Tygodnik Podhalański, 12 czerwca 2008

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim

Maciej Pinkwart

Chińczycy w Zakopanem

 

Burmistrz Janusz Majcher zapowiedział, że z pewnością wyremontuje zakopiańskie ulice, choćby miał w tym celu zaprosić Chińczyków. Chińczycy z reguły występują w ilościach hurtowych, przywożą ze sobą partyjnych dozorców, a w kontraktach zastrzegają sobie jedzenie, albo możliwość własnoręcznego gotowania z dostarczanych produktów. Podatek od posiadania psów nie jest jakąś znaczącą pozycją miejskiego budżetu, ale w naszej sytuacji i te kilkadziesiąt złotych od sztuki też się liczy, a poza tym coroczne wystawy czworonogów pod Skocznią są ważnym elementem promocji miasta, o którym mówi się, że schodzi na psy, więc warto się zastanowić. Historia nauczyła nas, że z bratnią pomocą bywają kłopoty: stosunkowo łatwo jest ją otrzymać, znacznie trudniej jest za nią podziękować. Tatry mogłyby Chińczykom przypomnieć ukochane przez nich Himalaje, a nostalgiczne wspomnienie Tybetu zapewne skłoniłoby ich do pokochania Podhala miłością wielką, choć niekoniecznie odwzajemnianą. To prowadziłoby do konfliktów, międzynarodowych interwencji dyplomatycznych, a drogi stałyby się elementem strategii, w efekcie przeznaczonoby je wyłącznie do użytkowania przez czołgi i transportery opancerzone. No, a taki jest przecież ich obecny stan, że jedynie te pojazdy mogą po nich jeździć bez szwanku, więc może już lepiej zostawić wszystko tak jak jest, a do łatania dziur zaangażować bezrobotnych nauczycieli Technikum Tkactwa Artystycznego.

Od lat na Podhalu i w Tatrach stosuje się zasadę wykorzystywania owiec w zastępstwie uzbrojonego w specjalistyczne maszyny człowieka. Na Równi Krupowej w Zakopanem, na Równi Szaflarskiej i nad Dunajcem w Nowym Targu, a nawet na polanach tatrzańskich wypasane są owce, a uzasadnieniem tego faktu jest między innymi to, że owca zastępuje kosiarkę. Zastępuje także rozrzutnik obornika, co zapewne mniej cieszy spacerujących w tych miejscach ludzi, no ale coś za coś… Warto, by władze miasta rozpisały konkurs na równie ekologiczne rozwiązanie problemów drogowych. Nie sądzę, aby przy pomocy najbardziej nawet wyrafinowanej tresury udało się skłonić jakiekolwiek zwierzę do wyrabiania i równego rozprowadzania asfaltu, ale nad frezowaniem dziur już możnaby popracować.

W najgorszym razie można pewno powrócić do praktyki wypracowanej przez Rzymian, którzy budowniczym dawali po prostu termin i pieniądze oraz wyjaśniali, że na niewywiązujących się z zobowiązań czekają igrzyska – dokładniej lwy na arenach amfiteatrów. W naszym wypadku lwy możnaby zastąpić bulterierami, o ile oczywiście wszystkich nie wykorzystają przywódcy opozycji, i o ile burmistrz nie zaprosi Chińczyków.