Tygodnik Podhalański nr 37, 13 września 2018

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)

Maciej Pinkwart

Urlop na wyspie bezludnej

 

Kiedyś dziennikarze pytali różnych ludzi, jaką rzecz zabraliby ze sobą na wyspę bezludną. Różne były odpowiedzi: ten zabrałby Biblię, inny wiertarko-wkrętarkę Boscha, jeszcze inny telewizor na baterie słoneczne. Ja odpowiedziałem, że na wyspę bezludną najchętniej zabrałbym jacht pełnomorski. Ciekawe, że tego nie opublikowali.

Potem pytano tzw. zwykłego obywatela, kogo zaprosiłby na Wigilię, z kim poszedłby na kolację, a kto byłby najlepszym kompanem na urlopie. Wymienianie Claudii Schiffer, Dody czy o. Leona Knabita stało się tak powszechne, że pytanie zmodyfikowano przez zaprzeczenie: kogo NIE zaprosiłbyś na Wigilię, z kim NIE poszedłbyś na kolację i z kim NIE wybrałbyś się na urlop. Tu gama możliwości była znacznie większa – od teściowej po sąsiada imigranta.

Ja nie chciałbym pojechać na urlop do Grecji, Maroka czy Francji z kimś tak starym jak ja, czyje zdrowie mogłoby mi przysporzyć za granicą kłopotów. Towarzystwo osoby nie znającej choćby komunikacyjnego angielskiego (nie mówiąc już o francuskim) byłoby nie tylko uciążliwe, ale i obciachowe: nie ma nic śmieszniejszego, niż tłumaczenie urlopowemu koledze karty dań czy opisów obiektów turystycznych. Jeśli nasz towarzysz nie umie obsługiwać bankomatu, zwłaszcza w językach obcych, jeśli ma konto w banku, ale sam nie umie podjąć z niego pieniędzy - zanim z nami wyjedzie, poprosi nas, żebyśmy mu jeszcze w kraju podjęli sporą sumę, którą on potem wtaszczy do samolotu w reklamówce. Jeśli pójdzie z nami do restauracji, w Iraklionie będzie domagał się schabowego z ziemniakami i kapustą, w Avinionie zamówi pstrąga z rusztu i do tego czerwone (!) wino, a w Marrakeszu będzie się rozglądał za ruskimi pierogami ze skwarkami. Załóżmy też, że nasz towarzysz zapragnie poznać miejscowe zwyczaje i wybierze się w Kato Stalos na tzw. wieczór grecki. Będzie oburzony, że mężczyźni będą tańczyć ze sobą, a nie z kobietami, ale ucieszy go, gdy zobaczy taniec sirtaki, który uparcie będzie nazywał „zorbą”, bo w młodości widział to na filmie. Szanujemy go ze względu na wiek i liczne nieszczęścia, które go spotkały, więc wybaczymy mu to, że będzie się dziwił, iż w Paryżu jest stacja metra Stalingrad, że następcy Napoleona nie zburzyli Łuku Triumfalnego ani nie zamalowali napisów opiewających zwycięstwa cesarza, że w Prowansji są niefrancuskie nazwy ulic, że w okolicach Paryża kilkanaście miast ma ulice Lenina, że w Roussillon francuscy obywatele uważają się za okupowanych Katalończyków i że w Europie legalnie działają partie komunistyczne, które mają własnych posłów i eurodeputowanych i nikt ich nie ciąga po sądach za propagowanie niewłaściwego ustroju. Każdy może sobie propagować co chce, rozsądek wyborców – lub jego brak – decyduje o wszystkim, a w żadnym normalnym kraju prezydent nie opowiada o swoim marzeniu o kraju, w którym nie będzie ani jednego komunisty.

Zdziwienie starszego pana odkrywającego prawdziwy świat jest warte zauważenia, jednak na dłuższą metę męczące. A urlop trwa zwykle dwa tygodnie, podczas gdy kadencja – cztery lata. Może jakiś dłuższy urlop edukacyjny na bezludnej wyspie na Żuławach, albo w Beskidzie Sądeckim?

 

Poprzedni felieton