PlakatMaciej Pinkwart

Miasto śmierci

 

Jakże daleko stąd do pięknej plaży Copacabana, do Ipanemy i jej smutnych dziewcząt, do festiwalu samby na ulicach Rio... Posąg Chrystusa na Corcovado wyciąga ręce w stronę Atlantyku, więc jeśli w ogóle go widzą, to tylko tyle, że stoi do nich tyłem. A przecież to oni mieszkają w Cidade de Deus. W Mieście Boga. W mieście śmierci.

To film wstrząsający. Może sprawia to fakt, że bohaterami są tu ludzie bardzo młodzi, niekiedy kilkuletnie dzieci, a ich codziennym doświadczeniem jest zabijanie... Dla pieniędzy, dla wyrównanie rachunków, dla zabawy. Ileż to razy sami dostawaliśmy, lub kupowaliśmy własnym dzieciom modele pistoletów czy karabinów... Podwórka naszej pamięci zapełniają do dziś chłopaki z drewnianymi, blaszanymi lub plastikowymi gwerami, biegający z poobijanymi kolanami i udający strzelaninę... „Bam - bam - bam! Trafiłem cię, już nie żyjesz!”.

W filmie „Miasto Boga” mieszkańcy slumsów Rio de Janeiro nie muszą onomatopeicznie naśladować wystrzałów broni i krzykiem oznajmiać o pokonaniu przeciwnika. Dźwięk wystrzału powstaje w momencie eksplozji ładunku prawdziwego prochu w łusce naboju, a śmierć trafionego oznajmia krzyk bólu, kałuża krwi i ostatnie drgawki konającego. Śmierć jak kromka chleba? Nie, o kromkę chleba w Mieście Boga trudniej niż o śmierć, niż o działkę koki czy skręta z marihuaną. Śmierć jest tu poniekąd sposobem na życie...

Film, choć opisuje okrutną, bezlitosną rzeczywistość, daleki jest od popularnego w ostatnich czasach epatowania okrucieństwem. Wszechobecna śmierć jest zwyczajna, można powiedzieć - funkcjonalna. I w zasadzie nawet nas nie dziwi: a co, u diabła, mogą począć dzieciaki, żyjące w beznadziejnej, śmiertelnie chorej na nędzę i brak jakiegokolwiek poza przemocą systemu wartości społeczności Miasta Boga? Miasta, zapomnianego przez Boga i porządnych ludzi... Miasta bez Boga, bez księży, bez burmistrzów i akwizytorów, ze skorumpowaną policją, ze stosami odpadków materialnych i ludzkich...

Tak nas fascynuje wszechobecna technika, kina domowe, komputery, łączność internetowa, macluchanowska globalna wioska... A tam w favelach Rio, te wszystkie sprawy nie mają żadnego znaczenia. Jedyną rozrywką jest zadawanie śmierci i uciekanie przed nią. Najwyższym przejawem high-tech jest izraelski pistolet maszynowy uzi lub amerykański karabin AR-15... Niekiedy - zdezelowany volkswagen garbus lub ford. Wyjście z getta jest równie trudne jak wydostanie się za granicę bez paszportu lub podróż na inną planetę. Ucieczka w miłość i przyjaźń prowadzi do nikąd: przyjaźń z  byle powodu zmienia się w nienawiść, miłość może zmienić obiekt za lepszego gatunkowo skręta...

Zadziwiające, że to wyrwanie się ze slumsów udaje się poprzez pracę - jeden z młodzieńców, nie mający zapewne wystarczających kwalifikacji by zostać gangsterem staje się fotografem prasowym. Ale tematem jego pracy pozostaje Miasto Boga...

Akcja filmu toczy się współcześnie w Brazylii. Ale dokładnie tak samo wyglądają przedmieścia innych wielkich współczesnych miast. Tak samo zachowują się bohaterowie filmów science-fiction, takich jak „Johny Mnemonic” „Terminator”, „Matrix”. A czy strony renomowanych dzienników tak daleko odbiegają od fascynacji, właściwych dla Miasta Boga? Czy kadry reporterskie w codziennych wiadomościach światowych sieci telewizyjnych są aż tak bardzo inne? Czy cały świat nie staje się w coraz większym stopniu Miastem złego Boga?

Także pod względem artystycznym jest to film wybitny. Za reżyserię (Kátia Lund, Fernando Meirelles) otrzymał zasłużoną nominację do Oskara, podobnie jak za doskonałe zdjęcia Césara Charlone (ujęcia pokazywane z lotu ptaka przypominają kadry z „Dogville”), oraz dynamiczny montaż (Daniel Rezende), Świetna jest także muzyka i niebanalne aktorstwo – większość głównych ról grają debiutanci, chłopcy wzięci przed kamery wprost z ulicy, niekiedy – dawni członkowie młodzieżowych gangów narkotykowych, zaś cała historia oparta jest na tragicznych faktach, dobrze znanych w Rio de Janeiro. Dlaczego w rezultacie „Miasto Boga” nie dostało Oskara za najlepszy film zagraniczny - Bóg jeden wie...