formy napisał o swoich doświadczeniach ze środkami odurzającymiA w wydaniu z 2012 r. jeden z wydawców pisze w tekście reklamowym: Napisane w 1932 r. „Narkotyki” są swojego rodzaju rozprawą Stanisława Ignacego Witkiewicza zarówno z własnymi słabościami, jak i z panującą wśród jego współczesnych opinią na temat jego stylu życia i skłonnością do uzależnień. Witkacy opisuje własne stany „pod wpływem” poszczególnych narkotyków, swoje upadki, słabości, powroty do nałogów, ale i fascynacje.

Jak widać, pociągała czytelników nadzieja na znalezienie szczegółowych opisów tego, jakie skutki ćpanie rozmaitych używek wywarło na osławionego skandalistę. Nadzieja na owe opisy upadków i fascynacji Witkacego narkotykami zdecydowanie mija się z celem książki, której autor, owszem – analizuje ponarkotykowe odmienne stany świadomości, ale czyni to nie dla sensacji, tylko dla przestrogi. Sam – warto to podkreślić – nigdy nie był uzależniony od żadnych używek, choć nieprawdziwa jest też opinia, że zażywał narkotyki wyłącznie w celach dokonywania eksperymentów artystycznych.

We wstępnie nieco ironicznie prezentuje opinie, jakie na jego temat krążyły – i, dodajmy, krążą dalej – w środowisku zakopiańskim:

Pod tym względem w naszym już i tak wyjątkowo plotkarskim i lubiącym bawić się oszczerstwami społeczeństwie spotkało mnie zdaje się wyróżnienie. Mimo całego braku megalomanii, co z całą uczciwością podkreślam, mam wrażenie, że doborem bzdur i kłamstw, jakie o mnie mówiono i mówi się jeszcze, nie każdy przeciętnie znany u nas człowiek poszczycić się może. (…)

Również przeczę przy sposobności, jakobym oddawał się homoseksualizmowi, do którego czuję wstręt najwyższy; jakobym żył płciowo z moją syjamską kotką, Schyzią (Schizofrenią, Isottą, Sabiną, którą bardzo lubię, ale nic poza tym) i jakoby nierasowe zresztą kocięta z niej zrodzone były do mnie podobne; jakobym miał stragan portretowy na Wystawie Poznańskiej i robił dziesięciominutowe portrety po dwa złote (czego te dranie nie wymyślą!); jakobym był blagierem i rzucał się na kobiety przy lada sposobności; jakobym uwodził mężów żonom, chodził we fraku (nigdy nie miałem fraka w ogóle) na Giewont, pisał sztuki sceniczne dla kawału, nabierał i kpił, i nie umiał rysować. Wszystko to są plotki wymyślone przez jakieś obskurne baby, kretynów i idiotów, a nade wszystko przez draniów chcących mi zaszkodzić. Odpieram te znane mi plotki i z góry te wszystkie, które krążyć jeszcze o mnie w Zakopanem i jego przysiółkach będą. Szlus.

Od czasów powojennych Narkotyki wydawane są wspólnie z innym esejem, będącym może najciekawszym tekstem publicystycznym Witkiewicza. To Niemyte dusze, pozornie dotyczący stanu (opłakanej!) higieny współobywateli Witkacego, który, jak wiemy, miał niemal obsesję na punkcie czystości. Ale tak naprawdę to wybitny tekst historiozoficzny, opisujący przywary narodowe Polaków, utrudniające, czy wręcz uniemożliwiające im normalną koegzystencję społeczno-polityczną. Wiele tam osobistych dygresji życiorysowych (to jedyne miejsce, gdzie Witkiewicz publicznie wypowiada się na temat swego udziału w I wojnie i Rewolucji w Rosji), wiele też opinii, które mimo upływu dokładnie 80 lat od ich napisania (Niemytych dusz nigdy nie wydano za życia autora) niestety, nic nie straciły na aktualności. Jak ta:

Tak więc pewne właściwości wrodzone narodowi polskiemu, połączone z jego potęgującą się w swych charakterystycznych rysach strukturą szlachecko — demokratyczną, będącą do pewnego stopnia też ich funkcją, wytworzyły z Polaków naród ludzi niezadowolonych ze swego losu, tzw. z rosyjska „nieudaczników”, którzy jako jedyny ratunek przeciw niespełnionym ambicjom musieli widzieć w sztucznym napuszaniu się do nieosiągniętej realnie wielkości: pić, bić się i puszyć się do ostatecznych granic możliwości — to był jedyny ratunek na nieprzyjemny podświadomy podkład poczucia własnej małości.

Warto pilnie zaopatrzyć się w tę książkę, bo można być pewnym, że znów szybko zniknie z półek księgarskich i witryn internetowych.