Tygodnik Podhalański, 19 lipca 2012

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)

Maciej Pinkwart

Sukces klęski

 

Relacje w mediach, informujące o wybieraniu nowego trenera kadry piłkarskiej, swą dramaturgią przypominały sprawozdania z konklawe, wybierającego przywódcę największego kościoła. Nadawano im jednak jeszcze większe znaczenie: w końcu, w Kościele wiara czyni cuda, w piłce polskiej już tylko cud mógłby stworzyć wiarę. Wiarę w sukces drużyny oczywiście, bo działacze sukcesy odnoszą zawsze.

Sukces jest zresztą rzeczą względną; w Polsce do niedawna sukcesem było nie przegrać, a ostatnio wróciliśmy do jeszcze dawniejszych tradycji: otóż największym sukcesem polskiego sportu była porażka Agnieszki Radwańskiej z Sereną Williams. Oczywiście, Isia urwała Terminatorce jednego seta i kilka razy odebrała jej serwis – inni tak przegrać nie potrafią, na przykład Donald Tusk. Z siedem razy już wygrał z Kaczyńskim, a wciąż mu się pamięta tylko to, że raz przegrał. I o nim nikt nigdy nie powiedział tego, co o Isi – że przegrała w doskonałym stylu. Porażki zawsze nam wychodziły najlepiej, mamy to w tradycji narodowej i dlatego siłą rozpędu opozycja ogłosiła, że Euro 2012 było wielką klęską rządu, a wszyscy ci zadowoleni kibice to oszukane lemingi, bo nie można się cieszyć tym, co jest, w sytuacji, gdy tylu rzeczy nie ma. Podzielam ten pogląd: ja też nie cieszyłem się kolejnymi toastami, bo musiałem jeździć samochodem…

Bezdyskusyjny sukces odnieśli polscy siatkarze, pokonując w Lidze Światowej Amerykanów, ale na lotnisku wracających mistrzów witało około tysiąca osób, czyli 100 razy mniej, niż na jednym meczu wypito piw w warszawskiej Strefie Kibica, bo wiadomo, że piłka piłce nierówna, drużyna drużynie, a pieniądze – pieniądzom. Ale pokonywanie Amerykanów nie jest bezpieczne – nie wiadomo, czy następnym razem nie wystawią na serwis komanda Foki, a do bloku – tarczy antyrakietowej.

Praktykę pięknych porażek najlepiej w Polsce ma przećwiczone Zakopane, które ostatnim razem dokładnie pół wieku temu organizowało narciarskie Mistrzostwa Świata i od tamtej pory wciąż próbuje zrobić to znowu. Kolejne głosowania Międzynarodowej Federacji Narciarskiej przegrywamy w pięknym stylu, raz nawet udało się nam nie zająć ostatniego miejsca, więc mamy na koncie spektakularny sukces. Martwić się nie ma czym, głosowania odbywają się w pięknych, nierzadko egzotycznych miejscach, zakopiańscy prominenci odbywają kształcące podróże, bo oglądają miejscowości, które też nie wygrywają w tej kategorii i jakoś to nikomu nie przeszkadza. Może więc zamiast starać się o organizację mistrzostw FIS, starajmy się o organizację kongresów FIS? Inwestycje potrzebne są mniejsze, reklama równie dobra, a turyści na FIS i tak nie przyjadą, bo mieszkańcy okolicznych przysiółków rzucą się gromadnie na podziurawioną zakopiankę, drąc koszule jak Rejtan, lub – w zależności od orientacji politycznej – wznosząc ciupagi z okrzykiem no pasaran!

Może więc wypada się skupić na ulubionym w Zakopanem sporcie: podnoszeniu ciężarów? Z tym, że stosownie do kryzysowych czasów – ciężarów niedużych. 50, czasem 100 gram. W wersji light – pół litra.