Tygodnik Podhalański, 31 maja 2012

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)

Maciej Pinkwart

Święto zieleni

 

Taka zieleń zdarza się tylko w maju - jasna, wesoła, pełna tego, co symbolizuje: nadziei. Ta majowa nadzieja wiąże się z marzeniami o tym, że Polska stanie się krajem ludzi miłych, uśmiechniętych, kulturalnych. W czasach słusznie minionych maj był miesiącem „książki i prasy”, dziś tradycje w pewien sposób odeszły do lamusa: książek ponoć nikt nie czyta, a prasa jest orężem walki, a nie polem, na którym kwitną majowe kwiaty kultury. Ale w świadomości ludzi owe majowe implikacje kulturalne widać pozostały, o czym świadczy masowy atak społeczeństwa na placówki muzealne, galerie a nawet restauracje (jedzenie to ważny element kultury …) z okazji minionej Nocy Muzeów.

Inna rzecz, że ten masowy spęd do instytucji kultury może być po prostu efektem punktowym, jeden raz w roku występującym przejawem mody, która każe nam być tam, gdzie są inni. Większość placówek prezentowała ofertę, która albo była znana i możliwa do zwiedzania już przed Nocą Muzeów, albo pozostanie do obejrzenia potem, kiedy minie tłok i będzie można nacieszyć oczy i umysły spokojną kontemplacją dzieł sztuki czy nauki. Tylko czy na pewno na tym nam zależy? Czy nie chcemy cieszyć oczu i umysłów świadomością wspólnoty – jestem tam, gdzie powinienem być dlatego, że są tam inni?

Mówi się, że Polacy to naród indywidualistów, niechętnie ulegający społecznym potrzebom. Ale z drugiej strony – jakże łatwo nas namówić do współdziałania informacją, że „wszyscy” to robią, tak myślą, tak są postrzegani. Cóż: żeby indywidualista został dostrzeżony, musi być kimś wybitnym, a to osiąga się wielkim trudem. Gdy osób nie szukających indywidualności, tylko zbiorowości jest wystarczająco wiele – z pewnością zostaną dostrzeżone. 1 maja na wrocławskim rynku 7 tysięcy gitarzystów grało utwór Hey, Joe Jimmiego Hendrixa, co zostało wpisane do księgi rekordów Guinnessa.  Nikt nie zastanawiał się nad tym jak grali; wszyscy mówili ilu ich było…

Kultura, rozumiana jako wywoływanie emocji poprzez obcowanie z twórczością, musi być przeżywana indywidualnie. Tak jak dobra kuchnia – możemy siedzieć w restauracji, w której ze wszystkich stolików dobiera szczęk sztućców i dźwięk nalewanego wina, ale to nasze własne kubeczki smakowe odczują bogactwo doznań i nasze żołądki zostaną usatysfakcjonowane.

Jednakże napawa otuchą to, że kulturalna oferta jest tak obszerna także w mieście, które kiedyś było uważane za polskie Ateny i polski Piemont, a dziś jego symbolem stały się Krupówki i snujący się wokół nich zapach oscypka. To oczywiście nieprawda, jak większość stereotypów, jednakże w naszym zmerkantylizowanym świecie, o efektach wielu działań decyduje brutalna gra między popytem a podażą. Ale to rzeczą władz, centralnych i samorządowych, oraz elitarnej grupy twórców kultury jest wykreowanie owego popytu na kulturę, także poprzez zwiększenie podaży, zwiększoną ofertę działań kulturowych. I w tym sensie moda na eventy takie jak Noc Muzeów może być przydatna, bo poczucie wspólnoty kulturalnej jest niesłychanie ważne. I takie sklepy potrzeb kulturalnych powinny być otwarte przez cały rok.