Maciej Pinkwart
Wielki Tydzień na Podhalu
Wszystkie religie świata próbują dać odpowiedź na podstawowe pytania: kim jestem? skąd przychodzę? dokąd pójdę? Próbują wytłumaczyć dylemat związany z sensem życia i okrucieństwem śmierci. W swych filozoficznych rozważaniach nierzadko posiłkują się starą tradycją, sięgającą w głąb dziejów. Bo człowiek dawny, w znacznie większym stopniu niż dziś czując się częścią natury, w naturze właśnie szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Często odnajdywał.
Wszystkie religie świata skądś przychodziły, kiedyś powstawały i musiały się zmierzyć z tym w co dawniej wierzyli ludzie, których chciały włączyć w krąg wyznawców. A ci ludzie mieli już zwykle swoją wiarę, swoje obyczaje i tradycje. Jedne religie tępiły ogniem i mieczem wszystko to, co przypominało dawne czasy. Inne próbowały połączyć stare z nowym.
Taką tradycją z bardzo odległych czasów jest kult symbolizującego odrodzenie jajka, które na cześć nadchodzącej wiosny malowano w najróżniejsze desenie już od czasów sumeryjskich, czyli z okresu ok. 5.000 lat przed Chrystusem. W Polsce pisanki wykonywano jeszcze w czasach pogańskich, a kościół chrześcijański początkowo tępił ten zwyczaj i aż do XII wieku zakazywał w ogóle jadania jajek w okresie Wielkanocy, uznając je za symbol pogański. Z czasem wiele dawnych tradycji włączono do obrzędów kościelnych, inne toleruje się do dziś.
Na Podhalu Wielki Tydzień był niegdyś związany z rygorystycznie przestrzeganym postem. W Niedzielę Palmową w kościołach święcono pęczki wierzbowych lub olchowych bazi. Gdy pogoda na to pozwalała, tego dnia rozpoczynano orkę, kładąc w pierwszą skibę poświęconą gałązkę – co miało zapewnić dobre plony. Wychodząc z kościoła dobrze było takiego baziowego kotka połknąć na sucho – komu się to udało, miał zapewnione całe lato bez chorób gardła. W Wielką Środę młodzież na Podhalu bawiła się w „topienie Judasza” – wykonaną ze słomy i szmatek kukłę wiązano łańcuchem i obnoszono po wsi, bito kijami, a na koniec topiono w stawie lub rzece. W innych wsiach chodzono po wsi ze śmierteckom – słomianą lub szmacianą kukłą, a później nawet sklepową lalką w białej szacie, którą od domu do domu nosiły dziewczynki. By taką śmiertecke od domu odpędzić, trzeba było się wykupić kolendom, czyli zapłatą w postaci jajek. To oczywiście echa pogańskiej tradycji topienia Marzanny. Albo góralska wersja Halloween.
W nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek szczególną siłę miała woda. Trzeba było wtedy iść do potoku i zaczerpniętą przed świtem wodą obmyć twarz i ręce, co miało chronić przed chorobami skóry i zapewnić urodę. Wariantem tego zwyczaju było zabieranie do domu butelki świeconej wody, którą księża specjalnie wystawiali przed kościół w wielkich kadziach. Gdy w Wielki Czwartek milkły dzwony, których serca obwiązywano szmatami (niekiedy mówiono, że dusze dzwonów lecą tej nocy do Rzymu, żeby tam dostać błogosławieństwo od dzwonów papieskich) – jeśli pogoda na to pozwalała, kobiety siały kapustę, by miała dorodne główki.
W Wielki Piątek gazdowie kąpali konie w potokach, a kobiety robiły masło, które potem – poświęcone - przechowywano przez cały rok i używano jako maść przy chorobach skóry, ludzi i zwierząt. Tego też dnia strzygli się ludzie, strzyżono zwierzęta, a nawet przycinano gałęzie drzewom koło domu – by lepiej rosły. Podobnie jak w Wigilię – tego dnia nie wolno było nikomu niczego pożyczać, bo to przynosiło pecha, choroby, nawet śmierć. Wieczorami całymi rodzinami odwiedzano groby Chrystusa, a także groby bliskich na cmentarzach.
W Wielką Sobotę święcono w kościele (dawniej także wokół przydrożnych kapliczek i krzyży) pokarmy, wodę i ogień. Węgielki z tego świętego ognia umieszczano na strychu lub nad futryną, by strzegły chałupy przed pożarem. Ze święconym (święcelinom) po powrocie z kościoła trzeba było obejść dookoła dom i zagrodę, a potem gospodarz wnosił koszyk do domu, wyganiając przy tym złe duchy. Poświęcone pokarmy można było jeść dopiero po rezurekcji w niedzielę, kiedy to kończył się post. Na znak jego pokonania co bogatsi gospodarze przybijali do drzwi stajni śledzia, symbolizującego okres wyrzeczeń żołądkowych… Skorupki z poświęconych pisanek przechowywano na szczęście, rzucano do jedzenia kurom, zakopywano w ogródku lub doniczkach, a niekiedy palono, by poświęcona rzecz nie leżała w śmieciach.
Co kraj to obyczaj… W Wielki Piątek, na schodach prowadzących na szczyt paryskiego Montmartre odbywa się pielgrzymka, w której uczestniczą tylko biskupi, księża, zakonnicy i zakonnice. Najstarsi z nich, pod przewodem kardynała Paryża (widziałem w tej roli prawie 80-letniego Jean-Marie Lustigera) wnoszą na szczyt wielki, ciężki drewniany krzyż, naprawdę słaniając się na nogach. Tam księża swoją pielgrzymką przypominają wiernym, że Wielki Piątek to nie jest przygotowanie do Wielkiego Żarcia, którym u nas zwykle czci się dzień Zmartwychwstania, tylko wspomnienie męczeńskiej śmierci Syna Człowieczego.