Tygodnik Podhalański, 24 września 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Jądrowość

 

Im bardziej władze czemuś zaprzeczają, tym bardziej jest pewne, że zamierzają to zrobić. Niedawno prezydent zgłosił projekt referendum, w którym mieliśmy głosować przeciwko prywatyzacji lasów państwowych, których nikt nie miał, nie ma i nie będzie miał zamiaru prywatyzować. Ale pracownicy lasów popierają to referendum, a leśnicy dobrze wiedzą, co w ściółce piszczy. Gdybyśmy w swoim czasie zrobili referendum przeciwko prywatyzacji PGR-ów, nie mielibyśmy teraz problemów z nadprodukcją żywności, której nawet Rosjanie na prikusku nie chcą, a w byle sklepie osiedlowym nie byłoby siedemnastu gatunków szynki, której nikt nie kupuje, bo nie wie, co wybrać. Gdybyśmy nadal mieli tylko jeden bank, narodowy, z produkowanymi w kraju złotówkami i jeszcze drugi, na bony, dla wuja w Chicago, żaden Polak nie miałby długów we frankach. Gdybyśmy nie pozwolili na budowę prywatnych bloków deweloperom, którzy nam je potem sprzedają, tylko trzymali w państwowych rękach spółdzielnie mieszkaniowe – lud by się cieszył z otrzymanej z przydziału po ćwierć wieku kawalerki, a nie przymierał głodem na 70 metrach kwadratowych, po 2.300 € za metr. Ba, metry w ogóle nie kosztowałyby ani jednego euro, bo obowiązującą walutą byłby tylko złoty, złoty dewizowy i rubel transferowy. Nie chcę nawet wspominać o tym, ile radości pozbawiono nas, wprowadzając telefonię komórkową. Kto dziś, gdy może sobie kupić telefon w byle kiosku, będzie czuł smak tego szczęścia, gdy po 12 latach składania podań i monitów otrzymywało się własny aparat w telekomunikacji polskiej?

Dlatego też, gdy słyszymy o tym, że na razie Polska nie będzie budować elektrowni atomowej, to najlepszy znak, że już gdzieś pewno trwają malutkie wykopki pod fundamenty pierwszego reaktora jądrowego. Zapewne nie przypadkiem na łamy lokalnej prasy dostało się zdjęcie, pochodzące zapewne z bliskich jej archiwów IPN-u, przedstawiające jedną z tatrzańskich jaskiń, zagrodzonych przez siły bezpieczeństwa, w której Rosjanie kiedyś poszukiwali uranu. Podobno nie znaleźli, co jest najoczywistszym dowodem, że uran tam jest. Ale polscy naukowcy poszli ich śladem w 2010 r. i na wschodnich zboczach Doliny Białego zabezpieczyli dwie sztolnie o łącznej długości prawie 700 m, w których stężenie izotopów promieniotwórczych (radon, rad, tor i potas) wielokrotnie przekracza normę (radonu nawet 130 razy!). Ponieważ znajdują się one w masywie Krokwi, więc nic dziwnego, że trenujący tam polscy skoczkowie mają takie atomowe odbicia.

Naturalnie, nikt nie potwierdzi, że polskie władze (działające jak na razie raczej w imieniu określonych sił, a nie zdrowego trzonu narodu polskiego, który energię czerpie z chmielu i żyta, więc na żadne knucie w sztolniach nie pozwoli) zamierzają w Tatrach wybudować elektrownię atomową. To jest koronnym dowodem na to, że plany takie istnieją, zatem powinniśmy się im zdecydowanie przeciwstawić. Nie potrzeba nam przekształcania Doliny Białego w Dolinę Czarnobylowego. Ręce precz od polskich jąder!

Poprzedni felieton