Tygodnik Podhalański, 2 lutego 2012

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2012)

Maciej Pinkwart

Tajne ACTA

 

Od czasu, gdy akty przeniosły się z galerii do kin, czasopism i na uliczne plakaty, trochę nam spowszedniały i jakoś nauczyliśmy się z nimi żyć. Od czasu, gdy w kręgach kościelnych pojęcie „moralność” zaczęło się odnosić tylko do szóstego przykazania, przestaliśmy się przejmować w sensie moralnym kwestiami kradzieży, kłamstwa, dybania na czyjeś życie i zdrowie, braku szacunku dla starszych czy ograniczania czyjejś wolności. Szóstym przykazaniem zresztą też w znacznym stopniu przestaliśmy się przejmować.

Ale bywają takie momenty, w których warto się zatrzymać i powrócić do podstawowego znaczenia słowa „moralność”. A może jeszcze bardziej oldskulowo – „przyzwoitość”. Niewątpliwie okazję do tego daje obecna awantura o ACTA. Najpierw rozszyfrujmy skrót: Anti-Counterfeiting Trade Agreement, czyli porozumienie przeciwko fałszowaniu w handlu. Czyli, pozornie: drżyjcie chińscy producenci zakopiańskich ciupag i amerykańskich dżinsów! W powszechnym rozumieniu jest to zespół praw zabraniających nieuprawnionego wchodzenia w posiadanie czyjejś własności, w tym intelektualnej. Czyli przeciw kradzieży i podróbkom – i pewno nikt by przeciwko temu nie protestował (i nikt by się tym, tak samo jak kodeksem karnym, nie przejmował), gdyby nie pewne okoliczności towarzyszące. W tekście ACTA (przeczytałem, acz z trudem, bo koszmarnie źle przetłumaczone!) wiele miejsca zajmuje kwestia prewencji i ścigania tej przestępczości, rozumiane w ten sposób, że każda strona zainteresowana (czyli np. organizacje autorskie czy handlowe) będą miały prawo śledzić poczynania potencjalnych piratów (czyli wszystkich) by dowiedzieć się, czy aby nie zamierzają złamać prawa. Pamiętacie film „Raport mniejszości”, o karaniu za jeszcze niepopełnione zbrodnie? Taka inwigilacja w sieci miałaby następować bez nakazu sądu, prokuratury, policji choćby, jedynie wedle ochoty „ciał uprawnionych”. I to jest niemoralne, i nie dziwię się tym, którzy przeciwko temu protestują.

Ale kiedy do tej sprawy dołączają się politycy opozycji, znów najmujących do protestów kiboli, który znów po chamsku obrażają premiera, a jego ministrów chcą wysyłać na Madagaskar (na Madagaskar polscy faszyści chcieli wysyłać Żydów…), zaś na czele tego rzekomego ruchu obrony wolności Internetu stoi prezes PIS, który jeszcze niedawno twierdził, że Internet służy tylko do oglądania pornoli przez opitych piwem głupków – to uważam, że to jest nieprzyzwoite. Z drugiej strony, kiedy w obronie postępowania rządu premier i ministrowie mówią, że co prawda podpisaliśmy ACTA, ale może go Sejm nie ratyfikuje, a może coś zmienimy (jak można zmienić coś w podpisanym dokumencie?), a poza tym ACTA nic nie zmienia w istniejącym prawie (no to po co podpisywać?) – to uważam za niemoralne, bo uczy nas lekceważenia dla prawa. W dodatku – do tej pory ACTA przygotowywano w całym świecie w zaciszu gabinetów, dokument był tajny, co już najlepiej dowodzi niezbyt czystych intencji promotorów tego aktu.

I to wszystko jest niemoralne, więc dołączam się do protestu. Zostawmy niemoralność tam, gdzie może nam sprawić przyjemność.