Maciej Pinkwart

Królowa kwiatów tatrzańskich

 

 TUTAJ inne Ścieżki czasu

Tutaj skan artykułu

 

 

Ludzie powinni być jednoznaczni: mieć zdecydowane poglądy, skonkretyzowane cele życiowe, wyrobione zdanie na każdy temat. No, ale przeważnie nie są. Lecz jeśli ktoś żyje dostatecznie długo i ma spory dorobek zawodowy, to w zasadzie zbliża się do tego ideału. Może dlatego cechą ludzi starych jest swojego rodzaju eklektyzm, odporność na inne poglądy niż własne? Może dlatego tak bardzo lubią mówić, a tak mało słuchają?

Zofia Radwańska-Paryska od młodości wiedziała, co chce robić i jaką drogą to chce osiągnąć. Choć w dzieciństwie uczyła się grać na skrzypcach i muzyka zawsze była jej wielką miłością, to zawsze pasjonowała ją przyroda i Tatry. Ale regularnie zaczęła przyjeżdżać do Zakopanego dopiero po maturze. Mieszkała co roku tych samych gazdów na Pardałówce, którzy ją lubili i uczyli swojej gwary i obyczajów. Kiedyś opowiadała mi, jak przyglądała się gospodarzowi, rąbiącemu drewno. W pewnym momencie polano odskoczyło i boleśnie uderzyło gazdę w nogę. Och, psiokrew! – syknął i zaraz rozejrzał się, czy kto nie słyszał przekleństwa, a zobaczywszy młodą dziewczynę, zaczerwienił się jak piwonia i powiedział: Zosiu, przepraszam… Mój Boże… dziś od znacznie młodszych od ówczesnej Zosi panienek nieraz słyszę słowa, które mnie przyprawiają o rumieńce, a w końcu w tej dziedzinie jestem człowiekiem dość doświadczonym…

Urodzona 3 maja 1901 roku w Warszawie, ukończyła na UW botanikę i geografię, uzyskując w 1933 r. doktorat. Była członkiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, uprawiała intensywnie turystykę, a od 1923 r. – taternictwo i narciarstwo wysokogórskie, wspinając się w Tatrach oraz Alpach. W 1937 r. jako pierwsza Polka weszła na Matterhorn, Monte Rosa i Grandes Jorasses, w 1939 r. pojechała w Dolomity na… motocyklu, w 1938 r. założyła pierwszą szkołę taternicką na Hali Gąsienicowej, a już od 1934 roku, jako pierwsza kobieta była instruktorką na kursach taternickich i narciarskich. W 1939 r. była sędzią narciarskim w czasie zawodów FIS. W 1945 r. została pierwszą ratowniczką TOPR, w 1948 - pierwszą kobietą - przewodnikiem tatrzańskim, od tego też roku stale działała w komisjach szkolenia przewodników.

W 1938 r. po śmierci pierwszego męża, przyrodnika Witolda Kuleszy (z którym związana była w latach 1924-38) zamieszkała w Zakopanem na stałe, a w 1940 wyszła drugi raz za mąż za Witolda H. Paryskiego, którego poznała w 1930 r. na szlaku, prowadzącym z Morskiego Oka na Rysy… W czasie okupacji pracowała w nadleśnictwie „Zakopane” jako referent do spraw ochrony przyrody, co w przyszłości stało się jej wielką pasją. Po wojnie została kustoszem działu przyrodniczego Muzeum Tatrzańskiego, a w 1951 r. zorganizowała w Zakopanem Tatrzańską Stację Naukową Zakładu Ochrony Przyrody PAN, którą kierowała do przejścia na emeryturę w 1971 r. Przy stacji, mieszczącej się w willi „Śmigło” na Antałówce, stworzyła ogród roślin tatrzańskich, gromadzący ponad 1100 gatunków. Ochrona przyrody była jej wielką pasją, i z pasją też walczyła ze wszystkimi przejawami lekceważenia jej zasad, szczególnie w Tatrach. Była konsekwentną przeciwniczką komercyjnego traktowania gór, szczególnie kolejek górskich i inwestycji narciarskich. Nigdy nie pojechała kolejką na Kasprowy, i nawet mając zlecenie na opracowanie studium rekultywacji roślinności kopuły Kasprowego Wierchu ani razu nie skorzystała z darmowego biletu wjazdu – chodziła na szczyt piechotą…

Prowadziła badania botaniczne i ogłaszała ich wyniki w fachowych publikacjach, ale uprawiała też literaturę popularną, zawsze związaną z Tatrami. Za opowiadania „Mozaika tatrzańska” i książkę „Zielony świat Tatr” w 1957 r. otrzymała nagrodę literacką Zakopanego. Wspólnie z mężem opublikowała też autorską „Encyklopedię tatrzańską” (II wyd. – „Wielka Encyklopedia Tatrzańska”), ostatnie jej ważne prace to „Zielnik Brata Cypriana” i „Gwarowy słownik nazw roślin”.

Była wielka znawczynią muzyki. Póki wiek i zdrowie jej pozwalały, jeździła do Warszawy na konkursy chopinowskie i na konkurs Wieniawskiego do Poznania. W Zakopanem nie opuszczała żadnej większej imprezy muzycznej, śledząc tutejsze dokonania w rozmaitych zresztą dziedzinach (poznaliśmy się na premierze kabaretu muzycznego „Scherzo”). Była członkiem – założycielem Towarzystwa Muzycznego im. K.Szymanowskiego, zajmowała się też odnowieniem ogrodu wokół „Atmy”.

Ale największą miłością jej życia był mąż, Witold. Bezkompromisowa wobec wielu ludzi i spraw, wobec niego była bezgranicznie tolerancyjna: głęboko wierząca katoliczka, zaprzyjaźniona ze środowiskiem jaszczurowskich urszulanek, nigdy nie próbowała zmieniać ateistycznych poglądów Witolda, który z kolei cierpliwie prowadził ją co niedzielę na mszę na Bory i gościł w domu jej zakonnych gości. Kłócili się o ocenę książek, omijali z szacunkiem strefy oceny myśli. Nie mieli dzieci i cały dorobek naukowy (ogromny) i materialny (skromny) pozostawili do dyspozycji Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na wiele lat przed śmiercią zachorowała na półpasiec, skutkiem którego cierpiała bardzo na wyniszczające nerwobóle, przy których niemal nie opuszczała łóżka. Witold przynosił jedzenie w menażkach od urszulanek. Ale to on, młodszy od niej o 8 lat, odszedł pierwszy.

Kilka miesięcy potem widziałem ją po raz ostatni. Leżała na pięterku Domu pod Jasionami owinięta kołdrą i wyglądała tak, jakby już jej nie było. Na szafce nocnej stało zdjęcie Witolda Paryskiego. Widząc, że na nie patrzę, z trudem wzięła je do ręki i nadspodziewanie silnym głosem wyrecytowała wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, która niegdyś mieszkała tuż obok, w Domu Pod Jedlami:

Gdy się miało szczęście które się nie trafia,

Czyjeś ciało i ziemię całą,

A zostanie tylko fotografia

To jest – to jest bardzo mało…

Kilka dni potem spoczęła obok męża na Pęksowym Brzyzku. Dom Paryskich spłonął w zeszłym roku i został rozebrany.

 

Nowy Targ-Kraków 17-04-2009

 

 

È Æ