Tygodnik Podhalański, 21 lipca 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Wina Tuska

 

Od kilku dni wszystkie media uświadamiają nam, jakie używki w tym sezonie są najmodniejsze: wina Tuska! W kraju, w którym największą rozrywką jest gorzała, doprawiona piwnym utrwalaczem, nareszcie ktoś zaczął propagować wina. Daleko im co prawda do jakości Châteauneuf-du-Pape, ale trudno wymagać od tak udręczonego przez rząd narodu, żeby zalewał robaka napojem, którego cena waha się zasadniczo od 100 do 500 złotych. Inna rzecz, że można kupić Châteauneuf za 32 złote z Piwnicy Joanny, ale to raczej obciach.

Obciachu nam zresztą nie brakuje. „Prawo i Sprawiedliwość” zaskoczyło nas ogromnie, nieprawdaż, emitując spoty reklamowe z informacją o tym, że winę za wszystkie nasze kłopoty ponosi premier Tusk. Aktorzy, wcielający się w role prawdziwych Polaków, którym Tusk za mało płaci, nie buduje dróg, źle ich leczy oraz zabiera pieniądze, których i tak nie mają, mówią, że panu premierowi już dziękują. I żeby pan premier nie zabraniał im siebie krytykować. A na końcu spotu, prawdziwie męski, zmęczony wieloletnią pracą dla Ojczyzny głos Prezesa, głos, który zawsze znajdywał odpowiednie obietnice, właściwe rozwiązania i stosowne pointy, wymienia nazwę tego archanioła, który szatana wygna do piekła odrzuconych i sprawi, że w domach polskich everymanów zapanuje zgoda, powszechna szczęśliwość i dobrobyt. Reklama „Prawa i Sprawiedliwości”, będąca rodzynkiem w cieście antytuskowej obsesji sytuuje się w radiowych emisjach gdzieś tak pomiędzy zachwalaniem środków na szybką erekcję a propagowaniem tanich zakupów w Lidlu. Mogłaby być kwintesencją nieskuteczności, gdyby nie to, że i tak apostołuje wśród już nawróconych i doskonale wpasowuje się w sposób myślenia tej części wyborców, którzy nauczeni przez lata totalitaryzmu, widzą przyczyny zła wyłącznie w kwestiach personalnych, a świat porządkują prosto, jedynie według dwóch barw. Zmienimy sekretarza (premiera, prezydenta), i ten nowy nam załatwi co chcemy. Da nam. Każde zrobić. Pogrozi palcem, albo aresztuje tych, przez których mamy źle. I od razu będzie dobrze. Nie działa? No to poszukamy innego zbawcy, a kiepska pamięć pozwoli nam zapomnieć, że już poprzednim razem ta metoda się nie sprawdziła. Tak się składa, że liczba tych osób – wahająca się od 25 do 30 % - pokrywa się z liczbą osób tęskniących za minionym ustrojem, w którym wszystko było proste. Władza dbała (lub nie dbała) o wszystko, rozkazywała paniom sklepowym i sędziom, pochylała się z troską nad każdym obywatelem, który za głośno przeciw niej nie protestował i na posiedzeniach Biura Politycznego ustalała zasady zapobiegania klęskom urodzaju, zastanawiała się nad przyczynami braku papieru toaletowego i sznurka do snopowiązałek i regulowała cenę kiełbasy. Taką wizję Polski ma również obecny propagator win Tuska, co już testowaliśmy w czasie IV Rzeczpospolitej. Wtedy nie wyszło i w 2007 r. tamtemu panu już podziękowaliśmy. Teraz znów otrzymujemy obietnicę, że po wyborach każdy otrzyma misia na miarę naszych możliwości.