Tygodnik Podhalański nr 5, 2 lutego 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

Maciej Pinkwart

Nabiał z grzybkami

 

Nauka czyni szalone postępy i dociera do tak dalekich brzegów ludzkiego rozumu, że trudno sobie wyobrazić to, co przyniesie najbliższe dziesięć lat – poza 520 miesięcznicami smoleńskimi i nowymi agentami wykopanymi w archiwach IPN. Tymczasem w Kalifornii wyprodukowano kolagen, który powstał dzięki wprowadzeniu do genomu drożdży fragmentu odtworzonego na komputerze DNA kopalnych mastodontów. W efekcie uzyskano bezmięsną żelatynę, której użyto do produkcji… żelkowych misiów. Wynalazcy stwierdzili, że smakują one równie źle jak żelki, produkowane z żelatyny, uzyskiwanej z – niech weganie tego nie czytają! – gotowanych kości i ścięgien świń czy krów. Nie jest to nic nowego – drożdże to grzyby, które towarzyszą człowiekowi od tysiącleci i stale zaprzęgane są do pracy na rzecz ludzkości. Jednym z ubocznych produktów ich przemiany materii jest białko, którego modyfikacje pozwolą na stopniową eliminację mięsożerności. Lada moment na rynku pojawią się bezy z kurzych białek, które nigdy nie widziały kurnika. Większy kłopot jest z uzyskiwaniem żółtek – jak dotąd pełnych jaj z drożdży nikt sobie nie robi. Ale pewna firma z San Francisco obiecuje wprowadzenie już w tym roku na rynek mleka krowiego, także wydojonego z drożdży. Podobno ma być nieporównanie smaczniejsze i zdrowsze od takiego powstałego na pastwisku.

Zawsze uważałem, że technologia dopiero wtedy dogoni naturę, gdy wymyśli maszynę, do której z jednej strony będziemy wrzucać trawę, a z drugiej będzie płynąć mleko. Firma w Kalifornii do produkcji mleka nie potrzebuje nawet trawy: sześć podstawowych protein, tworzących mleko krowie wykonają dla nas drożdże, ze zmodyfikowanym genomem.

To mnie akurat nie zaskakuje: już 9 tysięcy lat temu zaprzęgnięto drożdże do służby człowiekowi, kiedy to zmyślni Chińczycy zauważyli, że pozostawiona w garnku mieszanina ryżu z owocami i miodem bardzo smakuje drożdżom, które rozmnażając się – a czynią to chętnie i szybko, choć bez wyraźnej przyjemności – jako produkt uboczny wydzielają etanol i dwutlenek węgla. W toku dłuższej ewolucji przekształcono to w whisky & soda.

Ten wynalazek bardzo szybko został zaadaptowany przez cały cywilizowany świat, który nad Tygrysem i Eufratem, potem nad Nilem, Morzem Martwym, pod Olimpem i nad Tybrem dość szybko zauważył, że produkowane przy pomocy zaprzyjaźnionych drożdży piwo jest zdrowsze niż woda, filtruje nerki i wpływa na rozwój życia towarzyskiego. Drożdżowe grzybki uwielbiają też skórki z owoców winogron, co życie towarzyskie ożywiło jeszcze bardziej. Post-drożdżowy alkohol był tak ważnym składnikiem ekonomiki, że część pensji budowniczych piramid stanowiło pięć litrów piwa dziennie na buzię pracownika fizycznego i dziesięć dla majstra. Wyższe kadry i kobiety obchodziły za to Święto Wina.

A potem okazało się, że ten rodzaj produkcji drożdżowej jest niezdrowy, powoduje otyłość i marskość wątroby, a nawet jest sprzeczny z niektórymi religiami – i teraz musimy się przestawiać na mleko i żelki. Fuj!

 

Poprzedni felieton