Maciej Pinkwart

Cave felem, czyli scenariusz na kilku aktorów, kota i gorące lato

 

Kilkanaście dni temu rozmawiałem z przyjaciółką o wyborach. Była przerażona rosnącym poparciem dla Kaczyńskiego, ja zaś to całkowicie lekceważyłem i uspokajałem ją, że po pierwsze Kaczyński na pewno nie wygra, bo ludzie nie są głupi i wszystkie te tanie sztuczki ze zmianą oblicza politycznego jednego z głównych matadorów niedzielnej elekcji budzą wśród nich na pewno tylko uśmiech zażenowania. I nie dają się na to nabierać nawet zwolennicy prezesa PIS-u, mówiący głośno, że on tak musi się zachowywać, żeby wygrać wybory. A zatem, że udaje, a w zasadzie manipuluje ludźmi, choć nie swoimi – ci, jak to swoi, swoje wiedzą. A jeśli nawet – nie daj Boże – Kaczyński wygra, no to też się nie ma czym przejmować, bo po prostu będzie to, co mieliśmy przed katastrofą w Smoleńsku: prezydent na fasadowej posadzie, w Kancelarii swoistego rodzaju San Marino, stanowiące azyl i zespół synekur dla kumpli prezydenta. I osierocona partia, z której prezes formalnie będzie musiał wystąpić. No i żałosna polityka wetowania wszystkiego, cokolwiek zgłasza rząd, po prostu dlatego, żeby jeszcze bardziej nadąć swoją Nadętość.

Dziś już tak nie myślę, ani się nie uspakajam myślą, że już to braliśmy i nauczyliśmy się żyć z takim wrzodem na demokratycznym tyłku.

Bowiem widać coraz wyraźniej, że Kaczyński nie idzie do Belwederu po to, by tam palić znicze przed portretem zmarłego brata i jego żony, ani po to, żeby dawać popalić gnuśnemu rządowi Tuska, który swoją polityką miłości zmarnował połowę kadencji, kiedy to w większości dziedzin życia społecznego rzekomo przegrany PiS robił co chciał, bo Platforma bała się przejąć pełni władzy, żeby jej nie zarzucono zapędów dyktatorskich i tego, że w gruncie rzeczy nie różni się wcale od PiS-u. Scenariusz, który daje się przewidzieć, wygląda tak:

Leniwi wyborcy Komorowskiego zamiast na wybory pójdą na grilla, bo będzie im się wydawało, że marszałek, taki poczciwy i sympatyczny, wygra i tak w cuglach, więc po co się fatygować. A twardy elektorat PiS-u i ci, co czytają Nasz Dziennik i Gazetę Polską i wierzą w bzdury, że nie tylko katastrofa smoleńska, ale i tegoroczna powódź to antypolski zamach Putina i Tuska, zaraz po mszach za ojczyznę stawią się karnie przy urnach. Kaczyński wygra pierwszą turę niewielką przewagą i wtedy okaże się, że ci, którzy odpadną w tym etapie elekcji zaapelują, by głosować w drugiej turze właśnie na niego. Skandaliczny sojusz Sojuszu Lewicy z PiS-em w telewizji otworzył drogę do historycznego kompromisu. Największy obrotowy polskiej sceny politycznej – Waldemar Pawlak i jego ludowcy poprą każdego, kto im zagwarantuje trochę władzy i stanowisk dla nich i dla ich rodzin, nienaruszalność KRUS-u i mundur strażacki dla prezesa. I Platforma pozostanie sama – zarówno w boju o prezydenturę, jak i w parlamencie. Kaczyński wygra w cuglach drugą turę, zrezygnuje z prezesury i członkostwa PIS-u, ogłosi się prezydentem wszystkich Polaków i przez miesiąc będzie urządzał siebie i Pierwszego Kota Rzeczpospolitej przy Krakowskim Przedmieściu, a potem pani Joanna Kluzik-Rostkowska, która obejmie stanowisko szefa partii, zgłosi na forum sejmu wniosek o wotum nieufności dla rządu pod pretekstem – bo ja wiem? – złej organizacji pomocy dla powodzian, czy nie wystarczająco twardej polityki wobec Rosjan, ewidentnie odpowiedzialnych za katastrofę w Smoleńsku. I wniosek ten poprze PiS, Lewica i wszystkie sejmowe sieroty po PiS-ie, a PSL jako lojalny sojusznik, żeby nie mieć Kłopotków, wstrzyma się od głosowania.

I nowy prezydent wyznaczy Waldemara Pawlaka na nowego premiera proponując historyczny sojusz wszystkich partii (także PO). Tusk się obrazi i trzaśnie drzwiami i będziemy mieli nową władzę. Wszystkie kluczowe stanowiska obejmie PiS, ale wicepremierami będą dwaj przystojniacy - Bartosz Arłukowicz z Lewicy i Jarosław Gowin (dawniej PO, obecnie niezrzeszony). I w ramach Frontu Jedności Narodu zrealizuje się wielki plan kradzieży księżyca.

A ci, którym się to nie spodoba, zawsze będą mogli wyjechać z kraju. Oczywiście do momentu wypowiedzenia traktatu z Schengen, wystąpienia Polski z Unii Europejskiej i unieważnienia wszystkich trzymanych w domu paszportów. I zanim o szóstej rano twoje drzwi wyważy policja, ABW, CBA i w świetle jupiterów państwowej telewizji przygotuje kolejne widowisko dla spragnionych prawa i sprawiedliwości abonentów, zwolnionych przez Tuska z obowiązkowych płatności.

Mówisz, że jeśli nawet, to kolejne wybory parlamentarne są już w przyszłym roku i wtedy większość ludzi znów zagłosuje przeciwko zaistniałemu stanowi rzeczy? A skąd wiesz, że wybory będą? Jeden z polityków minionej (podobno nieodwracalnie) przeszłości mówił, że raz zdobytej władzy partia nie odda już nigdy. Ile to roboty zmienić konstytucję, czy ordynację wyborczą? Przecież Polska jest najważniejsza, a zwycięzca określi jaka…

Wybory już w niedzielę. Trzeba pójść, bo walkower to najgłupszy rodzaj przegranej.

 

Nowy Targ, 12-06-2010