Maciej Pinkwart

Przyjęcie składkowe

 

13 stycznia 2022

Tutaj wersja video na YT

 

 

Najwyższą formą demokracji jest system, w którym głupcy wybrani przez głupców rządzą głupcami. Dlaczego? Bo w każdej zbiorowości głupców jest więcej niż mądrych i choć to mądrzy potrafią działać tak, by zaspokoić potrzeby głupców, głupcy o tym nie wiedzą. I dlatego rządzący głupcy mogą w zasadzie bez końca prowadzić innych głupców na pasku i jeszcze otrzymywać od nich rozliczne dowody wdzięczności.

Pasków nigdy nie lubiłem. Najpierw w dzieciństwie, kiedy pasek był w zasadzie jedyną karą, jaką otrzymywałem za rozmaite przewinienia szkolne i domowe. W szkole były to nie akceptowane przez nauczycieli zachowania, w domu - tzw. pyskowanie. Pasek był ojca, karząca ręka była mamy, tyłek mój. Dawało się wytrzymać, zresztą alternatywą był pejcz, wiszący na ścianie jako jedyna pamiątka po psie, jakiego kiedyś mieliśmy i do karcenia którego taka szpicruta była kupiona. Ale o ile pamiętam, ani pies, ani ja nie byliśmy dyscyplinowani tym okrutnym narzędziem, ale na ścianie wisiało i groziło. Z dwojga złego wolałem pasek.

Na szczęście, chodziłem do szkoły w czasach komuny, więc uczyłem się nie najlepiej, co teraz mogę okazywać jako dowód patriotyzmu. Wstydzić się też nie bardzo jest czego, bo uczono mnie dobrze i ciekawych rzeczy (jak na przykład astronomia, logika, propedeutyka filozofii, fizyka kwantowa…), ale tak czy inaczej, świadectw z paskiem nie otrzymywałem. Może jeszcze ich wtedy nie było? W końcu, w czasach powojennych były same braki i rozmaite luksusy zapewniała nam UNRRA, paski raczej w jej paczkach nie przychodziły. Ale już moje dzieci zabiegały o te świadectwa z paskiem, zresztą takie mówienie było – jak to się teraz mówi tautologicznie – „kolokwialne”, bo oficjalnie za dobre wyniki dostawało się świadectwo z flagą. To, że flagę mieliśmy i mamy biało-czerwoną, a na świadectwie widać było w zasadzie tylko czerwony pasek, w latach 90-tych nikomu nie przeszkadzało. Niewątpliwie jest to wpływ solidarnościowych postkomuchów, zdrady okrągłego stołu i efekt opijania tej sprawy przez Michnika z Kiszczakiem w Magdalence.

Kiedy jeszcze nie było kont i kart bankomatowych, a bankomaty były tylko w zachodnich filmach – pensje dostawałem w okienku z napisem kasa. Poza garścią banknotów otrzymywałem pasek: rzeczywiście wąski pasek papieru, na którym było napisane, ile zarobiłem i ile mi zabrali oraz na co. Potem pasek się stale powiększał, nawet wtedy kiedy pensja się zmniejszała. Dodatkowe nagrody i składowe zarobków zwykle nie mieściły się na pensyjnym pasku, więc dostawało się ich potwierdzenie na pasku dodatkowym. Kiedy zrobiłem doktorat, dostałem kartkę paskową z informacją, że z powodu uzyskania tytułu naukowego będę otrzymywał dodatek do pensji. Nie pamiętam ile to było w złotówkach, ale można było za to kupić miesięcznie dwa piwa. Może trzy, jak gorsze.

Potem paski stały się elektroniczne, choć w tytule maila zawsze było napisane „pasek” i tak też nazwałem folder, w którym paski przechowuję. Niewiele się na nich zmieniało, więc przestałem je czytać: liczył się tylko efekt, czyli to, ile trafi na konto. Ile i za co mi zabierają – tym się nie przejmowałem. Zarabiałem zawsze za mało, zabierali zawsze za dużo, nigdy na to nie miałem wpływu, dyskutowanie ani z księgową, ani z dyrekcją nie miało sensu. Alternatywa była prosta: bierzesz, co ci dają albo nie bierzesz nic. Brałem. Kiedy już zacząłem dostawać emeryturę, raz do roku otrzymywałem od świadczeniodawcy informację, że mój pracodawca przekazał do ZUS dokument, wskazujący ile odprowadził w moim imieniu składki emerytalnej. ZUS zapytywał mnie co roku, czy życzę sobie, żeby w tej nowej sytuacji emeryturę mi przeliczyć i o jakieś tam procenty tej składki podnieść. Pewno mogliby zrobić to automatycznie, ale przecież nie wszyscy się załapywali na to, że trzeba odpowiedni druczek wypełnić, zanieść osobiście do okienka, pobrać numerek, odstać lub odsiedzieć trochę, złożyć i potem czekać w napięciu, czy emerytura wzrośnie o 4 czy o 40 złotych. Jak nie złożyli, to ZUS mógł zaoszczędzić.

Paski tymczasem zaczęły się pojawiać pod ekranami programów informacyjnych. W jednych telewizjach były to po prostu jednozdaniowe streszczenia najważniejszych wiadomości dnia, w innych – czopki, przy pomocy których rozprzestrzeniano wśród widzów partyjne przekazy dnia, bluzgi na przeciwników politycznych władzy czy inne wymiociny propagandowe. Zaczęto mówić o sowicie opłacanych „paskowych”, którzy wykonywali czarną robotę pracowicie rozprasowując na płasko ewentualne fałdki w mózgach elektoratu. Mało mnie to obchodziło: ani tej telewizji nie włączałem, ani nie poddawałem się propagandzie. Wydawało mi się, że mam swój rozum, na który żadne paski nie mają wpływu. Myliłem się.

Jakiś czas temu pan, który w polskim teatrze gra rolę premiera poinformował mnie, że już niebawem jako naród – którego jednak jestem częścią, choć w zasadzie pewno uważa się mnie za polskojęzycznego unionistę – doznam szczęśliwości nieopisanej, bo obejmie mnie tzw. polski ład (nie mylić z pogardliwym określeniem wnuczków z Wermachtu polnische Wirtschaft), w którym pensje i emerytury wzrosną, podatki będą bardziej sprawiedliwe i zrozumiałe, i ogólnie Polska będzie rosła w siłę, a ludzie będą żyli dostatniej. Pan, który uważa, że rządzi wszystkim, nawet mną, stwierdził potem, że na polskim ładzie stracą tylko ci, którzy zarabiają dzięki cwaniactwu, więc uspokoiłem się zupełnie: jakimże mogę być cwaniakiem, będąc zatrudniony jako stypendysta ZUS-u i dodatkowo jako belfer na 4/18 etatu? Pan rzecznik rządu w dodatku zapewnił, że ci, którzy zarabiają nie więcej, niż 12 800 zł miesięcznie brutto w ogóle nie muszą się niczym przejmować: na pewno nie stracą, a może nawet zyskają. Trochę mnie zdziwiło to „może”; jako człowiek z gór mam do morza stosunek ambiwalentny, no ale ponieważ moje dochody w najśmielszych moich marzeniach nie zbliżają się nawet do połowy wymienionej przez rzecznika kwoty – spałem spokojnie.

No i z początkiem stycznia dostałem pasek ze szkoły – zarobiłem o blisko stówkę mniej, niż miesiąc temu. Wytłumaczono mi, że to po pierwsze pomyłka, a po drugie, że mi się to wyrówna przy drugim źródle dochodu, czyli w emeryturze. Kilka dni później dostałem pasek z emerytury – tu też prawie stówka mniej. Najpierw się trochę ucieszyłem, bo mogli mi ukraść kilka stówek, a poza tym jednak się okazałem cwaniakiem, o co dotąd siebie nie podejrzewałem. Potem mnie szlag trafił.

Pensja nauczycielska jest wypłacana z góry. Czyli rąbnęli mnie za styczeń, kiedy już działał ten nieład. Ale emerytura wypłacana jest z dołu: czyli rąbnęli mnie za grudzień, kiedy nowy system jeszcze nie miał prawa działać… Nie lubię nie tylko jak mnie okradają, nawet o stówkę czy dwie. Przede wszystkim nie lubię jednak, gdy mnie oszukują i kłamią w żywy kamień.

Można powiedzieć – mała szkoda, krótki żal. Ponosiłem w życiu większe straty. Ale emerytów jest ponoć siedem milionów. Niech każdemu zabiorą stówkę – w skali miesiąca daje to rządowi siedemset milionów sałaty. Rocznie 8,4 miliarda. A nauczyciele i inni cwaniacy? Rosną podatki, rosną ceny, rosną mandaty… Pieniądz się przyda, bo władza musi sobie kupić rzecz najcenniejszą: wolność. A ta sporo kosztuje. Pięćset plus już dobrze nie działa, trzeba kupić następną kadencję za tysiąc plus, trzynastki i inne frukta dla elektoratu. Nowy Pegazus, pewno kupowany przez chińskich pośredników, zapewne zdrożał, bijące ramię partii musi być też lepiej opłacone, o kosztach muru mińskiego i pensjach oberpaskowego na Woronicza ani wspominać nie warto. Ale możliwe, że to nie wystarczy. Może ludzie zrozumieją, że ten pasek, na którym są prowadzeni jest bardziej uciążliwy niż pejcz, jaki się pokazuje przeciwnikom władzy. Może ci wszyscy, którzy w zawodówce mieli świadectwo z paskiem obliczą, że oni też składają się na frukta podawane na przyjęciu, gdzie władza tańczy przy dźwiękach orkiestry grającej na „Titanicu”, na co mogą patrzeć tylko przez okienko, umieszczone ponad paskami? Może dojdzie do nich echo ponurego rechotu historii, która znów pokazuje, że klasa pracująca spija szampana ustami swoich przedstawicieli? A wtedy wolność będzie nie mniej kosztowna: iluż to osobom trzeba będzie zakupić bilety na wschód i opłacić azyl w Kazachstanie!

 

 

Poprzednie felietony