Tygodnik Podhalański nr 6, 7 lutego 2019

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)

Maciej Pinkwart

Misiek ofiarny

 

W gawrze było bezpiecznie. Chronił cię potężny tata, a z dala czuwała niewysoka, ale jeszcze potężniejsza mama i czułeś się jak król. No, może książę. Bezpieczeństwa niedźwiedzi chroniły pułki uzbrojonej po zęby i pazury zwierzyny, nawet jak w Tatrach padał deszcz, to borsuki spieszyły z parasolem, żeby futro ci nie zmokło. Dorastałeś, prężyłeś muskuły, rozglądałeś się za innymi niedźwiedziami, chcąc im zaimponować wzrostem, siłą i wielkimi możliwościami, które się przed tobą otwierały. Cały system prawny był stworzony po to, żebyś czuł się bezpieczny i mógł robić wszystko, co tylko zaakceptuje rodzina, której podporządkowana była bez reszty prawie połowa zwierząt. Chronili cię też tajemniczy ekolodzy, mający siedziby w dalekich gawrach o wiele większych i lepiej urządzonych od twojej. Na pierwsze polowanie tata wysłał cię w bezpieczne miejsce, gdzie kilka niepozornych wilczków trzymało swoje zapasy, które tobie nie były potrzebne, ale interesowali się nimi ekolodzy. Oczywiście odniosłeś sukces, pokazywano cię w telewizji, zresztą telewizja prawie zawsze towarzyszyła twoim działaniom, co lubiłeś może nawet bardziej niż rosnące z dnia na dzień poczucie władzy.

Nie podobało się to innym niedźwiedziom z twojej rodziny i domyślałeś się, kto stoi za donosami, jakie na ciebie słali do matki zazdrośnicy i konkurenci. Matka nie lubiła, jak jej zawracać głowę drobiazgami, w końcu rządziła całymi Tatrami i nie mogła co chwila opędzać się od skarżypytów. Pro forma warknęła raz i drugi, wreszcie tato kazał ci schować się do gawry i przeczekać zimę. Sam też miał kłopoty i coraz częściej pokazywał zęby w stronę ważnych członków rodziny, co powodowało ich irytację i donosy do matki. Dyrektor co prawda obiecał mu ochronę na terenie całego Parku, ale wiadomo było, że jego armia strażników na cały TPN ma realny wpływ tylko taki, na jaki pozwoli im królowa niedźwiedzi.

Tymczasem na terenie Tatr wciąż grasowali kłusownicy, którzy przez lata dorabiali się na tych terenach, a teraz usiłowali patrzeć na łapy niedźwiedziom. Ledwo coś wypatrzyli - podnosili krzyk na całą Europę, więc trzeba było jakoś odwrócić ich uwagę – do czasu, aż wokół Parku wybuduje się wysoki mur, ograniczający pole widzenia z ulicy i zza granicy. Najpierw otrzymałeś zakaz opuszczania gawry, potem tata-niedźwiedź zniknął z przestrzeni publicznej, ale kłusownicy knuli dalej, bo ich celem było schwytanie w podstępne sidła niedźwiedzicy-matki, gdyż wiedzieli, że bez niej inne niedźwiedzie albo stracą instynkt samozachowawczy i pójdą w rozsypkę po innych parkach, albo pozagryzają się nawzajem. Co gorsza, niedźwiedź-tata, wspierany przez dyrekcję Parku, zaczął znów pojawiać się publicznie, a kłusownicy wzięli na cel niedźwiedzia-szwagra, który pilnował zapasów, zgromadzonych na zimę.

I wtedy niedźwiedzica-matka stanęła na tylnych łapkach i ryknęła. Strach padł na tatę, na szwagra, a nawet na dyrektora parku. Ale matka postanowiła poświęcić coś mniejszego i dla niej samej niegroźnego. Dlatego borsuki przyszły po ciebie, misiu i zamknęły cię we wrocławskim zoo. A nierządzącym od lat kłusownikom zarzucono czerpanie korzyści z nierządu i molestowanie wiewiórek.

 

 

Poprzedni felieton