Tygodnik Podhalański, 5 kwietnia 2012

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)

Maciej Pinkwart

Polowanie na jaja

 

Nie, bynajmniej nie będę wyrażał dezaprobaty wobec działalności dziennikarzy, szukających sensacji kosztem dobrego smaku, kultury czy zwykłego poczucia przyzwoitości, które to pojęcia wydają się zupełnie archaiczne. Nie, nie będę obserwował wielkopostnego nabiału, jaki fundują nam politycy w kwestii wieku emerytalnego, nie mówiąc nic o tym, czy dla dłużej pracujących będzie praca, oraz czy dla emerytowanych będą pieniądze na emerytury. Nie, to na razie zostało 1000 km stąd. Patrzę na odbicie Wieży Eiffla w nurcie Sekwany i zastanawiam się, jaką to ofertę ma Paryż dla świętujących tutaj Wielkanoc. Do święcenia jajeczek zapewne pójdą tylko członkowie polskiej diaspory, naturalnie w kościele polskim opodal centrum mody na Faubourg-St-Honoré, bowiem u reszty paryżan i ich gości raczej przyjęła się tradycja zachodnia, polegająca na ukrywaniu i późniejszym wyszukiwaniu jajeczek w ogrodach i parkach. Nazywa się to polowaniem na jajka… Z licznych ofert chętnie wybrałbym jajeczne polowanie w ogrodach Hotelu Ritz na placu Vendôme, ale poprzedza je ekskluzywny brunch, no a to drugie śniadanie w Ritzu to zapewne nie jest po prostu jajeczko na twardo… Co więcej, najczęściej poluje się tu na jajeczka z czekolady, co dość trudno się je. Z dań drobiowych znacznie bardziej smakowała mi tu kaczka w polewie, wykonana z… gęsiej wątróbki. Tradycyjne pisanki są dostępne na pchlim targu na Place d’Aligre. Niestety, nie tanie i niezbyt naturalne.

Oferta kulturalno-rozrywkowa jest znacznie obszerniejsza: w Operze Bastylii Don Giovanni Mozarta, najdroższe bilety 180 €, najtańsze 5 € (nie widać i nie słychać…), w Muzeum d’Orsay wystawa Degas i nagość, no nie wiem, czy to na Wielkanoc wypada, ale pójdę… Matisse’a w Centre Pompidou ominę, z powodu nieprzełamywanej niechęci do tej rafinerii sztuki, ale kusi mnie show zespołu Harlem Globtrotters w Pałacu Sportów. Może uda mi się potem kogoś zabajerować, że za młodu też byłem Murzynem i też grałem w kosza

Ale Paryż, mimo że tak kolorowy (co najmniej co drugie rodzące się teraz nad Sekwaną dziecko ma – powiedzmy – ciemniejszą karnację, niż jeszcze 10 lat temu), i tak zeświecczony, to także miejsce, gdzie Wielkanoc ma swoje wielkie celebry kościelne. Na rezurekcję może zajrzę do Notre Dame: pamiętam rodzinną atmosferę tamtejszej pasterki wigilijnej przed laty, gdzie kardynał Paryża Jean-Marie Lustiger pełnił rolę świętego Józefa i wszystkich witał we drzwiach. Ale największe wrażenie robiła na mnie zawsze Droga Krzyżowa na wzgórze Montmartre, gromadząca przedstawicieli wszystkich paryskich parafii i zakonów, wiodąca w górę słynnych schodów. Na ostatnim odcinku metropolita bierze na swe barki wielki, drewniany krzyż i autentycznie uginając się pod jego ciężarem wnosi go przed bazylikę Sacré-Coeur. Jutro mam nadzieję widzieć, jak pokonuje swoją – i naszą, ludzką – słabość obecny kardynał Paryża, który nazywa się André Armand Vingt-Troi. Mieć na nazwisko „Dwadzieścia Trzy” i nie być Hansem Klossem, to już jest ładnym jajeczkiem świątecznym, n’est ce pas?