Tygodnik Podhalański, 31 lipca 2008

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim

Maciej Pinkwart

Pilot

 

W przerwie koncertu podeszła do mnie pani w średnim wieku i wskazując na fortepian zapytała, czy nie dałoby się tego przyciszyć. Oczyma duszy zobaczyłem, jak publiczność trzyma w rękach piloty i steruje głośnością fortepianu, kolorystyką ubrań wykonawców czy proporcją basów i tonów wysokich.

Świat realny staje się coraz bardziej obcy, mniej naturalny od tego, co widzimy w telewizji. Wygodnie oparci na poduszkach, z nogami na stołeczku i paczką chipsów w zasięgu wolnej ręki (tej, która nie trzyma pilota) poziewując oglądamy wulkany w Ameryce, pożary na Rodos i powodzie na Filipinach.

A wtedy, stuk-puk i do drzwi podchodzi rzeka Białka.

I okazuje się, że nasza naiwna wiara w technikę i w to, że to właśnie człowiek jest panem świata może lec w gruzach po kilku godzinach górskiego deszczu. Czy uczy to nas pokory wobec przyrody? Bynajmniej. Zaczynamy szukać winnych – to znaczy tych, którzy nie zbudowali odpowiednio wysokich wałów, nie pogłębili dna, nie okiełznali rzeki i nie zapobiegli deszczom. Oczywiście, można zmienić przepisy i spróbować uregulować wszystkie rzeki, pogłębić je, obudować, w okolicach domów wpuścić w rury i mieć nadzieję, że nie znajdziemy się w sytuacji ucznia czarnoksiężnika… Ale przy wszystkich tych pracach powinna nam towarzyszyć świadomość, iż próbujemy opanować moce, wobec których człowiek z całym swoim rozumem, techniką i wiarą, że na wszystko znajdzie się odpowiedni guzik w odpowiednim pilocie jest małą i niewiele znaczącą grudką materii.

Z ingerencją techniki w sprawy przyrody jest trochę tak jak z zażywaniem leków regulujących ciśnienie: jak się raz zacznie, to już nie można przestać, bo organizm zwalnia się z odpowiedzialności za stan sprawy. Rozregulowana przez ingerencję techniki przyroda traci zdolność do samonaprawy, a słaby człowiek nigdy nie będzie w stanie zapanować nad kosmicznymi siłami natury. No i choćbyśmy wszystkie potoki od samych źródeł ujęli w cembrowiny, na każdym drzewie przybili piorunochron, w każdą łąkę wpuścili gęstą sieć drenów – to przecież nadal nieokiełznany wiatr będzie napędzał chmury, które swą deszczową zawartość zechcą uwolnić trochę obok uregulowanej rzeki, płyta tektoniczna pod Czarnym Dunajcem przesunie się o parę centymetrów, niszcząc dreny, a piorun i tak uderzy tam, gdzie się najmniej spodziewamy.

I wtedy możemy do woli naciskać czerwony guzik by przyrodę wyłączyć, a na ekranie i tak pojawi się napis „game over”. Bo człowiek zawsze będzie tylko drobną częścią przyrody, a nie jej panem. Warto o tym pamiętać przed kolejną decyzją o zbudowaniu kolejnego domu nad brzegiem kolejnej rzeki w nadziei, że do nas będą należały korzyści, a kłopotom musi zapobiec Główny Konserwator Przyrody wspólnie z Głównym Meteorologiem Kraju.