Tygodnik Podhalański, 3 lipca 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Cała władza w ręce kuchcików

 

 

Włodzimierz Iljicz Uljanow, znany niegdyś letnik z Białego Dunajca, mawiał, że kraj trzeba tak prosto urządzić, żeby mogła nim kierować nawet kucharka. Może dlatego kompetencje rządzących według jego recept były raczej kuchenne niż państwowe. Mawiał też, że najważniejszym instrumentem rządzenia, poza armią i, zapewne, chochlą – jest kino. Nie znano jeszcze telewizji.

Dziś kucharki i kucharze z kategorii służby przeszli do kategorii celebrytów, a telewizyjne programy kuchenne biją rekordy popularności. Ponieważ lubię dobrze zjeść, a nawet (z braku innych możliwości) polubiłem gotowanie – powinienem to chcieć oglądać, ale nie chcę: jest tego taka masa, że miałbym kłopoty z wyborem, zatem rezygnuję w czambuł ze wszystkich. Ale rezygnacja z oglądania telewizyjnych kucharzy nie oznacza ich nieobecności w moim domu: kucharze jako celebryci dzięki szklanemu okienku zyskali nośność reklamową i zajmują się propagowaniem supermarketów i ich ofert spożywczych, a także środków medycznych zwalczającym wzdęcia i reperujących wątroby. To mnie oczywiście interesuje znacznie bardziej. Choć w zasadzie przypuszczam, że moja wątroba umarła już wiele lat temu.

Dawniej, gdy mówiono o filmach czy książkach dla kucharek – nikt nie myślał o książkach kucharskich, tylko o plotkarskich sensacjach z życia sfer, dla kucharek dostępnych wyłącznie od kuchni oraz o mających dramatyczny przebieg romansach, przy oglądaniu których można było zaoszczędzić na soli, lejąc ślozy wprost do pomidorowej. Dziś częściej się zdarza, że ludzie ze sfer płaczą do szampana, śledząc w mediach losy małżeńskie wysoko notowanych kucharek, słuchając kłótni kucharzy czy kibicując procesom o plagiat koperkowej.

Sporym powodzeniem cieszą się też przepisy i sposoby kucharzenia, prezentowane przez gwiazdy show-businessu i polityki. Najlepiej, gdy można w jednej osobie połączyć gwiazdorstwo, politykę i kuchnię, co udało się najlepiej jednej z miss Polski, która potem nie odmówiła współpracy premierowi, a obecnie gotuje i konsumuje własne wyroby, dzięki czemu podoba się wszystkim. Najsympatyczniejszym politykiem, który pozował do zdjęć w fartuchu kucharskim był Jacek Kuroń, słynący w swoim czasie z rozdawnictwa darmowej zupy, będącej przeciwwagą dla polityki ekonomicznej Leszka Balcerowicza. Jego potomkowie zaś, stroniąc od politycznych salonów, skoncentrowali się na kuchni, dzięki czemu wśród młodszych miłośników kucharek nazwisko Kuronia znane jest tylko od strony zupy, ewentualnie z wkładką regeneracyjną.

Dzięki kucharzom poznajemy też świat, bowiem telewizyjne relacje z podróży gastronomicznych gwiazd chochli i tasaka zastępują wielu osobom zdobywanie wiedzy na temat dalekich krajów, w których banany traktuje się jak ziemniaki, bosy kuchcik serwuje steki z krokodyla, a dzieci papają papki z papai.

I tylko w niektórych celebryckich restauracjach trzeba uważać na uszka, nie tylko w barszczu i na mikrofony w wazonikach.