Maciej Pinkwart
Giewont symboliczny
Nad Małą Dolinką wznosiła się stromo północna ściana Giewontu, a widocznym nadal błyskom towarzyszyły odgłosy jakby syczenia i wyraźne przekleństwa. Ratownicy uspokoili się – żaden duch nie będzie klął ze śląskim akcentem. Najwyraźniej ktoś tam w górze się wspinał, dziwnie bo dziwnie, ale skutecznie, bo głosy i błyski oddalały się powoli w górę. Zawołali, że są patrolem TOPR-u i spytali, czy wspinacze nie potrzebują pomocy. Na moment wszystko ucichło, po czym wspinaczka została podjęta bez żadnych wyjaśnień. Rozejrzeli się – pod ścianą leżało pięć par turystycznych butów… Zabrali je z sobą i rankiem, 8 lipca 1930 roku, położyli przed biurkiem naczelnika pogotowia. Oppenheim postanowił poczekać, aż ktoś zgłosi się po zgubę.
I tak też się stało. Pięciu śląskich taterników postanowiło pokonać północną ścianę najtrudniejszą z możliwych dróg – „diretissimą”, czyli w prostej linii z podstawy na szczyt. Ponieważ było trudno, więc przy pomocy lampy acetylenowej wlutowywali haki w ścianę…
Tym razem skończyło się pomyślnie, a górnicy otrzymali tylko solidne „opeer” od naczelnika TOPR-u. Jednak północna ściana wciąż powodowała nowe ofiary, bowiem zwiedzeni pozorną bliskością Zakopanego turyści niejednokrotnie zaczynali schodzić spod krzyża prosto w dół, co kończyło się tragicznie. Ponurą sławą cieszy się też Żleb Kirkora, rozdzielający Wielki Giewont (ten z krzyżem) od położonego na zachód Małego Giewontu – usytuowane w nim trzy progi mogą stworzyć wielkie zagrożenie dla niewprawnego turysty.
W 1901 roku śmiertelny wypadek na północnej ścianie miał 17-letni gimnazjalista z Wilna, Olgierd Lubicz-Januszkiewicz, pochowany na zakopiańskim Pęksowym Brzyzku. Ale już wcześniej – w 1886 r. - z przełęczy Szczerba (między Wielkim a Długim Giewontem) spadł 9-letni chłopak, Józef Chadowski, który według parafialnej księgi zgonów jest pierwszą odnotowaną ofiarą Giewontu. Zabił się w pobliżu wejścia do niewielkiej groty (jest ich kilka w północnej ścianie), odkrytej przez Mariusza Zaruskiego w 1907 r. i na cześć owego chłopaka nazwanej Juhaską Jaskinią.
Największa tragedia na Giewoncie wydarzyła się 15 sierpnia 1937 roku, kiedy to przy pięknej pogodzie na szczycie i w jego okolicach zebrało się blisko 200 turystów i górali sprzedających napoje, był nawet zawodowy fotograf i przygrywający gościom dudziarz. I wtedy nagle zza Czerwonych Wierchów przyszła burza. Lunął deszcz i zaczęły bić pioruny. Zdezorientowani ludzie zamiast uciekać skupili się jak najbliżej krzyża, być może wierząc, że ich to ochroni przed nawałnicą. Niestety, krzyż na Giewoncie zadziałał AK piorunochron. W ciągu kilku sekund w żelazną konstrukcję uderzyło kilkanaście piorunów. Można tylko się dziwić, że ofiar było tak mało: cztery osoby zostały zabite, trzynaście było rannych.
Nie chodzić na Giewont? Ależ chodzić, oczywiście! To jeden z najpiękniejszych i najciekawszych szczytów tatrzańskich. Zbudowany z formacji osadowych, jest terenem prawdziwego ogrodu botanicznego: szczególnie wiosną jest tam bajecznie kolorowo, kwitną lazurowe goryczki wiosenne, przepięknie pachnące goździki i całe bukiety szarotek, skupiska najpiękniejszych skalnic i wszystkie te śliczności, które Tatry oferują tym, którzy umieją patrzeć. Kiedy chodzić? Pewno najpiękniej jest wiosną, zaraz po tym, kiedy zejdą śniegi. Urokliwie jest też jesienią, ale wtedy dzień jest krótszy, kolory przyszarzałe, a w powietrzu wisi już smutek. W każdym razie – rano, tak by znaleźć się w okolicach szczytu niewiele później niż po 8 rano. Wtedy uważny obserwator może zobaczyć, jak wokół Giewontu wędrują kozice.
Noc spędzają w górnych piętrach doliny Małej Łąki, gdzieś pod Kopą Kondracką. Po ósmej wędrują w stronę Małego Giewontu i tam żerują do południa. Potem z niebywałą gracją i odwagą pokonują skalne i trawiaste półeczki Wielkiego Giewontu i około 2 po południu rozkładają się w rejonie przełęczy Szczerba. Niekiedy, ignorując robiących im zdjęcia i hałasujących turystów, uczą swoje maleństwa poruszać się na płatach śniegu, które zalegają tam do późnego lata. Niesforne koziołki często po prostu się bawią, zjeżdżając na okrągłych tyłeczkach i hamując cienkimi raciczkami. Po południu całe towarzystwo, liczące nieraz i kilkanaście sztuk wędruje ponad Piekiełkiem w Dolinie Kondratowej, by północnymi stokami Kopy Kondrackiej udać się na nocleg w górnych piętrach Małej Łąki.
Pamiętamy o tym, że póki my jesteśmy na ścieżce turystycznej, a kozice poza nią – każde z nas jest niezależne na swoim terytorium. Próba przekroczenia tej niewidzialnej granicy (na pewno nie zrobi tego kozica!) skończy się albo paniczną ucieczką całego stada, albo atakiem na nas. A na swoim terytorium zwierzę ma zdecydowanie większe szanse…
Giewont symboliczny… Inspirował poetów, malarzy i miliony fotografów, dawał nazwę ludziom, hotelom, pensjonatom, willom, firmom wysokościowym myjącym okna, hurtowniom, sklepom, agencji reklamowej, fabryce domów, szkole kickboxingu, przedsiębiorstwu taksówkowemu, zakładowi konfekcji odzieżowej, zakładowi robiącemu swetry, roladkom schabowym, kotletom wieprzowym, czasopismom, wzorom glazury łazienkowej, kawiarniom, restauracjom, ulicom, kinom, psom, koniom, nawet statkom, pociągom, radioodbiornikom, a także – o zgrozo – papierosom…
Nowy Targ-Kraków 3-10-2008