Maciej Pinkwart
Bohater nie naszych czasów
Tutaj skan artykułu
To było najwspanialsze małżeństwo, jakie znałem. Różniło ich w zasadzie wszystko. Różniło, ale nie dzieliło. Ale zarazem wszystko ich łączyło. Paradoks? Pozorny. On sceptyczny, niekiedy cyniczny, skrupulatny, choć niezbyt systematyczny, logiczny i precyzyjny, ale tolerancyjny dla ludzkiej niewiedzy i innych poglądów. Ona szczera aż do bólu, pasjonatka, radykalna, ale zarazem doskonale zorganizowana, potrafiąca dobrze kierować zespołami poszczególnymi ludźmi. On indywidualista, ona otwarta do ludzi, on ze stoickim spokojem przyjmował na siebie „ataki” setek gości, którzy mu przeszkadzali… Ona piekła dla nich ciasta i przygotowywała konfitury do herbaty. Ona żarliwa katoliczka, zaprzyjaźniona z klasztorem urszulanek w Jaszczurówce-Borach, on ateista – ale to on odprowadzał żonę na mszę, przynosił z klasztoru obiady w menażkach i często rozmawiał na tematy tatrzańskie z osobami duchownymi…
Chodzili razem w góry, póki mogli, walczyli o ochronę przyrody, prowadzili wspólnie telewizyjny program „Encyklopedia Tatrzańska”, bywali na koncertach i ciekawszych odczytach. Było dla mnie wielkim przeżyciem obserwowanie, jak razem pracowali, jak dyskutowali, jak się kłócili i jak łatwo z tych kłótni umieli wychodzić. Nie mieli dzieci – ale odnosiło się wrażenie, że ich wspólnym dzieckiem są Tatry. I wspólna twórczość.
Zawsze miałem wrażenie, że Paryski z najwyższym trudem zmusza się do pracy. Kiedy był młody, szkoda mu było czasu – na wspinaczkę się po tatrzańskich ścianach doprawdy trudno jest brać maszynę do pisania… Ona publikowała pierwsze artykuły naukowe jeszcze na studiach, a pierwszy przewodnik („Skalne drogi w Tatrach Wysokich”, wspólnie z Tadeuszem Pawłowskim) jej autorstwa wyszedł w 1938 r. Jego pierwszą większą pracą publicystyczną była broszura „Ochrona Tatr i ochroniarze”, ogłoszona w 1933 r. pod pseudonimem Kazimierz Kowalski. Po wojnie pisał coraz więcej, a od lat 70-tych w zasadzie już tylko z przerwami na sen… Zofia Radwańska-Paryska poza pisarstwem naukowym uprawiała też beletrystykę, pisała opowiadania, wiersze, scenariusze filmowe. I ona jako pierwsza, w 1957 r. dostała „Literacką nagrodę Zakopanego”. On został za swoje pisarstwo uhonorowany tą samą nagrodą dopiero w 1988 r. Ech, dawne to czasy, kiedy Zakopane nagradzało pisarzy, a nie biznesmenów i dorożkarzy…
Witold H. Paryski opublikował kilkaset artykułów, przyczynków, biografii, cennych opracowań i wstępów do książek, ale najzaszczytniejsze miejsce w panteonie twórców i naukowców Zakopanego zapewniły mu dwa dzieła: 25-tomowy przewodnik taternicki „Tatry Wysokie” (1951-1988) oraz „Encyklopedia Tatrzańska”, opublikowana wraz z żoną w pierwszym wydaniu w 1973 r., w drugim, wielokrotnie powiększonym – w 1995 r.
Pracował społecznie w zasadzie wyłącznie w dziedzinach górskich, w TOPR i GOPR, PTT i PTTK. Był członkiem rady Tatrzańskiego Parku Narodowego, a w 1983 r. był współinicjatorem powstania Towarzystwa Ochrony Tatr i został jego pierwszym prezesem (upadło razem z komuną w 1989 r…).
W 1972 r. namówiono go do przyjęcia funkcji przewodniczącego zakopiańskiego komitetu Frontu Jedności Narodu, jednak nie przypominam sobie, by w sprawach politycznych zabierał publicznie głos. Był też radnym MRN w latach 1973-75 – ale tylu wybitnych zakopiańczyków (niekiedy późniejszych zajadłych antykomunistów…) zasiadało wtedy w tej fasadowej organizacji, że na pewno i Paryskiemu to w życiorysie nie zaszkodziło. W 1975 roku pokłócił się z ówczesnymi władzami partyjnymi i ze wszystkich stanowisk zrezygnował, zamykając się w swojej pracowni na Kozińcu. Nie było to jednak żadną formą demonstracji politycznej, a jedynie posunięciem czysto praktycznym: miał coraz więcej roboty.
Potem już zawsze stronił od bieżącej polityki, uważając, że nawet na rozmowy o niej szkoda czasu. Kibicował jej, i owszem, o tyle, o ile liczył na poprawę w sprawach społecznych, w dziedzinie kultury i zwłaszcza ochrony przyrody. W 1980 i 1981 roku trafnie przewidział, że jeśli w kwestiach społecznych rozpoczynające się przemiany będą korzystnym powrotem do normalności, to w kulturze i ochroniarstwie nastąpi regres…
W ostatnich latach życia gorączkowo starał się dogonić uciekający bezlitośnie czas. Po wydaniu „Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej” mawiał, że nie ma kiedy świętować tego sukcesu, bo mu pracy bieżącej zostało jeszcze na co najmniej 50 lat. Do spraw naukowych doszła troska o kwestie bytowe: z książek, jak wiadomo, żyć się nie da, więc podstawą budżetu rodzinnego była emerytura żony. Paryski zawsze się chwalił, że na etacie nie przepracował w życiu ani jednego dnia, więc o zusowskich świadczeniach nie było najpierw mowy, potem udało mu się załatwić emeryturę dla twórców. Zofia Radwańska-Paryska narzekała na niesprawiedliwość, że taki leniuch jak jej mąż tę twórczą emeryturę ma znacznie większą niż ona za całe pracowite życie… Ale to było nieco krzywdzące – domowy budżet zasilała działalność Paryskiego jako tłumacza literatury naukowej na język angielski. Do problemów bytowych wkrótce doszła choroba żony, która najpierw unieruchomiła ją w domu, potem w łóżku. Żeby przyspieszyć pracę nad kolejnymi dziełami, Witold w wieku ponad 80 lat nauczył się pisać na komputerze…
Ale czasu nie dało się dogonić: zabrał w 2000 roku najpierw jego, a rok później – ją. W mojej pamięci pozostał obraz z 9 grudnia 1985 r., kiedy to Witold Paryski przyprowadził żonę na chrzciny mojej córki Asi, a potem u mnie w domu przy kieliszku wina dyskutował spokojnie z dominikaninem ojcem Benedyktem Piotrowskim o estetyce taternictwa i inwestycji religijnych w Tatrach. Mimo podstawowych różnic w poglądach okazywali sobie tak wielki szacunek! Benedykt zginął potem śmiercią taternika w Ciemnych Smreczynach, Paryski zmarł przy pracy nad słownikiem gwar tatrzańskich, a dziś już nikt nie podjąłby dyskusji na tematy, których poruszanie wymaga tolerancji – czyli cechy, która w zasadzie też już zeszła z naszego świata…
Biblioteka i archiwum Paryskich trafiły do Działu Naukowego TPN i być może kiedyś staną się źródłem ważnych prac badawczych. Dom, w którym mieszkali, spłonął i został rozebrany. Na Pardałówce jedną z uliczek nazwano ich imieniem. Przewodnik taternicki Paryskiego uznano za archiwalna staroć, obarczoną nadmiarem informacji kulturowych i historycznych. Rzadko cytowana „Encyklopedia Tatrzańska” krytykowana jest merytorycznie i ideologicznie. Pamięć o największych w historii badaczach i pasjonatach Tatr umiera na naszych oczach.
Nowy Targ-Kraków 12-10-2009
È Æ