Maciej Pinkwart

Cyganie nad Morskim Okiem i wojna alpinistów

 

 TUTAJ inne Ścieżki czasu

Tutaj skan artykułu

 

 

 

Lwowski rzeźbiarz, krytyk sztuki i literat Alfred Nossig bardzo chciał zostać librecistą Paderewskiego. Mistrz początkowo nie miał wcale zamiaru zajmować się twórczością operową, więc po kilku nieudanych podchodach Nossig, znając sympatię Paderewskiego dla góralszczyzny, wymyślił dla opery wątek podhalański.

 

Akcja toczyć się miała w XVII wieku. Bohaterką miała być córka kasztelana Syrenieckiego — Maryla, w dzień ślubu z wojewodzicem porwana przez dawnego, odrzuconego narzeczonego Janusza, który napada na jej orszak na czele bandy zbójników tatrzańskich, odziany w… czarną husarską zbroję. Zbójnicy uprowadzają Marylę do jej rodzinnego kasztelu, który wznosi się nad Morskim Okiem w Tatrach. Tam rozgrywa się krwawa bitwa między szlachtą a góralami pod wodzą Janusza, który śmiertelnie raniony przeklina Marylę. Ta, odtrącona przez wszystkich, popełnia samobójstwo skacząc do jeziora.

W muzyce Nossig przewidywał same przeboje: marsz weselny, polonez, taniec zbójnicki i balladę cygańską. By wzmóc „tatrzańskość” dzieła, tłem dekoracji w II akcie miała być przesuwająca się w głębi sceny wielka panorama, ukazująca co celniejsze fragmenty pejzażu Tatr.

Tak gigantycznego kiczu Paderewski ani przez moment nie rozpatrywał serio. Z projektu wyrzucił całą fabułę, pozostawił motyw cygański z I aktu, zaakceptował osadzenie akcji na Podhalu i w Tatrach. Nossig wtedy zaczął się znęcać nad powieścią Kraszewskiego „Chata za wsią”, która ostatecznie stała się kanwą dla libretta opery „Manru”. Cygan o tym imieniu uwodzi dziewczynę, noszącą „typowo góralskie” imię Ulana, a jej odrzucony konkurent jest... czarownikiem plemienia góralskiego i nazywa się Urok. Reszta góralszczyzny w „Manru” jest podobnej próby.

Prapremiera odbyła się w... Dreźnie, 29 maja 1901 roku. Wprost z Zakopanego sprowadzono serdaki i ciupagi dla góralskich bohaterów, ale dekoracje „wg szkiców zakopiańskich” projektował niemiecki malarz Hermann Rieck, zaś tańce góralskie z I aktu układał także Niemiec, August Berger.

Dwa tygodnie później „Manru” pokazał Tadeusz Pawlikowski we Lwowie i opera Paderewskiego wzbudziła entuzjazm nawet u wytrawnych znawców góralszczyzny. W dekoracjach zastosowano elementy projektowanego przez Witkiewicza stylu zakopiańskiego, a Stanisław Eljasz-Radzikowski zachwycał się w liście do Witkiewicza, że „tańce bardzo dobrze ułożone nie tracą nic z charakteru, górale ubrani porządnie, w ogóle bardzo miłe wrażenie, tylko libretto przełożone po polsku ohydnie (Nossig dla Drezna pisał po niemiecku — MP), język nieznośny, np. w tym rodzaju: żebrak, góral (...) mówi w ten sposób: „nie wierz jej, fałsz zionie z jej ust!”.

 Na przełomie XIX i XX wieku Paderewski, już znany i sławny, zaczął zastanawiać się, jak najkorzystniej ulokować zarabiane na występach pieniądze. Wtedy właśnie trafił do niego poznany w Paryżu Kazimierz Dłuski, zamierzający stworzyć w Zakopanem prawdziwie po europejsku urządzone sanatorium przeciwgruźlicze. I Paderewski stał się najważniejszym udziałowcem spółki budującej lecznicę, która powstała w 1902 r. w Kościelisku, ofiarowując na ten cel kwotę 122 tys. koron, czyli jedną szóstą kosztów budowy. Zwiedzał „swoje” sanatorium i wypoczywał w Kościelisku w styczniu 1903 r.

W tym samym czasie wspierał również działalność stowarzyszenia „Pomoc Bratnia”, zajmującego się zapewnieniem warunków leczenia w Zakopanem niezamożnej młodzieży szkolnej i akademickiej, zagrożonej gruźlicą. W 1913 r. był także jednym z sygnatariuszy odezwy do społeczeństwa polskiego, apelującej o datki na budowę murowanego gmachu Muzeum Tatrzańskiego.

Tymczasem wybuchła I wojna światowa. Paderewski zawsze marzył o karierze politycznej i nagle historia dała mu taką szansę. W 1917 r. w Paryżu wszedł w skład utworzonego tam Komitetu Narodowego Polskiego i obok Romana Dmowskiego oraz Józefa Hallera stał się najważniejszą postacią polskiego wychodźstwa na Zachodzie. W trudnej sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej kraju u progu 1919 r. naczelnik państwa Józef Piłsudski powołał go na premiera rządu. 16 stycznia 1919 r. twórca „Manru” został zaprzysiężony na szefa gabinetu — trzeciego w historii odrodzonej Polski, pierwszego, który przetrwał dłużej niż kilka tygodni. Jedną z pierwszych wiadomości, jaką nowy premier otrzymał, była informacja o zajęciu przez wojska czeskie spornych terytoriów na granicy w rejonie Tatr. 13 stycznia 1919 r. bowiem, na rozkaz marszałka Ferdynanda Focha (jak się później okazało - sfałszowany przez szefa alianckiej misji w Budapeszcie, płk. Vixa) wojska polskie, stacjonujące od 6 listopada 1918 r. na terenach północnej Orawy i Spisza zostały wycofane, a ich miejsce zajęły wojska czeskie. W tym właśnie czasie w Warszawie miał miejsce nieudany zamach stanu płk. Mariana Januszajtisa (w 1981 r. pochowanego na Nowym Cmentarzu w Zakopanem), a następnie — upadek rządu Jędrzeja Moraczewskiego. Któż wtedy miał głowę myśleć o obronie tatrzańskich kresów!

Kiedy Czesi wyparli Polaków także ze Śląska Cieszyńskiego — zwycięskie mocarstwa zadecydowały o przeprowadzeniu plebiscytu ludności na spornych terytoriach południowych rubieży Rzeczypospolitej. Premier Paderewski gorąco popierał działania założonego przez Kazimierza Tetmajera Narodowego Komitetu Obrony Spisza, Orawy i Podhala. Już w czwartym dniu urzędowania przyjął jego przedstawicieli, zaś pełniąc równocześnie funkcję ministra spraw zagranicznych przyznał zakopiańskiemu dwutygodnikowi „Echo Tatrzańskie” subwencję na propagowanie polskości na terenach przygranicznych. Działając w Paryżu na konferencji pokojowej osobiście „pilotował” góralskich delegatów Spisza i Orawy - Wojciecha Halczyna, Piotra Borowego i ks. Ferdynanda Machaya, zabiegających u szefów państw zwycięskiej koalicji o prawa narodowe dla polskich górali mieszkających na zaanektowanych przez Czechosłowację terenach.

Do plebiscytu, jak wiadomo, nie doszło. Rząd Ignacego Jana Paderewskiego miał znacznie poważniejsze kłopoty: Armia Czerwona zajęła Wilno, a wojsko polskie — Berezę Kartuską. Rozpoczęła się wojna polsko-radziecka i już nikt w Warszawie nie przejmował się granicą tatrzańską i dalszymi losami sprawy, którą francuscy dyplomaci nazywali ironicznie „kłótnią alpinistów”.

Po kilku miesiącach Paderewski podał się do dymisji i wyjechał do swojej posiadłości szwajcarskiej w Riond-Bosson koło Morges nad Jeziorem Genewskim. Na wprost jego okien wznosił się imponujący masyw Mont Blanc. W salonie, na ścianie, zawisł dyplom nadania Ignacemu Janowi Paderewskiemu - członkostwa honorowego Towarzystwa Tatrzańskiego — w uznaniu zasług położonych dla świata gór.

 

 

  

Nowy Targ-Kraków 27-11-2009

 

 

 

È Æ