Tygodnik Podhalański, 17 lipca 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Wiejskie miasto

 

Nowy Targ, jak sama nazwa wskazuje, jest bardzo starą miejscowością o profilu rolniczym, więc dla żartu przez mieszkańców Podhala nazywane jest miastem. Jednak głównymi cechami, specyficznymi dla Nowego Targu są wiejskość, szewskość i przejezdność. Wiejskość manifestuje się tym, że Nowy Targ budzi się przed świtem, bowiem przed wszystkimi marketami trwa wówczas rozładunek wiejskich towarów spożywczych, przywożonych z okolicznych miast, natomiast kładzie się spać z kurami, żeby móc znów wstać przed świtem. Murów miejskich nigdy nie było, więc rolnictwo wciska się tu bez trudu w postaci kosiarek – spalinowych, elektrycznych i baranich, które przerabiają trawę na spaliny albo nawóz, co nadaje okolicy specyficzny zapach.

Szewskość Nowego Targu nie jest w zasadzie związana z butami, a jeśli nawet, to tylko poprzez język, będący jak wiadomo niezbędnym elementem tak buta, jak i szewca. Przeklinać jak szewc można tu nie tylko w szewski poniedziałek, a filologiczne badanie języka nowotarskiego wskazuje na nader szerokie używanie określeń fizjologicznych, nazw niektórych części ciała, a także najstarszych zawodów świata, z szewstwem niewiele mających wspólnego.

Przejezdność Nowego Targu to cecha z jednej strony pożądana, bo skutkuje pewną stabilnością populacji, nie powiększającej się na skutek faktu, że – jak na przykład w Zakopanem – nie ma już dokąd dalej pojechać, więc trzeba osiąść tam na stałe. Z drugiej strony jednak wraz z przejeżdżającymi kierowcami i pasażerami Nowy Targ omijają też ich portfele, co budzi smutek w przestronnych kasach Urzędu Skarbowego. W ostatnich jednak latach obserwuje się powstanie jednak nowej odmiany tego zjawiska, którą określić by można przejezdnością frykcyjną. Mieszkańcy Szaflar, Białego Dunajca, Gronkowa, Białki, Bukowiny, a nawet Rabki, Zakopanego czy Ratułowa, choć mają u siebie liczne i dobrze zaopatrzone sklepy – wpadają do jednego z dziesiątków nowotarskich szopów, storów i marketów, miłośnie ocierają się o tutejsze towary, sprężają się w sobie napełniając wózki i koszyki, po czym opróżniają w rozkoszą portfele i konta, wycofując się na poprzednie pozycje, by po kilku dniach powtórzyć te czynności dla osiągnięcia endorficznej satysfakcji.

Naturalnie, z biegiem czasu przejezdność, nawet frykcyjna, nuży i chcąc mieć ową zakupową satysfakcję na wyciągnięcie ręki, przejezdni zmieniają się w przyjezdnych, a ci – w nowoosiedleńców, spędzających długie jesienno-zimowe wieczory na porównywaniu cen poszczególnych artykułów w różnych placówkach handlowych kombinując wciąż na nowo, gdzie by można utargować coś tańszego. I dlatego Nowy Targ zachowuje wciąż swoją nazwę, z istotną treścią życia nie mającą wiele wspólnego.

Jedną z najbardziej optymistycznych cech miejscowości jest to, że stale rośnie liczba kościołów, gdzie odbywają się chrzty, że msze ślubne, przyjęcia weselne, fryzjerów i fotografów zamawia się na dwa lata naprzód – a cmentarz wciąż jest tylko jeden.