Tygodnik Podhalański nr 8, 20 lutego 2020

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2020)

Maciej Pinkwart

Kali

 

 

 

Kiedy Andrzej Duda w Pucku ucałował dłoń Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a potem powitał ją z trybuny – pomyślałem, że może wreszcie normalniejemy. Ale ustawieni frontem do kamer przeciwnicy prezydenta skutecznie zagłuszali jego przemówienie. Protest wobec niepopieranych polityków jest w demokracji normą, ale uważam, że swój stosunek do nich powinniśmy wyrażać nie wrzaskami, tylko kartką wyborczą i tak bliskim prezydentowi sprzętem, jakim jest długopis. Ale wybory są co parę lat, a politycy przemawiają parę razy dziennie, więc trudno z protestem czekać. Jednak uważam, że lepsze byłoby milczące pokazanie samych transparentów z odpowiednimi napisami: wrzask zostawmy falangistom, oratorom bez żadnego trybu i Joachimowi Brudzińskiemu.

Politycy PiS stwierdzili, że to sztabowcy Kidawy-Błońskiej przywieźli z sobą demonstrantów, by po chamsku zakłócili patriotyczną  uroczystość, w której prezydent wcale nie prowadził kampanii wyborczej. Każdy sądzi według siebie; ciekawe, że takie argumenty nie padły wobec zwolenników Dudy, którzy też tam byli, też krzyczeli, ale co innego. A prezydent, nie prowadzący kampanii wyborczej, mówił, że liczy na głosy Kaszubów, bo Kaszubi zawsze byli za Polską. Dlaczego bycie za Polską ma się wyrażać w głosowaniu na Dudę, a nie na Kidawę-Błońską – prezydent nie powiedział. Nie mówił też o ewentualnych kaszubskich dziadkach z Wehrmachtu, ani nie podbijał blaszanego bębenka. Opozycja natychmiast przypomniała chamstwo demonstrantów wobec Donalda Tuska, Władysława Bartoszewskiego i prezydenta Komorowskiego, ale PiS twierdził wówczas, że takie zachowania były uzasadnione.

Kiedy w Olsztynie prezes tamtejszego sądu podczas zebrania sędziów publicznie podarł wnioski swoich podwładnych – rozległy się głośne oklaski. Słyszałem je na własne uszy, bo TVN transmitowała to na żywo. Ale w relacji z tego samego wydarzenia w „Faktach”, po geście Macieja Nawackiego oklasków już nie było – wycięto je, a komentarz dawał do zrozumienia, że wszyscy tam obecni potępili olsztyńskiego nominata ministra Ziobry. Nie wiem, może klaskali sprowadzeni tam najemnicy PiS, ale nikt tego nie ujawnił, ani nie skomentował. Podważa to wiarygodność przekazu telewizji, która mieni się być obiektywną – w przeciwieństwie do TVPiS.

Mówiło się natomiast, że Nawacki powinien być ukarany przez Izbę Dyscyplinarną – tę samą, o której Sąd Najwyższy stwierdził, że sądem nie jest. A Roman Giertych, wezwany przez tę Izbę w kwestii swojego dyscyplinowania, przyszedł, choć nie musiał, jeśli Izba nie jest sądem, ale jakby nie przyszedł, to by go nie pokazali w TVN. Przyszedł, ale nie wstał, kiedy sędziowie weszli. Kiedy został upomniany, powiedział, że nie musiał wstać, bo ten sąd sądem nie jest. Po czym pouczał sąd, dlaczego on sądem nie jest. Został więc ukarany dyscyplinarnie grzywną, po czym Izba składająca się z nominatów PiS odrzuciła apelację Ziobry od poprzednich orzeczeń, uwalniających Giertycha z zarzutów dyscyplinarnych. Nie lubię słowa „dyscyplina”, bo kojarzy mi się z pejczem wiszącym na ścianie.

Kiedy przewodnicząca amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, z którą prezydent Trump wchodząc na mównicę się nie przywitał, podarła kartki z tekstem jego orędzia o stanie państwa – cieszyliśmy się, że rezolutna kobieta dała po nosie głównemu pasterzowi USA.

Każdy wódz ludu Wahimów ma takie Mzimu, na jakie zasługuje.

 

 Poprzedni felieton

Inne komentarze