Maciej Pinkwart

Zakopiańskim szlakiem Mieczysława Karłowicza

 

 TUTAJ inne Ścieżki czasu

Tutaj skan artykułu

 

 

Mieczysław Karłowicz poznawał Zakopane w najciekawszym okresie rozwoju uzdrowiska. Był rok 1889, kiedy trafił tu po raz pierwszy, z matką i rodzeństwem. Lato zapowiadało się nie najgorsze, więc Irena Karłowiczowa zrezygnowała z planowanego wcześniej wyjazdu do Sopotu i za namową przyjaciół – Pauliny i Samuela Dicksteinów, postanowiła wywieźć dzieci do coraz modniejszego Zakopanego. Koleją dotarli najpierw do Krakowa (nic tam nadzwyczajnego nie ma, zwyczajnie – dziura - pisał 13-letni Mieczysław do kolegi, Kazimierza Prószyńskiego), potem do Chabówki, skąd furką góralską do Zakopanego. Zamieszkali przy Krupówkach, w domu przewodnika Jana Stopki (koło dzisiejszego „oczka wodnego”) i stamtąd nowicjusz turystyczny podejmował pierwsze wyprawy tatrzańskie: najpierw krótkie spacery po dolinkach reglowych, potem, już z przewodnikiem – na Czerwone Wierchy, do Morskiego Oka przez Zawrat i prawdopodobnie przez Polski Grzebień do Szmeksu.

Właśnie tamtego lata Karłowicz po raz pierwszy zobaczył górę, która zwiąże się z jego nazwiskiem na zawsze – Kościelec. Podobno bawił się u podnóża Małego Kościelca z kuzynką (Aliną Świderską), a nawet chował się jej między kamieniami niemal dokładnie w miejscu, gdzie później zasypała go lawina. Prawda czy nadinterpretacja post fatum?

W Warszawie, gdzie rodzina Karłowiczów mieszkała po opuszczeniu Wiszniewa (gdzie, w tej małej miejscowości na Litwie Kowieńskiej, przyszły kompozytor się urodził) i po kilkuletnich peregrynacjach po Niemczech i Czechach, Mieczysław chodził do renomowanego gimnazjum realnego Wojciecha Górskiego, gdzie uczniem był dość dobrym, choć może nie wybitnym. W 1889 roku rozpoczął też naukę gry na skrzypcach u znanego wirtuoza tego instrumentu i pedagoga – Stanisława Barcewicza.

Pod Giewont pojechał ponownie dopiero trzy lata później, tym razem już samodzielnie, choć teoretycznie miała nad nim czuwać zdalnie przyjaciółka matki, Paulina Dicksteinowa. Początkowo zamieszkał na Klemensówce, w Zakładzie Wodoleczniczym doktora Wenantego Piaseckiego. Być może dlatego, że dokuczały mu jakieś dolegliwości żołądkowe, ale niewykluczone, że po prostu matka chciała mu zapewnić dobre warunki, z jakich słynęła placówka znanego lekarza – twórcy galicyjskiego ruchu sokolskiego. Ale było pewno za bardzo luksusowo, a na domiar złego do obiadu przygrywała orkiestra klimatyczna, czego młody muzyk nie mógł znieść. Więc wyprowadził się wkrótce do Jaszczurówki, gdzie zamieszkał w Hotelu Warszawskim, i stamtąd podejmował wyprawy górskie, nie zaniedbując spotkań towarzyskich z rodziną i przyjaciółmi, a także – ćwiczenia na skrzypcach. W tym bowiem roku po raz pierwszy wystąpił publicznie jako skrzypek – właśnie w Zakopanem, na dwóch koncertach w Dworcu Tatrzańskim przy Krupówkach. 24 sierpnia 1892 roku wykonał dwie części Koncertu romantycznego Beniamina Godarda i Rondo Camila Saint-Saënsa, a ponieważ był gorąco oklaskiwany dodał na bis Moto perpetuo Franza Riesa. Dwa dni później uświetnił swoim występem przedstawienie teatru amatorskiego, wykonawszy Adagio Riesa i Taniec hiszpański Pabla Sarasatego. Znane dotąd dokumenty nie odnotowują, kto towarzyszył Mieczysławowi na fortepianie.

Debiutował wtedy także jako publicysta tatrzański, na łamach efemerycznego „Kuriera Zakopiańskiego”. Pierwszy jego artykuł, napisany przez 16-letniego redaktora wespół z rok młodszym Januszem Chmielowskim, które wkrótce stał się najwybitniejszym taternikiem swojej epoki – nosił tytuł „Kościelec”…

Tego lata Mieczysław Karłowicz zwiedził także m.in. Żółtą Turnię, Granaty, Kozi Wierch i Kominiarski Wierch.

W 1893 roku znów mieszkał w Jaszczurówce, na krótsze wycieczki chodził z rodzicami, a w towarzystwie przewodnika Jana Kubina był na Rysach, zdobył też Wagę, Wysoką i Łomnicę. Trzeci w życiu Mieczysława Karłowicza sezon taternicki zakończył się wyjazdem... w Alpy. Przebywając u siostry w Rapperswilu, młody taternik nie omieszkał zwiedzić okolicznych szczytów (m.in. Rigi, Pilatus), poznał kilkanaście miast w Szwajcarii, ale - jak Irena Karłowiczowa pisała z Raperswilu do przyjaciółki – Mieczek pozostał wierny swej dla Tatr miłości, nic nie znalazł w Szwajcarii, co by nazwał piękniejszym (...).

W 1894 r. zatrzymał się w Zakopanem w domu Herzów, w pobliżu dzisiejszego kościoła Św. Krzyża. Niewątpliwie ukoronowaniem pierwszego etapu poznawania Tatr przez Karłowicza była wyprawa na Gierlach i na szczyt Mięguszowiecki podjęta w lipcu tego roku w towarzystwie przewodnika Jędrzeja Wali.

A jesienią tego roku wyjechał na studia do Berlina – i Tatry pozostały tylko w sferze marzeń. Wrócił do nich dopiero w 1902 roku – i w lipcu tego roku zamieszkał w willi „Fortunka” na Bystrem, która do 1905 roku stała się jego zakopiańską bazą i skąd podejmował najpiękniejsze i najdłuższe wycieczki w głąb Tatr. Rok później znów zamieszkał przy Krupówkach, prawdopodobnie naprzeciw dzisiejszego hotelu „Gromady”, a 1907 roku (po kilku dniach w Hotelu Turystów przy dzisiejszej ul. Zamoyskiego) za miejsce letniego pobytu (spędzanego w Zakopanem z matką) wybrał willę „Limba” przy Ogrodowej – tę samą, która kilkanaście lat później wpisała się w życiorys Karola Szymanowskiego. Jesienią 1907 r. Karłowiczowie przenieśli się do „Liliany” (dziś są tam bloku nauczycielskie przy ul. Gimnazjalnej). Tam właśnie podjęli decyzję o wyprowadzeniu się z Warszawy i osiedleniu się w Zakopanem na stałe. Z początkiem 1908 r. zamieszkali w „Lutni” przy ul Sienkiewicza.

I stamtąd Mieczysław Karłowicz 8 lutego 1909 r. wyruszył na dość krótką i zdawałoby się – nietrudną wycieczkę do Czarnego Stawu pod Kościelcem, w czasie której zasypała go lawina śnieżna.

Dziś, gdy w Tatrach zdobyto już wszystko, co było do zdobycia, gdy wielu taterników taktuje ten teren jako boisko treningowe przed większym występem w Himalajach – warto wspomnieć, że to właśnie wielki kompozytor i wybitny taternik określił niezwykle przydatny na dzisiejsze czasy model turysty tatrzańskiego:

Idealnym typem turysty byłby dla mnie ten, co by wyruszając w góry z jasno określonym pragnieniem szukania wrażeń w pierwszym rzędzie estetycznych posiadał jednocześnie tyle silnej woli, odwagi i wyrobienia, ażeby wszelkie trudności stały się dlań tylko urozmaiceniem wyprawy. Ideałów chodzi jednak po świecie niewiele. Wiem tedy doskonale, że spotka się w Tatrach jeszcze nieraz wygodnie estetyzujący filister z zakutym sportsmenem, co jak ślepy przebiegnie cały łańcuch Tatr, by wytrzeć jakiś okrzyczany za trudny komin; i na jednego, i na drugiego spoglądać będą olbrzymy tatrzańskie ze spokojem i z pobłażaniem istot wiekuiście trwałych.

Taki też i on sam miał program – mało kto mógłby równać się z Karłowiczem co do liczby zwiedzonych turni i szczytów, choć zapewne nie był typem zdobywcy ścian czy tym, kto wytycza taternikom nowe cele i nowe ścieżki. Jednak i on ma na swoim koncie pionierskie drogi, skumulowane zresztą w ciągu dwóch lat działalności górskiej: Młynarz z Żabiej Doliny Białczańskiej (1907), Wielka Kołowa Turnia (1907), Ostra (I wejście południową granią, 1907), I wejścia zimowe na Kościelec, Wołoszyn i Żółtą Turnię (1908), Mięguszowiecki Szczyt Czarny północną ścianą (1908), Mały Jaworowy Szczyt (I przejście grani, 1908)

Od 1902 roku pobyty turystyczne w Zakopanem łączył z pracą kompozytorską. Między wycieczkami tatrzańskimi, w dniach odpoczynku lub brzydkiej pogody instrumentował tu swoją jedyną symfonię e-moll „Odrodzenie”, w „Fortunce” napisał duże fragmenty przepięknego Koncertu Skrzypcowego A-dur, oraz skomponował muzykę do melodeklamacji wiersza Kazimierza Tetmajera Na Anioł Pański biją dzwony, w Zakopanem też – w kompozycji lub instrumentacji powstały wszystkie jego poematy symfoniczne, w której to formie był niedościgłym mistrzem: Powracające fale. Trzy odwieczne pieśni, Rapsodia litewska, Stanisław i Anna Oświecimowie i Smutna opowieść.

8 lutego 1909 r. na biurku Karłowicza w „Lutni” pozostał niedokończony rękopis ostatniego poematu – „Epizod na maskaradzie”. Kilka lat później na prośbę matki ukończył go Grzegorz Fitelberg.

Na ścianie „Lutni” znajduje się tablica pamiątkowa, przypominająca, że tu kompozytor mieszkał i tworzył i stąd wyruszył na ostatnią wyprawę. Nieopodal, przy tej samej ulicy Sienkiewicza znajduje się Szkoła Muzyczna, która z inicjatywy jej ówczesnej dyrektorki Anny Juchniewicz od 1979 roku nosi imię Karłowicza. Jeszcze dalej na południe, na Bystrem, jest ulica Karłowicza. Stoi przy niej zapomniana i zaniedbana willa „Fortunka”, w której mieszkał przez cztery sezony. Na Wilczniku chyli się do upadku zniszczona willa „Limba”, związana i z Karłowiczem, i z Szymanowskim. W 2008 roku w Zakopanem powstało Stowarzyszenie im. M.Karłowicza, mające na celu szerzenie kultury muzycznej i organizację festiwalu muzyki kameralnej – akurat ten rodzaj muzyki był dla Karłowicza dość mało interesujący… A na Starym Cmentarzu zakopiańskim już za kilka miesięcy pojawi się – obok Szymanowskiego – tablica, upamiętniająca wielkiego kompozytora, taternika, narciarza i fotografa, człowiek, który wołał do turystów: „szanujcie ciszę i majestat gór”…

 

 

 

Nowy Targ-Kraków 7-02-2009

 

 

 

È Æ