Maciej Pinkwart
Tatrzańska rapsodia
Po paru dniach śnieżycy przyszedł piękny, słoneczny dzień. O szóstej rano wyszedł z willi „Lutnia” i nie spiesząc się przed siódmą wszedł na Boczań, dążąc na Halę Gąsienicową. W plecaku miał kuchenkę turystyczną, zapas jedzenia i ciężki, wielkoformatowy aparat fotograficzny. Wykonał kilka artystycznych zdjęć pejzażowych i koło dziesiątej zjechał z Karczmiska do niezagospodarowanego schroniska Towarzystwa Tatrzańskiego. Stopił wodę ze śniegu, zaparzył herbatę i jedząc drugie śniadanie zapisał w księdze schroniskowej ze zwykłą sobie skrupulatnością: Okiennicę przy jednym z okien zastałem otwartą. Dodał numer frekwencyjny 2059 i datę 8/II 1909, oraz uwagę: nie nocuje. I podpis: M. Karłowicz. Po śniadaniu powiesił płaszcz na drzwiach schroniska, przypiął do nart futrzane foki i oświetlany niemal południowym słońcem zaczął podchodzić w stronę moreny Czarnego Stawu Gąsienicowego.
*
Ktoś powiedział, że z wyglądu i zachowania przypominał bardziej profesora filozofii czy matematyki niż artystę. Rzeczywiście – opanowany, pozornie pozbawiony zdolności okazywania uczuć, ożywał przy muzyce – i w Tatrach, które poznał jako nastolatek, a z czasem stał się jednym z najwybitniejszych taterników swojej epoki. Planowo zwiedzał wszystkie zakątki gór, unikając zbytniego ryzyka, którym nie chciał denerwować matki, która kochała go nad życie. Uważano go za estetę tatrzańskiego, który w górach szuka przede wszystkim piękna. Z tą ideologią polemizowali gorąco zwolennicy sportowego kierunku w taternictwie – wśród nich bliscy znajomi Karłowicza. W jednym z artykułów, opublikowanym w 1908 r. w „Taterniku” pisał:
Idealnym typem turysty byłby dla mnie ten, co by wyruszając w góry z jasno określonym pragnieniem szukania wrażeń w pierwszym rzędzie estetycznych posiadał jednocześnie tyle silnej woli, odwagi i wyrobienia, ażeby wszelkie trudności stały się dlań tylko urozmaiceniem wyprawy.
Tę filozofię pogłębiał jeszcze fakt, iż przez wiele lat przyjeżdżając do Zakopanego sezonowo, a od jesieni 1907 r. mieszkając tu stale potrafił godzić turystykę letnią, a potem także zimową, narciarską – z pracą kompozytorską. Wiele jego utworów – w tym słynny koncert skrzypcowy A-dur i wszystkie poematy symfoniczne w całości lub części powstawały właśnie pod Giewontem. Co więcej – właśnie w Tatrach najlepiej odpoczywał i najgłębiej przeżywał. Dało to wielu osobom – i dziś ten pogląd w sposób nieuprawniony stał się powszechny – podstawę do twierdzenia, że to Tatry były inspiracją, a nawet zgoła treścią jego kompozycji. Nie ma żadnych podstaw do takich twierdzeń, ale polemizować z nimi nie sposób, bowiem nasza wiedza o taternictwie i górskiej śmierci Karłowicza nieuchronnie rzutuje na nasze odczuwanie muzyki twórcy, który wszak w górach szukał nie zagubionych pieśni wszechbytu, miłości i śmierci, ale przeciwnie – ciszy. Opisując wycieczkę Orlą Percią wokół kotliny Czarnego Stawu, rozbrzmiewającą latem hałaśliwymi głosami turystów, apelował:
I oto doszedłem do punktu, w którym pod adresem wszystkich, co chodzą po Tatrach chcę wypowiedzieć gorącą prośbę: Szanujcie ciszę i majestat górski!
Nie był kompozytorem specjalnie płodnym - tworzył mniej więcej jedno ważne dzieło na rok. Zostało po nim trzynaście opusowanych utworów, spośród których najbardziej znane są dwa cykle pieśni, koncert skrzypcowy A-dur, poematy symfoniczne Rapsodia Litewska, Trzy odwieczne pieśni oraz Stanisław i Anna Oświecimowie. Ostatni z poematów – Epizod na maskaradzie - pozostał nieukończony na biurku w willi „Lutnia”, kiedy Mieczysław Karłowicz wyruszył na nietrudną narciarską wycieczkę do Czarnego Stawu, by w okolicach Hali Gąsienicowej wypróbować nowy aparat fotograficzny.
*
Starannie wybierając drogę w obawie przed lawinami doszedł do stoku Małego Kościelca. Chciał przeciąć go pod zaroślami kosówek przypuszczając, że krzaki utrzymają śnieg. Nie utrzymały. Podcięta przez narciarza deska śnieżna obsunęła się wraz z całym zboczem. Gdyby nie miał na nartach futrzanych fok, miałby szansę uciec przed lawiną, ale spowolnione narty nie zdołały sięgnąć miejsca, gdzie byłby już bezpieczny. Dwie doby późnej jego ciało zostało odkopane przez grupę taterników i przewodników pod kierunkiem Mariusza Zaruskiego. Mieczysław Karłowicz został pochowany na warszawskich Powązkach, w tym samym grobie, gdzie kilka lat wcześniej spoczął jego ojciec – Jan. W Zakopanem, na ścianie willi „Lutnia” przy ul. Sienkiewicza, skąd wyruszył na ostatnią wyprawę, jest drewniana tablica pamiątkowa. Imię Karłowicza nosi zakopiańska Szkoła Muzyczna.
Za rok przypada setna rocznica tragedii pod Kościelcem. Warto, by z tej okazji upamiętnić wybitnego kompozytora, taternika, narciarza, fotografika i publicystę tatrzańskiego tablicą na Pęksowym Brzyzku – zapewne najlepiej tuż obok tablicy Karola Szymanowskiego.