Tygodnik Podhalański, 24 marca 2016

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Maciej Pinkwart

Święte jaja

 

Święta Wielkanocne przychodzą zawsze trochę niespodziewanie. Ich zmieniająca się co roku data powoduje, że nie planujemy ich sobie równie precyzyjnie jak Boże Narodzenie, a brak stosownych piosenek o wesołej treści i linii melodycznej nie buduje nastroju na kilka tygodni wcześniej. I co właściwie jest powszechnym symbolem tych świąt? Jaja zdobne? Króliczki z czekolady? Bazie złocone i posrebrzane? Baranki cukrowe? Koszyczki?

Z Bożym Narodzeniem prościej: choinka, śnieżek, Mikołaj, renifer. I ubogi żłóbek, otoczony prostymi ludźmi i zwykłymi zwierzętami. No i sceneria koniecznie zimowa, nawet pod palmami. Wielkanoc nie jest sielankowa. Wiosnę chyba trudniej wykorzystać scenograficznie, a sceny rodzajowe są raczej przerażające niż wzruszające. Krzyż, immanentnie związany z tamtym świętem Paschy sprzed ponad dwóch tysięcy lat, to okrutne narzędzie kaźni. Ciało na krzyżu, udręczone niewyobrażalnie, zalane krwią, zdejmowane po śmierci przez najbliższych. Matka, która nie ma już łez, by opłakiwać Syna i jedynie twarz, zastygła w paroksyzmie bólu pokazuje, czego doświadcza człowiek, który stracił wszystko. Magdalena, której bezradne załamanie rąk pokazuje jak załamał się świat jej miłości, a świat wiary w to, że ta tragedia ma jakiś sens, jeszcze się nie narodził. Odwalony kamień, pusty grób, zwinięte płótna, jakiś anioł, obok człowiek w stroju ogrodnika, poznany przez kobietę, ale zatrzymujący jej gest miłości niezrozumiałymi słowami: nie dotykaj mnie!

Jak to wszystko pokazać w supermarkecie?

W polskiej tradycji chętnie świętujemy narodziny w stajence, ale dyskretnie omijamy tragedię Golgoty i nieco zakłopotaną radość zmartwychwstania. Powtarzamy, co prawda: Alleluja, ale przecież wiemy, że Zmartwychwstanie już niebawem doprowadzi do Wniebowstąpienia, w efekcie którego otrzymamy co prawda nadzieję na zbawienie, ale zostaniemy przeraźliwie sami, bo jakoś zesłanie Ducha Świętego nas specjalnie w tej samotności nie pociesza. Kto zresztą tak na serio traktuje tę Trzecią Osobę Trójcy, zwykle utożsamianą z rozumem i znajomością języków obcych? To u nas nie ma wzięcia…

Z wielkanocnej bezradności chętnie uciekamy w pogańskie pozostałości, ubierając je w symboliczne kostiumy chrześcijańskie: jajko i kurczaczek jako symbol odrodzenia (bez rozstrzygania dylematu, co było pierwsze…) będzie interpretowane jako figura zmartwychwstania, podobnie jak zakwitające po zimowym śnie bazie. Króliczek czy zajączek chyba nie jest nasz, tylko importowany z zachodu, gdzie występuje jako wiosenny kuzyn świętego Mikołaja, roznoszący prezenty, choć tak naprawdę wywodzi się ze starożytnego Egiptu, gdzie był symbolem płodności. Słowiański śmigus-dyngus interpretowany jest jako metafora oczyszczania, choć najpierw był związany z wykupywaniem się prezentami przed nieprzyjemnym polewaniem wodą…

Do polskich wariacji na tematy wielkanocne dochodzi jeszcze robienie jaj ze spraw poważnych, olewanie uczciwej pracy i zamiast bab wielkanocnych – dziady.

Poprzedni felieton