Tygodnik Podhalański, 24 października 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Wykopane

 

 

Nie, nie, to nie jest aluzja do pięknego miasta pod Giewontem, z pięknym parkiem, pięknym placem i kilkoma pięknymi paniami. Będzie o piłce nożnej. Miłośników tego sportu jest tak wielu, że udaje się nawet niekiedy zapełnić nimi stadiony, na których mogą wznosić bezkarnie rozmaite okrzyki, za które poza stadionami dostaliby po gębie albo i po roku w zawieszeniu. Może nawet samo zawieszenie, bez roku – w zależności od strefy klimatycznej, temperamentów i determinacji uczestników spotkania. Wznoszenie plugawych okrzyków i inne czyny zabronione wydają się być głównym celem budowy stadionów i rozgrywania na nich meczów, bowiem media znacznie więcej uwagi poświęcają tym sprawom, niż polskiej działalności piłkarskiej. Inna rzecz, że specjalnie nie ma o czym mówić. Na szczęście już może przestaniemy się oszukiwać, że jeśli wysoko wygramy z tym, a tamten z owym przegra nisko, podczas gdy ów z nimi wysoko zremisuje – to jeśli nam się uda na wyjeździe odrobić straty z przyjazdu - być może w barażach mamy szanse. Tzw. nasi przegrali wszystko z wyjątkiem meczu z San Marino – mecze o wejście, mecze o wyjście, mecze ostatniej szansy, mecze o honor i mecze o pietruszkę. Prezes Boniek wykopał trenera Fornalika nie bacząc na to, że najprzystojniejszy trener z najpiękniejszą panią minister sportu powinni się częściej razem fotografować, niż bywać na meczach – on tu, ona tam. Pani minister mi żal, bo choć zgadzam się, że w jej stanowisku najważniejsza była pierwsza część jego nazwy – owo mini – to przecież obawiam się, że teraz w polskim sporcie już zupełnie nie będzie na co patrzeć.

W tej sytuacji czas na zmiany. Nie mam pojęcia ile kosztuje trener i jaką pensję dostają kadrowicze, ale od wielu lat są to pieniądze zmarnowane. Jedyne sukcesy polscy zawodnicy odnoszą w studiach telewizyjnych i drużynach zagranicznych, co zresztą wystarczy naszym komentatorom w tychże studiach, by mówić o „polskiej Borussii” lub polskich bramkarzach w angielskich drużynach. To nam do patriotyzmu piłkarskiego wystarczy. Drużynę trzeba puścić na przynajmniej kilkuletni urlop bezpłatny, trenera nie zatrudniać, stadiony zaś przeznaczyć do dyspozycji UEFA tak, by rozgrywano na nich mecze zagranicznych klubów lub drużyn. Polscy kibice na każdym meczu i na każdym stadionie dopiszą i napiszą co trzeba tak, by prasa miała o czym mówić, a mecz jak mecz – jedni przegrają, inni wygrają, reklamodawcy zapłacą, a bukmacherzy i tak zarobią. Przy odpowiednio dużej reklamie Paul Mccartney, występujący ostatnio nawet na nowojorskim Times Square, może co miesiąc grać na Narodowym, przemiennie z Madonną, Lady Gagą i Andrzejem Rosiewiczem. Arcybiskup warszawsko-praski zapewni jeszcze ze 2-3 uzdrowicieli i wskrzesicieli, sporą frekwencję będą miały na pewno skoki traktorami przez rowy melioracyjne, występy egzorcystów oraz palenie na stosie heretyków z firmy kioskarskiej „Twój Ruch”. Wolne piątki zapełnią muzułmanie pokazami rytualnego zarzynania krowy.