Tygodnik Podhalański, 3 kwietnia 2008

 

Tutaj skan artykułu

 

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim

Maciej Pinkwart

Buldożer

 

Zaszokowałem kiedyś Agatę Nowakowską-Wolak i członków Towarzystwa Opieki nad Zabytkami twierdzeniem, że sprzętem, który w ochronie zabytków przydałby się w Zakopanem najbardziej jest buldożer. Ostatnie wydarzenia motywują mnie do tego, by ów pozorny paradoks rozwinąć.

Drewniana willa przy ulicy Jagiellońskiej 8, której efektowny pożar pokazywała niedawno prasa, była od dawna niezamieszkała, choć ja pamiętam ją jeszcze z lat 70-tych, kiedy były tam mieszkania komunalne, chędogie, ale dobrze utrzymane. Potem lokatorów wykwaterowano, a na zewnętrznych ścianach budynku pojawiły się starannie wydrukowane na komputerze urzędowe kartki, ostrzegające że budynek pozostaje w stanie zagrożenia i zakazuje się jego użytkowania. Było to oczywiste zaproszenie dla tych, którzy mają niewiele do stracenia. Nieszczęście zdarzyło się dopiero teraz. Ale budynek nie spłonął całkiem, ocalały nawet kartki, informujące o niebezpieczeństwie. I co? I nic. Czekamy na c.d.

Zakopane ma prawdziwych zabytków tyle co kot napłakał, więc pochylamy się z fałszywą troską nad każdą ruderą sprzed 1945 roku zapominając o tym, że miasto jest po to, żeby służyć mieszkańcom, zaś opieka nad zabytkami ma pomagać w utrwaleniu wartościowej substancji historycznej, a nie tworzyć panoptikum starych gratów, z którymi nie wiadomo co robić. To co naprawdę ważne – trzeba chronić. Tyle że wartościowe są tylko obiekty piękne i stanowiące przykład reprezentatywny dla epoki lub stylu. A tych jest w Zakopanem może kilkanaście. One także nie są zamkami nad Loarą, ale wedle stawu grobla. Resztą powinien się zająć buldożer.

Takie decyzje są trudne, ale możliwe. Pokazał to przykład obiektów prawdziwie zabytkowych, których zniknięcie umożliwiły albo silne osobowości, albo strach przed nimi. Wymienię tylko trzy, w kolejności chronologicznej: stylowy dom ogrodnika przy ul. Orkana w miejscu, gdzie postawiono blok mieszkalny z marketem „Albert”, zabytkowa, XIX-wieczna kaplica przy Chramcówkach, którą rozebrano w czasie budowy nowego kościoła oraz dawny hotel i restauracja Karpowicza przy Krupówkach (po wojnie - słynny „Cocktail bar” ), gdzie dziś znajduje się część rozrywkowego imperium najbogatszego zakopiańczyka Andrzeja Stocha. Ich akurat szkoda, zwłaszcza dwóch ostatnich, ale już nikt nad nimi nie płacze.

Paryż byłby zapyziałą i zachłystującą się kurzem starości dziurą, gdyby w czasach Drugiego Cesarstwa prefekt departamentu Sekwany baron Georges Haussmann nie rozpirzył niepotrzebnych i odrażających staroci po to, by umożliwić poprowadzenie szerokich, nowoczesnych arterii i odsłonić widok i dostęp do tych zabytków, które naprawdę było warto ocalić i dumnie się nimi chwalić. Zakopane Paryżem nie jest i nie rządzi nami Napoleon III, ale i nas powinno być stać na działanie rozumne i celowe, zanim bezrozumne i niecelowe nieszczęścia zadecydują za nas.

 

TUTAJ polemika!