Tygodnik Podhalański, 7 listopada 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

W świetle zniczy

 

 

Im jestem starszy, tym widzę mniej powodów do bycia sentymentalnym. Może nigdy nie byłem, tylko teraz już nie muszę tego ukrywać? I mogę już przyznać się do tego, że ogromnie mnie irytuje kwestowanie na cmentarzach przez ludzi kultury i przedstawicieli władz samorządowych, którzy zbierają wolne datki od żywych po to, by poprawić stan wizualny nieżywych. Ludzi kultury rozumiem – dziś ja zbieram, jutro będą zbierać na mnie. Władze postępują jednak dość nieracjonalnie: wyłudzają od elektoratu na rzecz tych, którzy już na nich nie zagłosują… Przypomina to nieco głośne kampanie na rzecz dzieci nienarodzonych i kompletne lekceważenie potrzeb dzieci, które już opuściły brzuszki mam.

W święto listopadowe mocniej pamiętamy o tych, których utraciliśmy i przypominamy sobie, że jesteśmy tylko jednym z odcinków ciągle rozwijającej się drogi historii. Ale od dziesięcioleci – a może od zawsze ? – na tej drodze wybierane są tylko przystanki na żądanie. Niektóre osoby z upływem czasu znikają z pamięci indywidualnej, czasem zbiorowej. Niektóre są z niej usuwane. Niektóre zyskują na znaczeniu, bo ich biografie, autentyczne czy przykrawane na potrzeby bieżących potrzeb politycznych czy ideologicznych – właśnie się przydają komuś, kto dla własnych potrzeb się nimi podpiera. Niestety, historia obiektywna nie istnieje, a piszą ją nie tylko zwycięzcy: także pokonani i te sprzeczne narracje czynią nas nieufnymi nawet wobec własnej historii.

Okoliczności zaduszkowe to także wielki biznes, niekiedy wręcz brutalnie żerujący na naszej potrzebie wzmacniania pamięci przy pomocy kwiatów, zniczy, wieńców. Mimo podobno dręczącego nas kryzysu co roku strojniejszych, co roku bogatszych, co roku – niestety – bardziej kiczowatych. Ale to zazwyczaj sprawa osobistego wyboru, kwestia gustu, o którym jak wiadomo się nie dyskutuje. Gorzej, gdy patronami kiczu są ważne instytucje publiczne – ale o tym nie wypada dyskutować w oktawę Wszystkich Świętych.

Kwesty pod cmentarzami to niewątpliwie z jednej strony przejaw szlachetności: oto żywi pragną przyczynić się do odnowienia zabytków, związanych ze zmarłymi. Ale jest to także wyraz bezradności wobec sytuacji, w jakiej w naszym kraju znalazła się i kultura, i dziedzictwo narodowe: na obydwie te domeny, zarządzane przez ministra Bogdana Zdrojewskiego i jego samorządowych odpowiedników jest coraz mniej pieniędzy i w coraz większym stopniu te niezbędne dla bytu narodowego i poziomu świadomości narodowej sprawy spoczywają na barkach obywateli, a państwo bezradnie rozkłada ręce. Świetnie, że jeszcze chcemy pomagać: dajemy parę złotych na zabytki, występujemy za pół darmo, rezygnujemy z honorariów autorskich, płacimy coraz więcej w państwowych muzeach i teatrach. Ten i ów się zastanawia: no, jakże to tak - nasze podatki idą przecież także i na kulturę, także na opiekę nad pamiątkami przeszłości, także na upowszechnianie…

Idą? Ale chyba mają strasznie pod górkę…