Tygodnik Podhalański, 30 października 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Nieśmiertelność umierania

 

Zimowe opony założone, zimowy czas wprowadzony, pierwszy śnieg zaliczony, ostatnie zimowity zwiędły. To bardzo krzepiące, że bez względu na ocieplenie klimatu, plamy na słońcu oraz przelatujące planetoidy - pory roku przychodzą i odchodzą mniej więcej regularnie. Nie zmieniają tego żadne koniunktury polityczne, notowania sondaży, mniej czy bardziej jałowe lub głupie wystąpienia polityków, a nawet świętych i błogosławionych. Jedynym, jak się wydaje, który wstrzymał Słońce, ruszając przy okazji Ziemię był nasz rodak pochodzenia śląsko-krzyżackiego Mikołaj Kopernik, który jak wiadomo, była kobietą. Istnieją więc uzasadnione obawy, że ponowne wstrzymanie i ruszenie może nastąpić teraz, kiedy to komisarzem Unii Europejskiej do spraw różnych rzeczy – w tym Kosmosu – została nasza rodaczka pochodzenia śląskiego, orientalistka specjalizująca się w Iranie – Elżbieta Bieńkowska.

Zbliżający się weekend przypomni nam dwie prawdy oczywiste, które co roku uświadamiamy sobie, przeciskając się wśród żywych i między umarłymi. Po pierwsze – jeszcze żyjemy, przynajmniej część z nas, i to stwarza pewną nadzieję na to, że doczekamy wiosny, pierwszych krokusów i letnich opon. Po drugie – że ci, których na cmentarzach odwiedzamy, żyją również, przynajmniej w naszej pamięci, i póki ta pamięć będzie trwać – i oni nie zginą. Niezwykle budujące jest w czas zaduszkowy odwiedzanie Starego Cmentarza zakopiańskiego, który jest może najmniej smutnym cmentarzem w Polsce, bowiem w większości wypadków wspominamy tu ludzi, których co prawda już nie ma, ale trwa nie tylko pamięć o nich – także ich dzieło. Twórcy bowiem (a twórcami są nie tylko artyści, pisarze i muzycy, także rzeźbiarze naszej pamięci) nie umierają: oni po prostu przestają tworzyć. To rzecz jasna wielka strata, ale choć byłoby wspaniale, gdyby Hasior stworzył jeszcze jakąś konstrukcję i zaprosił nas na posiady przy góralskiej herbacie, gdyby Wnuk napisał kolejne wspomnienie z góralskiego niebytu, gdyby Geiger i Orland obdarowali nas jeszcze jakąś kolędziołką, a Tetmajer ujawnił wizerunek kolejnego złamanego serca w Tatrach – jednak cieszmy się tym, co po nich mamy i mieć będziemy zawsze.

Nie bawi mnie specjalnie przekształcanie dni refleksji, jakie mamy na początku listopada, w wesołe straszenie się duchami, upiorami i wydrążonymi dyniami, ale choć w tym nie uczestniczę – to tego też nie potępiam: od zarania swoich dziejów ludzkość starała się śmierć oswoić. Choć dla wielu jest to tylko próg, który trzeba pokonać, by znaleźć się w innym, zapewne lepszym świecie, to zwyczajnie żal nam tego, co musimy tu zostawić, idąc w nieznane. Gdy przyjdzie co do czego – będzie nam równie żal przyjaciół, jak wrogów, skarbów i biedy, nieprzeczytanych książek, nieobejrzanych filmów, niekochanych ludzi. Ale – choć to mało pocieszające – śmierć to jedyny absolutnie pewny element życia. Choć niektórzy mówią, że od śmierci jeszcze pewniejsze w życiu są podatki i mandaty fotoradaru w Witowie.

 

 

 

 

Poprzedni felieton