Maciej Pinkwart

Wspomnienia z przyszłości Zakopanego

 

30 grudnia 2021

Tutaj wersja video na YT

 

W swoich książkach przeważnie zajmuję się przeszłością. W felietonach – teraźniejszością. Ale w marzeniach, jak prawie każdy, próbuję myśleć o przyszłości. I takie Zakopane, Zakopane za wiele lat, najbardziej mnie interesuje. Co więcej, myślenia o takim Zakopanem u władz miasta ani u ich przeciwników jakoś nie zauważam. Ich perspektywa rzadko kiedy wykracza poza granice kadencji, a plany konstruowane są na użytek najbliższego wieczoru wyborczego. Spróbujmy jednak oderwać się od realiów dnia dzisiejszego i wybiec myślą w przyszłość – przyszłość tak daleką, że nie muszą jej ograniczać ani warunki polityczne, ani kwestie finansowe, ani upodobania dzisiejszych mieszkańców i bywalców Zakopanego. W perspektywie kilkudziesięciu lat będą one tak różne od współczesnych, że to co jest dziś nie powinno w ogóle się liczyć do tego planu.

Zacznijmy jednak od czegoś, co nieodmiennie bulwersuje część mieszkańców, wielu bywalców i wszystkich, którzy – jak mówią – kochają Zakopane. Mam na myśli szokujące wiadomości o kolejnych destrukcjach zakopiańskich zabytków, pięknych drewnianych domów i stylowych chałup, pamiętających Witkiewicza, Chramca, czy choćby Wojciecha Fortunę. Najpierw powiedzmy sobie szczerze, że wśród owych obracających się w popiół, gruzy czy umierających pod buldożerami domów - cennych, unikatowych zabytków w zasadzie nie ma. Zakopiańska przeszłość materialna z nielicznymi wyjątkami nie wykracza poza połowę XIX wieku. Nie wdając się w szczegółowe kwestie techniczne powiem tylko, że mieszkanie w zabytkowym domu to szczególny i kosztowny rodzaj tortur, fizycznych i psychicznych. Wprowadzenie dostosowanej do naszych czasów nowoczesności i wygody jest praktycznie niemożliwe, o komforcie nie ma mowy, a naprawa jakichkolwiek usterek czy remonty muszą być prowadzone pod okiem konserwatora zabytków, który jest zwykle dość nierychliwy w podejmowaniu decyzji, a za tymi decyzjami rzadko idzie wsparcie merytoryczne, techniczne czy finansowe ze strony państwa. Zanim właścicielowi zabytku uda się wyprosić decyzję czy wyżebrać pomoc materialną – dom staje się kiepsko wyposażonym więzieniem. No, chyba że oprócz zabytkowej willi w Zakopanem ma się jakąś rezydencję w Warszawie czy koło Nicei, to da się jakoś wytrzymać, pozostawiając sprawy swoim plenipotentom czy służbie. Ale jeśli mieszka się w ruinie przy Kościeliskiej, na Krzeptówkach czy Za Strugiem – przychodzą nieraz do głowy modły o silniejszy niż zwykle halny wiatr, a desperaci rozglądają się za zapalniczką i kanistrem benzyny. Jeśli państwo nie stanie się patronem finansowym i konserwatorskim domów uznanych za zabytkowe – w niedługim czasie z zabytków zostaną nam tylko oddziały Muzeum Tatrzańskiego, Dom pod Jedlami i Witkiewiczówka państwa Staraków. No i budynek zakopiańskiego magistratu, będący cennym zabytkiem okresu PRL-u, kiedy to wybudowano go na prawnie chronionej przed zabudową Równi Krupowej, której integralności miała strzec ta sama władza, która ją zabudowała.

Zapewne zgodzimy się, że dla elity polskiej – to znaczy dla ludzi, którzy umieją czytać i pisać – od niszczejącej zabudowy pseudozabytkowej ważniejsza jest kulturowa tradycja Zakopanego, którego mit został wykreowany nie przez zabytki, nie przez kulturę ludową ani nie przez wydarzenia sportowe, tylko przez unikatowość związków ludzi kultury i nauki, twórców i popularyzatorów wiedzy z miastem pod Giewontem i z Tatrami.

Pozostańmy zatem przy sprawach kultury, które by tak rzec, stoją okrakiem między przeszłością a przyszłością, bo teraźniejszości dla nich nie ma. Jest ich tak dużo, że z tego niewyczerpywalnego oceanu wybieram tylko trzy: dwie wywodzące się jeszcze z lat międzywojennych, a jedna sprzed dziesięciu lat. Już w momencie oddania do użytku murowanego gmachu Muzeum Tatrzańskiego jego dyrektor narzekał, że wybudowano obiekt za ciasny. Problem ten nie został oczywiście rozwiązany, nawet po objęciu przez muzeum kolejnych zabytkowych budynków, ani po nadaniu zakopiańskiemu muzeum rangi narodowej. Chciałbym się ograniczyć tylko do jednego zagadnienia z dziedziny kolekcjonerstwa muzealnego, które wiąże się z największym zbiorem Muzeum Tatrzańskiego – mam na myśli jego archiwum i bibliotekę. Ta placówka powinna mieć znacznie większą rangę, niż ma i znacznie większe pomieszczenie niż ma. Dla biblioteki – nie tylko tej muzealnej, ale i Biblioteki Publicznej, a także dla biblioteki i archiwum Tatrzańskiego Parku Narodowego trzeba wybudować nowoczesną, przestronną siedzibę, umieszczając ją w dogodnym miejscu, które nie musi wcale być w centrum miasta, ale za to musi być zaopatrzone w obszerny parking. Oczywiście, należy przeznaczyć jak największe środki na stworzenie wspólnej dla tych trzech placówek płaszczyzny cyfrowej, która pozwalałaby na korzystanie z ich zasobów w skali ponadregionalnej.

Podczas każdej kampanii wyborczej, a i wcześniej – w gazetach całej Polski – podnoszono kwestię braku sali koncertowo-teatralnej, w której można by słuchać pięknej muzyki w znakomitym wykonaniu – na przykład poematów symfonicznych Karłowicza w obsadzie stu kilkudziesięciu instrumentów, czy wrócić do tradycji Opery Górskiej, czy wreszcie obejrzeć w pełnej obsadzie Dziady Mickiewicza, przeniesione z Teatru Słowackiego w Krakowie. Oczywiście, sala taka powinna być wielofunkcyjna, być może połączona z centrum kongresowym, którego budowę zapowiadał przed laty burmistrz Janusz Majcher – ale to są szczegóły. Nie może ona oczywiście powstać ani na Równi Krupowej, ani być wtłoczona pomiędzy stragany z oscypkami a dolną stację kolejki na Gubałówkę – Zakopanemu nie przystoi budować jakichś obiektów prowincjonalnych, które nie pasują do stołecznych ambicji tego miasta. Widownia nie musi być bardzo wielka – wielka powinna być scena, zaplecze techniczne i parking. I doskonała akustyka, której nie rozwiąże najlepsze nawet nagłośnienie.

I trzecia sprawa z dziedziny kultury. Proponowałem ją głośno i wyraźnie w 2012 roku. Chodzi o zbudowanie i uruchomienie w Zakopanem muzeum Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ponieważ kiedyś uzasadniałem to szeroko i głęboko – nie ma potrzeby tego powtarzać. Przypomnę tylko to, że powinien to być gmach nowy, przestronny, nowoczesny, żadne popłuczyny powitkiewiczowskie. Budynek powinien pomieścić wszystkie dostępne dokumenty związane z życiem i twórczością Witkacego, wszystkie jego prace graficzne w oryginałach i kopiach, wszystkie wydania prac publicystycznych, literackich i filozoficznych, wszystkie dostępne fotografie itd. Muzeum powinno być oddziałem Narodowego Muzeum Tatrzańskiego, a patronować powinien mu Instytut Witkacego. Doskonałym miejscem na jego pomieszczenie byłaby Antałówka lub jej okolice. Równolegle powinno zacząć działać ciekawie zaprojektowane witkacowskie muzeum internetowe.

Zostawmy na chwilę kwestie kultury i zajmijmy się infrastrukturą Zakopanego. Wiemy doskonale, że zakończenie prac nad budową nowej zakopianki nie rozwiąże problemów komunikacyjnych Zakopanego – przeciwnie, tylko je powiększy, bo zachęceni łatwością dojazdu kierowcy pomykać będą chyżo dwupasmówką do Nowego Targu i dalej zakorkują się na wąskiej drodze, na poszerzenie której nie zgodzili się mieszkańcy Szaflar, Białego Dunajca i Poronina. A nawet gdyby się zgodzili, to kierowcy utkną na wąskich uliczkach stolicy Tatr, gdzie nie ma jak jechać i nie ma jak parkować. Więc o parkingach na koniec: wszystkie wymienione przeze mnie instytucje powinny mieć odpowiednie parkingi, ale pod ziemią. W kolejnych latach Zakopane musi zdobyć się na to, by wszystkie swoje parkingi schować pod powierzchnią. W dalszej kolejności pod ziemię powinien zejść ruch samochodowy na głównych ulicach przelotowych. Ideałem byłoby powtórzenie w Zakopanem tego, co udało się w XXI arrondissement Paryża – Défense, gdzie po powierzchni mogą się poruszać tylko piesi, bo cały ruch samochodowy, autobusowy i metro funkcjonują pod ziemią.

No i wtedy nazwa naszego miasta miałaby wreszcie sensowne uzasadnienie.

 

 

Poprzednie felietony