Tygodnik Podhalański nr 46, 17 listopada 2016

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Maciej Pinkwart

Polak mały

 

 

Przywódca partii rządzącej zazwyczaj – serio lub ironicznie – nazywany jest ojcem narodu. Nie ma własnych dzieci, ale traktuje wszystkich Polaków, jak małe, bezradne, bezmyślne, niesamodzielne, czasem niegrzeczne bachory. Pochyla się z troską nad każdym dzieckiem, najbardziej wczuwając się w sytuację dzieci tych dzieci. Nie na darmo w jego gabinecie na czołowym miejscu wisi portret Józefa Piłsudskiego, którego nazywano Dziadkiem. O tej trosce świadczy program 500+, w ramach którego prawie każde dziecko będzie miało na smoczek, kolonie i katechizm, matka na nową siatkę na zakupy, a ojciec na wysłanie do nich listu z Anglii. Wyśmiewanie tego projektu jest nieostrożne, bo zirytowany Dziadek może dać po łapach i z worka mikołajowego mogą zniknąć prezenty dla tych dzieci, których ojcowie pojawiają się na demonstracjach KOD-u, a matki na czarnych protestach.

Jeszcze bardziej małostkowe jest krytykowanie programu „Za życiem” i wytykanie, iż te 4000 zł może starczyć zaledwie na pieluszki lub co najwyżej miesiąc pielęgnacji dziecka z niepełnosprawnością, i że to ochłap, za który wdzięczność rządowi się nie należy. Opozycja, jak i spora część zainteresowanych zupełnie nie zrozumiała tego, co pani premier mówiła po nieobyczajnym czarnym proteście pod domem Ojca. Otóż zapowiedziała ona pomoc dla kobiet, które nie dokonają aborcji, tylko zdecydują się donosić tzw. trudną ciążę, z której ma urodzić się dziecko ciężko chore, nie do uratowania, umierające. To nie jest program pomocy dla żyjących niepełnosprawnych dzieci, tylko jednorazowy zasiłek terminalny. Eksperci pewno policzyli ich koszt: skromna dziecięca trumienka: 200 zł, pogrzeb z miejscem na cmentarzu: 3000, „co łaska plus VAT”: 500. Pozostałe 300 zł wydamy w markecie, kupując produkty na domowe popogrzebowe spotkanie rodzinne. Trzeba się ograniczać, ale oszczędność Polak musi w sobie wyrabiać od małego.

Antypatriotyczne zaś jest krytykowanie programu budowy polskich sił zbrojnych w oparciu o ugrupowania proobronne oraz uczniów wszystkich stopni edukacji, którzy teraz mają być przysposabiani wojskowo po to, by wejść do akcji, jak już Rosja ostatecznie się wkurzy i nas zaatakuje, a kraje NATO nie zdobędą się na coś więcej niż stanowcze oświadczenie. Zarzuca się ministrowi obrony, że ci amatorzy nie będą w stanie powstrzymać zawodowców ze SPECNAZ-u. A kto powiedział, że mają powstrzymać? Mają z honorem lec, by dać świadectwo naszej waleczności. Od lat fetuje się w Polsce przegrane powstania, masakry wojenne i honorowe hekatomby, nie zaś zwycięstwa. Owszem, odparcie bolszewików w 1920 pod Radzyminem jest czczone, ale nie jako zwycięstwo wojsk socjalisty Piłsudskiego, tylko jako interwencja sił nadprzyrodzonych, a jedynym bohaterem 1920 r. jest ksiądz Skorupka, który bohatersko poległ.

Program proobronny jest więc cennym przygotowywaniem Narodu do tego, by następne pokolenia miały możliwość chlubić się przed światem kolejną klęską, która będzie naszym kolejnym pięknym zwycięstwem.

Poprzedni felieton