Konkurs w Zakopanem 19-02-2003, fot. PAP via OnetMaciej Pinkwart

Nienormalna normalność

 

Znacznie bardziej, niż wymuszanie komplementów od zagranicznych gości na Pucharze Świata w Zakopanem, irytowały mnie zachwyty nad dobrym zachowaniem się publiczności. Naturalnie, wszyscy pamiętamy ubiegłoroczne chamstwo kiboli w Zakopanem, gwiżdżących na Hannawalda i jeszcze obrażonych za to, że ten im się próbował odgryzać. W tym roku go oklaskiwali, co oczywiście może być wyrazem ich zgrzecznienia, ale i sytuacja nieco się zmieniła: Małysz z Polskiego Orła zmienił się w maskotkę. No, a nikt nie ma pretensji do prawdziwego niedźwiedzia, że lepiej od pluszaka potrafi wybrać miód?

Jest też niewątpliwie wyrazem kompleksów niższości ciągłe udowadnianie, że jesteśmy godni miana Europejczyków, że białe niedźwiedzie nie chodzą już po naszych ulicach (bo nawet ten na Krupówkach został zamieniony na kawałek dykty obleczony w futerko z kłami...), że nasi kibice nie zabijają kibiców obcych drużyn i nie zagrażają życiu innych niż nasi mistrzów, że organizatorzy naszych imprez potrafią zapewnić na nich porządek... Rzecz jednak w tym, że owo udowadnianie widać ma jakiś sens, a może jest jego konieczność, bo przecież niewielu mamy prawdziwych Europejczyków w kraju pelargonii i malwy. Kwestią do osobnej dyskusji jest to, ilu ma ich ta prawdziwa – Zachodnia znaczy – Europa... Pytanie to postawimy może Wolfgangowi?

Cóż to znaczy bycie Europejczykiem? Zapewne to przede wszystkim jest znajomość Europy. Nie koniecznie osobista – nie każdy może i nie każdy chce podróżować od Lizbony po Tallin, choć moim zdaniem jak prawdziwy muzułmanin do Memmki, tak prawdziwy Europejczyk powinien choć raz w życiu odbyć pielgrzymkę przynajmniej do Paryża (przez Kolonię), Carcassonne, Barcelony, Rzymu, Aten, Wiednia, Koszyc, Krakowa, Lwowa, Gdańska i Wilna. Może powstaną takie biura podróży, które będą organizować podróże pod hasłem „Jak zostać Europejczykiem w tydzień?”...

Ba... Nie wystarczy znać kilka miast... Trzeba orientować się w kulturze europejskiej i mieć świadomość, że rozciąga się ona od Fidiasza i Sofoklesa po Picassa i Szymborską, że nie jest wcale równoznaczna z kulturą rzymsko-katolicką, ale poza Bazyliką San Pietro obejmuje również Bizancjum z Hagia Sophią i delikatne koronki mauretańskiej Alhambry... Trzeba umieć się porozumieć i w tym sensie nierzadko niepiśmienni rycerze średniowiecza byli większymi Europejczykami niż my, wiedząc, że chcąc zmierzyć się w turnieju rycerskim z wybitnym przeciwnikiem, trzeba było umieć go przynajmniej zwyzywać po łacinie, nie mówiąc już o tym, że należało umieć na ten turniej dojechać i dogadać się z karczmarzem...

Znać, to nie znaczy wszystko akceptować. Miłośnicy malagi zapewne nie dadzą się przekonać do bordeaux, a entuzjaści Scotcha do żubrówki. Ale, na szczęście, jest możliwość wyboru – i to jest w tej całej zjednoczonej Europie najważniejsze; moc zachować swoje przyzwyczajenie, kulturę i obyczaje przyjmując a priori, że inni mają do tego samego prawo. Po tygodniowym pobycie w Paryżu znajoma zakopianka miała tylko jedno marzenie: schabowy z kapustą... Nie była jeszcze na tyle europejska, żeby pójść do restauracji Jo Goldenberga w dzielnicy Marais i tam sobie to zamówić...

Akceptacja dla innych niż własne obyczajów bez rezygnacji z tych ostatnich to w największym skrócie podziw dla katedry Notre Dame bez zakompleksionych porównań z katedrą wawelską (a u nas to kopuła jest kryta złotem...) – na szczęście to nie jest jak kontraktowa miłość małżeńska: można podziwiać obydwie. Można klaskać po wykonaniu V Symfonii Beethovena i po IV Symfonii Szymanowskiego z pełną świadomością, że ta pierwsza reprezentuje Puchar Świata, a ta druga ewentualnie Puchar Kontynentalny. A podobać się mogą obie.

I w tym sensie oklaski dla Hannawalda na zakopiańskiej Krokwi stanowią krok we właściwym kierunku. Bo część z nas przynajmniej zrozumiała, że gdy się odrzuci zapyziały szowinizm Wschechpolaków, to można się cieszyć i mistrzowską formą Niemca Hannavalda, i trzecim miejscem Polaka Małysza. Nie zapominając o błyskotliwym talencie dzielącego ich Austriaka Liegla. Wszyscy są reprezentantami naszej ojczyzny – Europy. W dodatku – środkowej.