Tygodnik Podhalański, 5 czerwca 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Palec Boży

 

25 lat to piękny wiek, pod warunkiem, że się go liczy od zera. Osoby, urodzone w roku, w którym w Polsce obalono komunizm, są już dorosłe, ale młode. Wielu skończyło studia, ale może nie mają dobrej pracy. Mają rodziny, ale nie zawsze mają własne mieszkanie. Część z nich ma dzieci, ale nie wszystkich stać na podręczniki. Niektórzy mają już zaplanowane tegoroczne urlopy, ale wielu wyjedzie tylko do rodziców po słoiki.

To smutne, ale czy z tego płynie wniosek, że w wyborach 4 czerwca 1989 roku nie należało głosować na kandydatów „Solidarności”? Czy wtedy wszyscy 25-latkowie mieli dobrą pracę, mieszkanie, nowe książki i urlopy w kurortach?

W czerwcu 1989 roku przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński miał 21 lat. Zapewne jeszcze studiował na socjalistycznym wydziale politologii i nauk społecznych Uniwersytetu Szczecińskiego i nabierał doświadczenia w opozycji działając w duszpasterstwie akademickim jezuitów. Czy głosował wtedy na kandydatów, promujących się zdjęciami z Lechem Wałęsą, o którym dziś mówi, że jest to wydepilowany, śmieszny starszy pan, z którego zdaniem nie zamierza się liczyć?

4 VI 1989 byłem mężem zaufania kandydatów „Solidarności” (do Sejmu – Staszek Żurowski i Władek Skalski, do Senatu – Zofia Kuratowska i Krzysztof Pawłowski), obserwowałem głosowanie i liczenie głosów, a przed północą, z kopią protokołu w kieszeni, pojawiłem się w siedzibie sztabu wyborczego „Solidarności” przy Krupówkach, gdzie dziś jest hotel „Kasprowy Wierch”. Przez telefon napływały meldunki ze wszystkich komisji, Jurek Zacharko notował liczby głosów, co chwilę opatrując wyniki naszych kontrkandydatów (nie tych z PZPR, tylko tych co jako „niezależni” usiłowali urwać punkty „Solidarności”) dowcipnymi uwagami. Jurek Jurecki, Wojtek Mróz, Maciek Krupa, Maciek Krokowski, Ela Chodurska i parę innych osób na bieżąco przeliczało to wszystko na procenty. Nad ranem wiedzieliśmy już, że konkurencja wypadła z gry. Szliśmy potem przez miasto i na ulotkach wyborczych „Solidarności”, z napisem Musimy wygrać! dopisywaliśmy mazakami: Wygraliśmy!

Nikt nie podejrzewał, że wyniki były nieprawdziwe. Były, oczywiście, protesty wyborcze, ale raczej formalne i wszystkie zostały odrzucone przez sąd.

Dziś, po prawie wygranych przez PiS wyborach do Parlamentu Europejskiego, Joachim Brudziński pokazuje w telewizji, jak wyniki mogły zostać sfałszowane: wystarczy, że członek komisji przy liczeniu głosów narysuje sobie na kciuku długopisem krzyżyk, a potem przyciśnie go w pustej kratce – i już głos oddany na PiS będzie nieważny. Prościzna. Że też nikt wcześniej na to nie wpadł! Co to jednak znaczy doświadczenie politologa-krzyżowca…

Ten sam bystrzak stwierdził, że generał Jaruzelski powinien być pochowany nie na Powązkach, tylko w Moskwie. Kiedy PiS dojdzie wreszcie do władzy, to wszyscy niesłusznie pochowani pewno zostaną ekshumowani, skazani w sprawiedliwym procesie, spaleni na stosie i wysłani w paczce na wschód. Precedensy już były w XIII wieku.