Maciej Pinkwart

Z Modrzejewską i Chałubińskim

 

 TUTAJ inne Ścieżki czasu

Tutaj skan artykułu

 

 

 

Rok później, w czasie wakacji studenckich, Chałubiński już nie musiał specjalnie namawiać Paderewskiego do wyjazdu w Tatry – sam rwał się tam jak na skrzydłach i 1 lipca 1884 r. już był pod Giewontem. Miał w planach co prawda pracę kompozytorską nad koncertem fortepianowym a-moll, ale przecież wszyscy wiemy, ile w Zakopanem jest okazji do zapominania o obowiązkach…

 

Tytus Chałubiński dbał bowiem o to, by studia młodego muzyka nad góralszczyzną trwały dalej. Dla „rozgrzewki” zabrał Paderewskiego na kilka dni w góry, a potem, 18 sierpnia 1884, wyruszyli z Janem Kleczyńskim i Bartusiem Obrochtą na 8-dniową włóczęgę po Podhalu, notując góralskie nuty i śpiewki w Zębie, Nowem Bystrem, Ratułowie, Czarnym Dunajcu i Chochołowie. Teka kompozytora i kolekcjonera puchła od nowych melodii, ale chudł portfel… Paderewski musiał wystąpić o wsparcie do swego przyjaciela i mecenasa, producenta fortepianów Henryka Kerntopfa: „Jadąc tutaj ani się spodziewałem, że mnie ten wypoczynek taką masę pieniędzy kosztować będzie. Na pozór wszystko jest tanio, lecz jak przyjdą wycieczki, zabawy, a jeszcze dobroczynne składki, to kieszenie się wypróżniają z szalonym pośpiechem. Sześćdziesiąt guldenów w tydzień wychodzi i diabeł wie na co...”

Sprawy finansowe miały powrócić jeszcze w innym kontekście kilka dni później. Oto z Ameryki przyjechała do Zakopanego wielka gwiazda teatru – Helena Modrzejewska, by dokonać uroczystego otwarcia swojej willi u podnóża Antałówki. 29 sierpnia 1884 r. na otwarcie „Modrzejowa” przyszło „całe Zakopane”, z Witkiewiczem i Pawlikowskim, z Bartusiem Obrochtą i Janem Krzeptowskim Sabałą, z księdzem Stolarczykiem, który poświęcił nowy dom artystki. Chałubiński przyprowadził z sobą Paderewskiego. Ten, gdy zobaczył salonie fortepian, ledwo wytrzymawszy do końca ceremonii, zaimprowizował na cześć pięknej gospodyni brawurowego krakowiaka. Do dziś wśród pianistów znany jest on jako Krakowiak Fantastyczny op. 14 nr 6.

Helena Modrzejewska wielce upodobała sobie młodszego o 20 lat muzyka. Wyczuła w nim bratnią duszę „estradowca" i wróżyła mu wielką karierę. Sam Paderewski stał wówczas na rozdrożu artystycznym - nie wiedząc, czy ma poświęcić się pracy kompozytorskiej, pedagogice muzycznej czy też wirtuozerii. To ostatnie pociągało go najbardziej, ale pianistyka wymagała dalszych studiów, na które Paderewskiego nie było po prostu stać. Wtedy to Modrzejewska zaproponowała, że weźmie udział w koncercie na jego dochód, by pomóc mu zdobyć odpowiednie środki na naukę u Teodora Leszetyckiego w Wiedniu.

Koncert taki istotnie się odbył, 3 października w sali Hotelu Saskiego w Krakowie. Paderewski grał m.in. „Album Tatrzańskie" (na 4 ręce z Franciszkiem Bylińskim), Modrzejewska deklamowała, a dochód w kwocie 428 guldenów (ok. 200 dolarów) pozwolił na dalszą naukę i w konsekwencji - umożliwił wielką światową karierę mistrza.

Los jest najlepszym reżyserem. Gdy Paderewski zdobył już sławę i pieniądze za oceanem, ponownie spotkał Modrzejewską, która u schyłku olśniewającej kariery amerykańskiej pozostała właściwie bez środków do życia. I wtedy Paderewski w 1905 r. zorganizował dla niej uroczysty „testimonial” - pożegnalny spektakl z udziałem największych aktorów amerykańskich, na benefis odchodzącej ze sceny artystki. Specjalny wieczór szekspirowski dla „Madame Modjeska” odbył się w nowojorskiej Metropolitan i zapewnił jej względną egzystencję do końca jej dni...

Po studiach u Leszetyckiego Ignacy Paderewski podjął pracę nauczyciela harmonii i kontrapunktu w konserwatorium w Strasburgu. Utrzymywał nadal bliski kontakt z Tytusem Chałubińskim, który na odległość ratował go z niemiłej opresji, posyłając rady lekarskie drogą listowną:

„Szanowny, Kochany Panie Ignacy.

(…) Posyłam Wam 2 recepty. Jedna na roztwór sublimatu. Druga na roztwór boraksu w spirytusie.

Ponieważ łupież bardzo się rozwielmożniła (ta łupież - MP), więc pierwszy tydzień traktujcie skórę na głowie wyłącznie sublimatem. Lecz po tygodniu spróbujcie tylko raz, a najwyżej dwa razy na tydzień sublimatu, ale za to co dzień bardzo pilnie wycierać skórę boraksowym roztworem (...). Ślicznie by to było, gdybyście sobie mogli znaleźć czas na odpoczynek w górach...

Wasz zawsze życzliwy Dr Chałubiński”.

A więc zakopiańskiemu przyjacielowi Paderewski zawdzięcza swą słynną „lwią grzywę”!

Po powrocie do Warszawy Paderewski stał się codziennym gościem w domu doktora przy ul. Mokotowskiej 24. Rytuał wieczornych spotkań poza rozmowami obejmował obowiązkowy koncert Paderewskiego, na którym doktor wymagał nieodmiennie odtwarzania utworów swego ukochanego kompozytora - Wolfganga Amadeusza Mozarta. Irytowało to Paderewskiego, którego ambicje kompozytorskie były nie mniejsze niż umiejętności wirtuozowskie. Któregoś wieczoru na złość Chałubińskiemu, skomponował na chybcika coś w stylu Mozarta i dwa dni później - znów poproszony o Mozarta - zagrał swój utwór. Chałubiński i obecny przy tym jego przyjaciel Aleksander Świętochowski słuchali z zachwytem, a potem, jak wspominał Paderewski:

„...kochany doktor zerwał się na równe nogi z okrzykiem:

- O, Mozart! Co za cudowny utwór. Niech pan powie, mój drogi, czy znalazłby się dzisiaj kompozytor zdolny do napisania czegoś równie pięknego?

Spojrzawszy na nich roześmiałem się i powiedziałem:

- Jest taki - to ja!”

Menuet G-dur op. 14 nr 1 stał się wkrótce jednym z najbardziej znanych i grywanych do dziś utworów fortepianowych.

Dwa lata po opisywanym wydarzeniu, po wycieczce na Rohacze Tytus Chałubiński doznał częściowego paraliżu i do zdrowia już nie powrócił. Jesienią 1889 r. Ignacy Jan Paderewski koncertował w Krakowie. Dowiedziawszy się o stanie zdrowia swojego przyjaciela, zmienił pierwotne plany i przyjechał do Zakopanego. Przy łożu umierającego Chałubińskiego grał wtedy, w obecności Stanisława Witkiewicza i Bronisława Dembowskiego, ulubione utwory doktora. Niespełna trzy tygodnie później dr Tytus Chałubiński spoczął na zakopiańskim cmentarzu.

 

  

Nowy Targ-Kraków 13-11-2009

 

 

 

È Æ