Maciej Pinkwart

Protest na fasiągu

 

Tutaj skan artykułu

 

Codziennie rośnie ruch na zakopiance, zwiększają się korki i wydłuża czas przejazdu. Nasilają się żądania, żeby przyspieszyć budowę nowej zakopianki, a gdzie indziej w ogóle ją zacząć. To wywołuje protesty przeciwko rozbudowie drogi oraz protesty przeciwko protestom. Właściciele posesji znajdujących się między Poroninem a Zakopanem ogłaszają petycje do władz i zapowiedzi blokady drogi: ci, co nie chcą oddawać ojcowizny pod autostradę, ci co chcieliby oddać, ale od nich nie biorą, ci co są na tak, ale mają własne pomysły i ci, co chcieliby świętego spokoju.

Ciekawy sposób protestu – tylko nie wiadomo, czy przeciw rozbudowie, czy brakowi rozbudowy zakopianki – wymyśliło ostatnio Biuro Promocji Zakopanego, które w najbliższy weekend organizuje wyprawę na trasie Kraków – Tatry przy pomocy dwóch konnych bryczek góralskich, zwanych fasiągami. Trasę między krakowskim Rynkiem a Zakopanem stylowe pojazdy mają pokonać w dwa dni, z noclegiem w Rabce. Ma to być nawiązanie do sposobu, w jaki tę drogę pokonywali XIX-wieczni letnicy.

Pomysł świetny, godny nie tylko poparcia, ale i upowszechnienia, bo może zniechęcić do podróży w góry. Wszystkie kłopoty Zakopanego zaczęły się w momencie, kiedy zaczęli przyjeżdżać tam turyści – od tamtej pory stale się narzeka, że albo jest ich za mało, albo za dużo, albo zanieczyszczają środowisko, które przecież mogłoby spokojnie zostać zniszczone przez samych mieszkańców, albo narzekają na pogodę, która bez nich byłaby na pewno lepsza. Konne zaprzęgi nie pojadą zakopianką, bo wywołałoby to protesty miłośników zwierząt, a podróżujący w nich artyści-turyści musieliby pokonywać trasę w maskach gazowych. Ponadto w planie wyprawy jest odwiedzanie różnych miejscowości po drodze, gdzie zorganizowane będą imprezy, promujące Zakopane. Być może nawet ciotka Johna Cleese’a z Pcimia dostanie darmowy bilet na Gubałówkę.

Jest to niewątpliwie sposób zlikwidowanie kłopotów komunikacyjnych na trasie Kraków-Zakopane. Być może IDĄC dalej w tym kierunku, należałoby sięgnąć i do innych wzorców: na przykład ubogi ksiądz (tak!) Eugeniusz Janota, autor pierwszego przewodnika do Tatr, w 1846 r. z oszczędności wędrował w obie strony pieszo. Wyczyn ten (w jedną stronę…) powtórzył w 1954 r. Jarosław Iwaszkiewicz, w towarzystwie kilku młodych chłopaków, ale to może nie być dobry przykład dla Zakopanego.

Tak naprawdę jednak żadne protesty nie są potrzebne – za kilka lat zakopianka zostanie całkowicie pokryta rdzewiejącymi wrakami samochodów, które utkną w liczącym 100 kilometrów korku, Zakopane będzie miało pięknie wyremontowane, ale całkowicie nieprzejezdne ulice, a miłośnicy Tatr dotrą do nich drogą alternatywną przez autostrady słowackie.