Plakat filmu, Onet-filmSergiusz Pinkwart

Męka bohaterów

To najlepsza i najdłuższa reklama Nowej Zelandii, jaką kiedykolwiek mogli sobie wymarzyć urzędnicy z Auckland. Nic dziwnego, że 40-kilometrowy odcinek drogi przez góry specjalnie dla potrzeb ekipy filmowej wybudowało nowozelandzkie wojsko, a za gwar bitewny posłużyły hałasy 25 tys. widzów podczas rozgrywek krykieta na stadionie w Wellington.

Peter Jackson miał boskie plenery, ale nie miał wcale łatwego zadania. O ile w "Drużynie pierścienia" akcja toczy się wartko i raczej spójnie, to drugi tom przygód Froda Bagginsa, to poemat dygresyjny, przy którym blednie słynny "Beniowski" Juliusza Słowackiego. Hobbici Frodo i Sam własną ścieżką upstrzoną przygodami zmierzają do posępnego Mordoru; Merry i Pippin porwani przez uruk-hai, uwolnieni podczas potyczki z Rohirrimami, uciekają do lasu Fangorn, gdzie natykają się na entów i wraz z nimi ruszają na podbój Isengardu; osobny wątek, to przygody Aragorna, Legolasa i Gimlego, którzy w pogoni za porwanymi hobbitami zapuszczają się daleko na stepy Rohanu i chcąc nie chcąc biorą udział w wielkiej bitwie z mrocznymi siłami czarodzieja Sarumana. A jeśli o czarodziejach mowa, to w cudowny sposób ożywa Gandalf, który w poprzedniej części zginął w czeluści kopalni Morii, a tu z nowymi siłami udziela się w wojnie ze złem.

Nie miał łatwo Peter Jackson, chcąc nadążyć za Tolkienem, a jednocześnie zachować w miarę ciągłość i chronologię... Nic dziwnego, że większą część akcji po prostu zamarkował, skupiając się na bardziej widowiskowych epizodach. Słusznie też w kilku miejscach poprawił Mistrza, rezygnując ze zbyt niezrozumiałych wątków. Tak więc w bitwę pod Helmowym Jarem mieszają się elfowie, a nie makbetowski "las Birnam" - dzicy entowie. Faramir - brat kuszonego pierścieniem Boromira nie okazuje się od razu taki szlachetny jak w powieści, tylko zwyczajnie po ludzku chce władzy i potęgi. Jackson skupił się też na podwójnej osobowości Golluma-Smeagola. Jego wewnętrzne monologi są po prostu genialne.

Druga część Trylogii jest bardziej smutna, mroczna i krwawa od pierwszej. Nikt nie ma nadziei na dobre zakończenie i to widać. Zarówno aktorzy, jak reżyser i widzowie są załamani przedłużającą się podróżą, brakiem snu i kiepskim żarciem. A przecież po roku od premiery pierwszej części, perypetie drużyny pierścienia odbieramy już niemal jak kłopoty kogoś z rodziny.

Na pozycji głównego bohatera i najlepszego aktora umacnia się Aragorn (w tej roli Viggo Mortensen). Elijah Wood jako Frodo sprawdza się, ale nie budzi większych emocji, o co winić można jedynie J.R.R. Tolkiena. Aragorn jest żywy i pełnokrwisty. Salwy śmiechu towarzyszą jego pogawędkom z krasnoludem Gimlim (John Rhyss-Davies). Orlando Bloom, czyli elf Legolas, wykazuje się raczej fizycznie niż intelektualnie. Jego popisowy zjazd po schodach na tarczy, z równoczesnymi salwami z łuku jest tak niewiarygodny, że przez salę kinową przeszedł szmer dezaprobaty.

W tym filmie jest epicki rozmach, odwaga, bohaterstwo, miłość spełniona i niespełniona, fantazja i dbałość o szczegóły. Jednak nie mogę się doczekać trzeciej części. Tam mam nadzieję zobaczyć także trochę szczęścia. Gdybym nie znał książki, bardzo bym się obawiał o los sympatycznej drużyny pierścienia. Po drugiej części wyszedłem z kina zmęczony niemal tak bardzo jak bohaterowie sagi Petera Jacksona. Trzecia (i ostatnia) część "Władcy pierścieni" jest już nakręcona i zobaczymy ją za rok.

-------------------

"Władca pierścieni - Dwie Wieże", reż. Peter Jackson