Tygodnik Podhalański, 28 sierpnia 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Twierdza Zakopane

 

 

Miałem spotkanie w Kościelisku, więc chcąc uniknąć korków na zakopiance, pojechałem z Nowego Targu przez Czarny Dunajec. Utknąłem na początku remontowanej Ludźmierskiej. Pół godziny później byłem już na Borze i usiłowałem wyprzedzić walec drogowy. W Ludźmierzu na drogę wjechała ciężarówka z materiałami budowlanymi, dzięki czemu mogłem przez wiele minut podziwiać okoliczny pejzaż, a nawet Babią Górę. Od granic Czarnego Dunajca jechałem 5 km/h za kombajnem. W Podczerwonem przede mną znalazł się samochód dostawczy, który miał prawdopodobnie uszkodzone wszystkie biegi powyżej drugiego, dzięki czemu mogłem dokładnie obejrzeć szałas z regionalnymi czyli słowackimi serami i winami, wspomnieć dobre obiady w Koniówce i zauważyć, że zakończył się remont parkingu przed kościołem w Chochołowie.

W Witowie się zluźniło, ale bałem się radaru. W okolicach Jaworek ruch zablokowało warszawskie bmw, którego kierowca jadąc z prędkością 20 km/h filmował widoki z komórki. Uciekłem mu dopiero skręcając na Chotarz, ale zatrzymał mnie korek przy Domu Ludowym, gdzie parkujące samochody zajęły jeden pas jezdni i ruch odbywał się wahadłowo.

Spóźniłem się trochę, ale czekali na mnie.

Wracając postanowiłem pojechać wprost przez Zakopane. Utknąłem na Krzeptówkach. Nie było robót drogowych, kombajnów, ciężarówek i filmowców-amatorów, tylko samochód za samochodem. Stojąc koło starego kościoła przypomniałem sobie list, jaki ostatnio rozsyła po Internecie ksiądz Adam Skwarczyński, zachęcając do potraktowania naszej tragicznej sytuacji jako krzyża narodowego prawdziwych Polaków (pozostali, głaskani przez piekło, mają się dobrze). Moja refleksja dotyczyła tego, że na 38 milionów Polaków, z których – jak można wyczytać w liście – większość jest potwornie represjonowanych, cierpi nędzę i zgoła umiera na ulicach okupowanej Ojczyzny, po polskich drogach jeździ zaledwie 28 milionów samochodów. Nawet jeśli odliczyć nie posiadające prawa jazdy niemowlęta, młodzież szkolną i prezesa Jarosława Kaczyńskiego – na jednego cierpiącego Polaka przypada może nawet mniej, niż jeden samochód. Okropność.

I wszystkie one właśnie stały na ulicy Kościeliskiej, czyniąc dostęp do Zakopanego trudnym, a chwilami wręcz niemożliwym. W ostatnich dniach wakacji głaskani przez piekło Polacy przystąpili do samochodowego oblężenia Zakopanego, próbując zdobyć tę zaklętą twierdzę i złupić jej nieprzebrane zasoby oscypków, będących w tym czasie jedyną atrakcją lokalną. Oscypki mają teraz wymiar międzynarodowy, bo do oblegających i obleganych dołączyły hordy najemników zakopiańskiego Biura Promocji, tańcujące pod namiotem na Równi Krupowej tak, jakby nie zauważały narodowej tragedii, która dzieje się pod ich nosem.

Przed Ustupem ruch na zakopiance zablokował radiowóz, którego załoga rozmawiała z dwiema panienkami, stojącymi na poboczu. Most w Białym Dunajcu powitałem z radością, wypoczywając w podróży na przymusowym postoju. Codzienna przykrość jest przyjemnością w porównaniu do przykrości zaskakujących.