Maciej Pinkwart

Czas biegnie...

 

3 lutego 2022

Tutaj wersja video na YT

 

Przyjmijmy na początek, że o obecnej władzy nie ma co mówić, ani zaprzątać sobie głowy jej działalnością. Prawie wszystkie jej decyzje w przeszłości i wszystkie obecne są błędne, złe, dramatycznie groźne, niekompetentne czy po prostu głupie. Ktoś może zapyta o to „prawie”? No, kiedyś ucieszyło mnie zlikwidowanie radarów straży gminnych, chowanych za stodołą szwagra i zasilających budżety lokalnych samorządów. Powiecie o 500 + i dodatkach do emerytur? Żaden z tych programów nie pomógł w osiągnięciu tych celów, dla jakich rzekomo był wprowadzany. Ale prawdziwy cel został zrealizowany – programy te kupiły parę milionów głosów dla PiS-u. Jednak należałoby to rozpatrywać z punktu widzenia dzisiejszych rachunków, jakie muszą płacić wielodzietne rodziny i emeryci, czyli wracamy do owych złych decyzji współczesnych.

A więc przyjmijmy, że jeśli nawet rząd tonie - to nie rząd, to nierząd, jak ktoś trafnie napisał w jakimś memie. Nie ma o czym gadać: premier to Jacek i Agatka w jednym, co do kompetencji wicepremierów, to też nie ma tematu: Kaczyński – nic, czyli wszystko, Sasin – wszystko, czyli nic, Gliński – kultura, czyli brak kultury, Kowalczyk – rolnictwo, czyli niezaorany ugór. Zdrowie w excelu, polityka zagraniczna w czarnej dziurze, nauka i oświata – dno dzbana, obrona - pod płotem, tajniactwo i jawniactwo - w Kosmosie, sprawiedliwość zajmuje się ryciem pod wszystkim, reszta działa bezobjawowo.

Ale niech tzw. opozycja nie myśli, że jest jej łatwiej, bo za nic nie odpowiada. Niestety, obawiam się, że za nic nie odpowiada przede wszystkim rząd, bo w polskich kodeksach jest co prawda paragraf na niegospodarność, przekroczenie kompetencji, czy zbrodnicze zaniechania, ale na głupotę i niekompetencję paragrafu nie ma. Musimy zrozumieć, że jeśli sondaże wykazują, iż na PiS i powiązane z nim kanapy chce głosować tylko jedna trzecia wyborców, to nie jest tylko, ale . Bo pozostałe prawie dwie trzecie być może chcą głosować na cokolwiek przeciwnego, ale czegokolwiek przeciwnego nie ma: są tylko rozproszone głosy na Tuska, Hołownię, Czarzastego, Kosiniaka i plankton. No i oczywiście jest jeszcze coś, co chce być opozycją antyopozycyjną: Konfederacja, narodowcy, płaskoziemcy i ci wszyscy, którzy nie wiedzą dlaczego, ale jak śpiewają Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz to się im prostuje prawa ręka…

W sytuacji, kiedy rząd potrafi zepsuć wszystko, czego się dotknie, polemizowanie i dyskutowanie z poszczególnymi przypadkami głupoty, niekompetencji czy przestępczości nie ma sensu. Zwłaszcza wobec faktu, iż ujawnianie tych poszczególnych spraw odbywa się z inicjatywy lub z przyzwoleniem PiS-u, bo Kaczyński już dawno ogarnął metodę, na którą nabierają się politycy opozycji i media: wydarzenia mają ograniczony termin przydatności do spożycia, więc piątkowa afera przykrywa środową i pozwala całkowicie zapomnieć o poniedziałkowej. Rozgrzebywanie każdej z nich przez polityków opozycji i część mediów to oczywiście realizacja scenariusza prezesa PiS. Odnosi się wrażenie, że to on poprzez swoje wrzutki steruje także działaniami opozycji. Nie mogę nie myśleć, że odrzucona właśnie przez opozycję i część Zjednoczonej Prawicy ustawa o testowaniu kowida, nazywana lex-konfident albo lex-Kaczyński jest też taką zaplanowaną wrzutką, mającą na celu przykrycie afery Pegazusa. Ale czy Kaczyński byłby w stanie zaplanować odrzucenie ustawy, którą to on sam zaproponował? Jednak media mają nową pożywkę, opozycja przedwcześnie triumfuje i wieszczy koniec pisowskich leśnych dziadków, a czas biegnie.

Wolałbym zdecydowanie własne pomysły partii antypisowskich niż bieganie z zadyszką za mechanicznym zającem, jakiego co i raz wypuszcza Nowogrodzka. Kiedyś różne opozycje w różnych krajach powoływały gabinet cieni, złożony ze specjalistów, których rządowi ewidentnie brakuje. W pokłóconej, także na opozycji, Polsce tego zrobić się nie da. Może wystarczyłoby, żeby opozycja pokazywała, jak poszczególne spartaczone przez PiS sprawy zamierza naprawić gdy dojdzie do władzy i jak chce pociągnąć do odpowiedzialności osoby, które doprowadziły do tego, co da się kodeksowo uchwycić. Tylko… Jak ukarać głupotę, złą wolę, brudny język, podłość insynuacji, doprowadzenie do rozwarstwiania społeczeństwa, upadek rangi Polski na świecie, czy – last but not least – zwykłe chamstwo? Oczywiście, dla wielu osób z kręgów władzy największą karą będzie to, że przestaną rządzić. Dla innych – że się im skasuje dojarki, przy pomocy których napełniają konta sobie i swoim wspólnikom i rodzinom. Ale spokojna głowa – przyczają się i będą czekać na następną okazję. Ilu osobom Trybunał Stanu wyda zakaz pełnienia funkcji publicznych? Czterem? Dziesięciu? Wątpię nawet w to. A tu, na dole, ilu i kiedy da się zmienić zjednoczono-prawicowych dyrektorów muzeów, szpitali, fabryk, związków zawodowych, kuratorów krużganków oświatowych, dyrektorów stacji benzynowych? Po co ich zmieniać, spytasz. Bo zachorowali na władzę i bezkarność, i albo popadną we frustrację, albo będą się realizować w sabotażu. A więc zmienić te dziesiątki tysięcy nomenklaturowych kacyków? Nierealne….

Niech też przywódcy opozycji przestaną wierzyć w to, że kogokolwiek uda się im wyrwać spośród twardego elektoratu PiS-u i przeciągnąć na swoją stronę. Jeśli ludzie trwają przy Kaczyńskim mimo ujawnienia tych wszystkich świństw i głupot, które w ostatnich zwłaszcza latach robili różni prominenci władzy – to nic już ich nie przekona. Stracił na ważności nawet zgrany bon-mocik, że pisowskiego wyborcę mógłby do prezesa zniechęcić tylko fakt, że Kaczyński przejechałby na pasach zakonnicę w ciąży. Akurat! Propaganda TVP wytłumaczyłaby im, że zakonnica była Niemką i nie włączyła sygnałów dźwiękowych, pasy źle namalowano rosyjską farbą jeszcze w czasach rządów PO-PSL, nie wyremontował ich Trzaskowski, a ciąża to wina Tuska. Dwa miliardy rocznie dla telewizyjnej szczujni to jedyna PiS-owska inwestycja, która przynosi dochód. Detoks po tym zatruciu będzie trwał latami.

Znaczna część potencjalnych wyborców opozycji nie rozumie, dlaczego opozycja nie potrafi dogadać się co do wspólnej listy wyborczej i spektakularnie wygrać z PiS-em choćby tak, jak to już zostało przećwiczone podczas wyborów prezydenta Rzeszowa. W rozmowach o przyszłości politycznej Polski wszyscy jej przywódcy naturalnie mówią o tym, że jak najszybciej i skutecznie chcą pozbawić PiS władzy. Ale na tym wypowiedzi nie kończą. Tusk odcina się od współpracy z lewicą, bo nie wie, czy Czarzasty nie dogada się pod stołem z Kaczyńskim. Hołownia mówi, że najpierw trzeba urządzić publiczną debatę programową, bo zbyt wiele opozycję dzieli. Czarzasty nie wie, czy Zandberg nie będzie bardziej lewicowy od niego i czy może Kaczyński go nie przekabaci. W PSL-u wciąż mówi się o tym, że ta partia będzie świetnym koalicjantem – dla każdego rządu. Partie kanapowe, a nawet Polska 2050 mówią, że jakby poszły do wyborów razem, to na nich nie głosują ci, którzy nie popierają programowo tych innych: Tuska, Hołowni, Czarzastego, Zandberga, Gowina, Kosiniaka-Kamysza. Uważam, że jest wprost przeciwnie.

Nie zagłosuję na partię, która na wstępie, jeszcze przed wyborami, będzie pokazywać, że co prawda działa na rzecz odsunięcia PiS-u od władzy, ale też zupełnie nie popiera… - i tu można wstawić kogokolwiek z opozycji. Na polskiej scenie politycznej nie ma partii, której program – ludzi – sposób działania obecnego i przeszłego – popierałbym w stu procentach. Dlatego mogę głosować tylko na blok, który utworzą partie zgadzające się co do jednego, co w kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski wyraził dwoma słowami „Mamy dość!”. Program wyborczy, który będzie się realizować po zwycięstwie – i przed ewentualnymi, a może nawet niezbędnymi potem podziałami – musi obejmować trzy sprawy: naprawę wszystkiego tego, co zostało zepsute; zapewnienie prawne, że PiS-owskie dziadostwo nie będzie w stanie powrócić (w tej działce mieści się kwestia kary dla tych, których można ukarać); powrót do normalności politycznej, prawnej, gospodarczej, kulturowej i społecznej.

Być może gdzieś tam, konspiracyjnie, takie rozmowy między liderami opozycji się toczą i to szarpanie się za nogawki jest tylko kamuflażem, mającym wprowadzić PiS w błąd. Być może jeszcze nie pora na wykładanie kart na stół i na razie trzeba trzymać je przy orderach. Ale obawiam się, że po stronie opozycyjnej tego typu kunsztowna gra dyplomatyczna się nie toczy. Czasem mam wrażenie, że Koalicja Obywatelska i PL-2050 grają tylko na to, żeby wprowadzić do Sejmu jak najwięcej swoich i w ten sposób utrudnić PiS-owi życie w trzeciej kadencji, a jednocześnie załatwić sobie na cztery lata lukratywne posadki, w których kaska sobie leci, a odpowiedzialności za nic ponosić nie trzeba. Postaw sukna co prawda trzeszczy, ale naciągnąć trochę może się da. Lewica i PSL kurczowo trzymają się stołu, przy którym ta gra się toczy, bo naprawdę niewiele trzeba, by partie te spadły poniżej progu wyborczego, ześlizgując się w polityczny niebyt. Obym się mylił, ale póki obowiązują dwie zasady: ordynacja wg systemu d’Honta, premiującego partię najsilniejszą kosztem sumy partii mniejszych oraz finansowanie polityków z budżetu państwa (tak, tak: pan, pani, społeczeństwo płaci pensję nie tylko posłom i ministrom, ale także udziela państwowej subwencji wszystkim partiom, nawet tym, których przedstawiciele do Sejmu nie weszli, ale uzyskali ponad 3% głosów – a koalicja 6 %) – póty istnieje podejrzenie, że ci złotouści kandydaci do władzy walczą nie o Polskę, tylko o posadę.

Czas biegnie coraz szybciej. Lada moment partia rządząca zacznie coś kombinować przy ordynacji wyborczej, przy stanie wyjątkowym, związanym z sytuacją na granicy ukraińsko-rosyjskiej, przy obecności Polski w strukturach międzynarodowych, bo możliwość, że opozycja jednak się porozumie i wybory wygra – zagraża PiS-owi tak, że niedopuszczenie do owej wygranej jest dla tej partii kwestią być albo nie być. Od pewnego momentu demokracja może stać się tylko pustym słowem, zapisanym w Konstytucji i tyle. A już parę razy przekonaliśmy się, że w Konstytucji są różne tyczki slalomowe, które dobry narciarz mniej czy bardziej zgrabnie potrafi omijać.

A wtedy lud pewno zacznie się zastanawiać, czy na placu przed Bastylią w ogóle był jakiś rząd i jakaś opozycja.

 

Poprzednie felietony