Tygodnik Podhalański, 1 sierpnia 2013

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2013)

Maciej Pinkwart

Nowy York

 

 

Po szczeku dochodzącym z klatki schodowej zorientowałem się, że sąsiedzi weszli w posiadanie nowego yorka. Rozpoznaję szczek yorka dlatego, że w okolicy wszyscy mają yorki. Moja dedukcja była wsparta jeszcze tzw. twardymi dowodami, w które o mało co nie wdepnąłem tuż obok kosza z napisem „sprzątaj po swoim pupilu”. Sąsiad chronił się przed deszczem stojąc w klatce, york na wolności ozdabiał chodnik, a ja nie traciłem nadziei, bo na drugiej posesji mieszka spory amstaff.

Miłość człowieka do zwierząt wywodzi się z czasów, kiedy nasi przodkowie stanęli na dwóch nogach i przestali jeść trawę, samemu będąc podstawowym pożywieniem czworonogów, a zaczęli jeść czworonogi, napychające się trawą. Każdy człowiek lubi mieć przy sobie coś mniejszego, które za miskę strawy będzie mu wiernie patrzeć w oczy, lizać po rękach i szczekać na obcych. Teraz co prawda zwierzęta w hierarchii społecznej przesunęły się do góry, wyprzedzając emerytów i już nie zadowalają się ochłapami, spadłymi z naszego stołu, tylko domagają się wyszukanych dań w postaci walącej rybą i kompostem karmy, stosownej do wieku, wagi i zgryzu, której zapach odstrasza od nich pchły i kleszcze, porażając niekiedy także ptaki, świnki morskie i mniejsze dzieci ludzkie.

Ale przechadzanie się po parku z psem, któremu nic nie wolno już jest demodé, teraz chodzi się z lampartem, pytonem lub w ostateczności z królikiem na smyczy. Pojawiają się też koty w kagańcach, wielkie jak nieduże owczarki. Bardziej zdesperowani wyprowadzają na spacer złote rybki w akwariach. Strażnik miejski może nam dać mandat za psią wygódkę pod drzewem, ale do pytona czy lamparta raczej nie podskoczy, nikt też nie ukarze królika, bo być może jest to ciemiężony przez komunę królik po berlińsku, równie nieszczęśliwy jak kaczka z pomarańczami, która tym szlachetnym owocem cieszyć się może jedynie krótko, a i to po śmierci.

Wszyscy per saldo pochodzimy ze wsi, stąd może zamiłowanie do zwierząt jest u nas w takim samym stopniu atawistyczne, jak zamiłowanie czołowych partii politycznych do PSL-u: nie jest to może mile widziane na salonach, ale bez tego nie da się przeżyć. Świadomość, że ktoś jest od nas o wiele słabszy i możemy go całkiem zdominować, jest dla człowieka bezcenna, bo człowiek, tak jak i polityk, lubi wierzyć, że jest panem wszystkiego stworzenia. Słabe byty zwierzęce i polityczne znoszą z pokorą ową dominację w zamian za pełną michę i świadomość, że owi siłacze bez nas nie mieliby jak rządzić… Ta tyrada nie dotyczy właścicieli lampartów i posiadaczy pytonów olbrzymich.

Człowiek jako król zwierząt jest tak nędzną przystawką do całego królestwa przyrody, że musi dodawać sobie znaczenia poprzez idee, religie, światopoglądy, kulturę i politykę, bez czego świetnie radzą sobie miliony bardziej od nas trwałych gatunków. Jednak prawdziwą miarą człowieczeństwa wydaje się w ostatnim czasie ludzkie bestialstwo, niesłusznie zwane zezwierzęceniem. Dowody owego człowieczeństwa obserwujemy na Podhalu, Spiszu i Orawie bardzo często. Ostatnio na wysypisku w Poroninie.