Tygodnik Podhalański, 17 października 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Książka w życiu pomaga

 

W czasach słusznie minionych komunistyczny okupant uciskający pod walonką większą część narodu, z wyjątkiem żołnierzy wyklętych oraz państwa Kaczyńskich - by ujarzmić niepokornych Polaków uciekał się do perfidnych metod. Sama wojna była wystarczająco otumaniająca: większość narodu dała się oszołomić i walczyła z Niemcami, zamiast – jak to pisał ostatnio polski historyk i redaktor smoleńskiego tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Zychowicz – wspólnie z nimi wyruszyć przeciw Stalinowi, dzięki czemu polskie flagi, obok flag ze znakiem szczęścia (jak określał swastykę prokurator w Białymstoku, odrzucając wniosek o ukaranie tamtejszych faszystów) załopotałyby nad Kremlem. Straciwszy taką szansę, daliśmy się pokonać Sowietom. Po tzw. wyzwoleniu dyktatorzy z Lublina wzięli się za ogłupianie narodu. W tym procederze szczególnie wredne były dwie metody: propagowanie melodyjnych piosenek z dobrymi tekstami oraz walka z analfabetyzmem i rozwój czytelnictwa. Wiadomo, że dobre piosenki – choć głęboko niesłuszne - łatwiej zapamiętać niż złe, choć słuszne. A po co walczono z analfabetyzmem? Po to, by ogłupiać lud przez afisze, ulotki propagandowe i literaturę piękną. Dla niepoznaki drukowano Sienkiewicza i Słowackiego, by między nimi przemycić dzieła moskiewskiego agenta Mickiewicza i syjonisty Tuwima, orientacyjnie niewłaściwego Iwaszkiewicza czy nawet – o zgrozo! – Hemingwaya, propagującego wybujałą gerontofilię w zboczonym dziele Stary człowiek i może.

Czasem obie metody szły w parze, czego przykładem była pieśń renegata Gałczyńskiego o książce, która rzekomo w życiu pomaga, z której płynie odwaga, i której chce się jak słońca, chcąc też piosenek jak wiatr! Jak można śpiewać tak niepatriotyczne rzeczy, w których nie ma ani słowa o naszych ukochanych klęskach narodowych, świętych patronach Ojczyzny czy wreszcie o ziemiach utraconych. Nieliczne pozytywne skutki walki z analfabetyzmem dawały się niekiedy wyczytać na ścianach toalet w zapowiedziach Ajzenhałer wam pokarze, albo w dwuwierszu Jedna bombka atomowa i wrócimy znów do Lwowa.

Po latach problem książki – wydawało się – zniknie sam przez wzrost konsumpcji dóbr telewizyjnych, gdzie można słuchać wystąpień mężów opatrznościowych, zamiast czytać dzieła różnych miłoszów, szymborskich i innych zaprzańców. Ale, o zgrozo, hydrze łeb rzekomo urwany znów odrasta! Nie dość na tym, że księgarnie, zamiast być zastąpione przez apteki czy butiki, mają się dobrze, a półki uginają się pod książkami (na szczęście drogimi, więc jest nadzieja, że gnębieni przez rząd Polacy nie będą mieli na nie pieniędzy) – to pojawiła się złowieszcza perspektywa otrzymywania książek za darmo! Oto w Nowym Targu zaistniała i świetnie działa (przy wschodniej pierzei placu Słowackiego) „KsiążKAwiarnia Rezerwat”, gdzie nie tylko można przyjść i przy kawie poczytać za darmo coś, co tam stoi na półkach, ale wymienić własną książkę na inną. Zachowajcie czujność – kultura atakuje…