Tygodnik Podhalański, 14 listopada 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Most to jest nasz ostatni

 

 

Nie potwierdzają się na razie pogłoski, że w sprawie wahadłowo przejeżdżanego mostu na Białym Dunajcu zorganizowane zostanie referendum, obejmujące zarówno mieszkańców wsi o tejże nazwie, jak i – o co podobno walczy tworzące się Ogólnopolskie Stowarzyszenie Obrony Przed Stowarzyszeniem Obrony Podhala – wszystkich użytkowników mostu. Poza trudnościami w określeniu elektoratu, istnieje także trudność w zdefiniowaniu pytania. Propozycje na razie są takie: 1. czy jesteś za zawaleniem się mostu z ofiarami w ludziach? 2. Czy jesteś za rozebraniem mostu bez ofiar w ludziach? 3. Czy jesteś za ofiarami w ludziach bez zawalenia się lub rozebrania mostu? 4. Czy jesteś za wyborem wójta Białego Dunajca na najlepszego/najsympatyczniejszego/najprzystojniejszego wójta Małopolski/Polski/Unii Europejskiej?

Kolejny kłopot stanowi ustalenie referendalnego progu wyborczego, bowiem ani liczba ludności Białego Dunajca nie jest pewna ani przewidywalna (w związku z tendencją po pojawiania się w tamtej okolicy bocianów z potrójnym obciążeniem), ani średnia liczba użytkowników mostu nie daje się demokratycznie ustalić, w związku z fluktuacjami sezonowymi i weekendowymi.

Stąd też istnieje prawdopodobieństwo, że most zawali się jeszcze przed zakończeniem konsultacji w sprawie procedur demokratycznych, bowiem jak mawiał klasyk, najtrudniej jest wybrać metodę, przy pomocy której ustali się metodę działania. Obserwując skutki arcysłusznej decyzji o wprowadzeniu na moście ruchu wahadłowego wypada stwierdzić, że zwężając światło jezdni o połowę uzyskaliśmy dwukrotne zwiększenie nacisku na metr kwadratowy powierzchni przejezdnej, więc dewastacja postępuje znacznie szybciej niż było wcześniej. Naturalnie, jest to bardzo słuszne, bo wygląda na to, że bez katastrofy ani ta, ani żadna inna sprawa w naszym regionie nie uzyska przyspieszenia.

Jednak nie na sytuacji bez wyjścia, podobnie jak nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. Zamiast budować nowy most, można skierować nurt rzeki tak, by to ona zmiotła ze swojej drogi wszystkie przeszkody, stwarzane przez urzędników czy dyktaturę klasową. Można też – wzorem zakopiańskiej inwestycji z 1938 r. na potoku Foluszowym – ująć wodę Białego Dunajca w wielką rurę, tę wkopać w ziemię, a wierzchem puścić drogę bez żadnego mostu. A na przepuście zbudować elektrownię.

Jest jeszcze – czysto teoretyczna – możliwość zbudowania odpowiednich elementów konstrukcji mostu poza placem boju, a potem w ciągu jednej jesiennej nocy wymienienia starego przejazdu na nowy. Ale na to potrzeba pieniędzy, rozmachu i sprawności technologicznej. Jest to zatem, jak wspomniałem, możliwość czysto teoretyczna.

W każdym razie białodunajecki Gminny Ośrodek Kultury powinien prowadzić stały monitoring stanu mostu i wystawiać (odpłatne!) akredytacje dla dziennikarzy, chcących być świadkami tego, co się z mostem niebawem powyprawia. Nie od dziś zachwyty nad pięknymi katastrofami stanowią główny temat mediów na całym świecie.