4 dni po operacji, fot. MichałOperacja

 

Jak to się już wśród znajomych rozeszło, przyszło mi mieć operację serca. Odbyła się ona 22 lipca (dawniej: E.Wedel – dlaczego ten dowcip już prawie nikogo nie śmieszy?) w I Klinice Kardiochirurgii Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach – Ochojcu. Operował mnie Nepalczyk z Katmandu dr Rajesh Bahadur Shrestha, uroczy i sympatyczny człowiek tudzież znakomity chirurg, któremu chciałbym tu podziękować za „nowe życie”.Świt nad kopalnią "Staszic" - widok z okna kliniki, koło 5 rano

Jestem także ogromnie wdzięczny tym, którzy byli ze mną w tych trudnych chwilach, a nawet swoim oddaniem w zasadzie umożliwili przeprowadzenie operacji – moim przyjaciołom Renacie Piżanowskiej i Michałowi Zarytkiewiczowi, Renacie za zmuszenie mnie do zabiegu, za załatwienie rejestracji i bycie przy mnie przez cały ten czas, Michałowi nie tylko za kursowanie na trasie Nowy Targ – Ochojec i z powrotem, liczne transporty z regularnością Intercity, ale także za ofiarowanie krwi do transfuzji. Mojej gliwickiej rodzinie – a przede wszystkim Harremu, Ewie i Michałowi dziękuję za odwiedziny i bycie na bieżąco, a Ewie dodatkowo za pyszności gastronomiczne. Za życzliwość, pomoc i niespodziewane odwiedziny dziękuję Karolowi Buli, prezesowi Towarzystwa Muzycznego im. K.Szymanowskiego, który najpierw dodawał mi otuchy na własnym przykładzie, a potem mnie odwiedził, by opowiedzieć o festiwalu zakopiańskim, który tym razem tak jakoś minął beze mnie. Dzięki za wszystkie życzliwe telefony, maile i SMS-y, najpierw z deklaracjami o trzymaniu kciuków i modlitwach w mojej intencji, a potem z niecierpliwymi zapytaniami o efekt tych działań – przede wszystkim starym i wypróbowanym przyjaciołom Zbyszkowi, Urszuli, Jaśminie i Michałowi Jachimskim, Mirce i Staszkowi Lubowiczom wraz z rodziną, Krysi Chróst, Wojtkowi Salapskiemu, Ewie Bilewicz, Leszkowi Brodowskiemu, Teresie i Barbarze Czekaj, Krzysztofowi Hordyńskiemu, Ani Sulskiej, Basi Kowalewskiej, Marioli Sosze, Wieśkowi Piechockiemu, doktorowi Ryszardowi Żabie, koleżankom i kolegom z pracy – Justynie Jasiorkowskiej, Justynie Kowalik, Teresie Brandys i Leszkowi Dallowi, a także Maryli Piżanowskiej z rodziną, Barbarze Skibie, Elżbiecie Plewie, i wielu innym, o których życzliwości miałem okazję się przekonać.

Specjalne pozdrowienia przesyłam moim współtowarzyszom z owych narkotycznych (narkoza plus morfina…) seansów na VIII i VII piętrze Kliniki – Michałowi, Pawłowi, Zbyszkowi, Ani i Jarkowi.

 

Jak się czuję? Cóż, jeden z lekarzy, przygotowujących naszą turę do „zabiegu” (jak się teraz eufemistycznie nazywa nawet najcięższe operacje) powiedział: Będziecie się państwo czuli jakbyście spadli po schodach z dziesiątego piętra, a potem zostali przejechani przez dwa tramwaje. Ale to normalne. No, więc czuję się normalnie. Na razie cieszę się, że żyję. Niebawem, mam nadzieję, przyjdzie pora cieszenia się życiem.

 

Maciej Pinkwart

29 lipca 2009, Nowy Targ

Wychodzę do domu - 28 lipca 2009, fot. Renata