Tygodnik Podhalański, 26 maja 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Majowe lato

 

 

Koniec świata minął i znów trzeba przygotowywać się do następnego. Zaczęło się lato i pewno potrwa jeszcze kilka dni, więc znów trzeba będzie wyjeżdżać z domu o godzinę wcześniej, by gruntowanie zapoznawać się z urzekającą topografią Poronina, Ustupu i Spyrkówki, nie mówiąc o tzw. kompaktowym rondzie im. Andrzeja Chramca, które nadal pozostaje niedoścignionym osiągnięciem zakopiańskich drogowców. W dawnych planach rozwoju Zakopanego była budowa wielkiego parkingu zaporowego na Ustupie, skąd spieszeni kierowcy mieli docierać do centrum komunikacją miejską. By nie stać w korkach i nie zanieczyszczać środowiska spalinami naszego samochodu, mieliśmy zostawiać go na parkingu i wsiąść w autobus lub mikrobus lokalny, który także stałby w korkach i zanieczyszczał środowisko, ale dzięki temu mielibyśmy czas na podziwianie lokalnej oferty turystycznej oraz podnosilibyśmy stan ekonomiczny miasta dzięki opłatom parkingowym i biletom komunikacyjnym. Mieszkańcy tatrzańskiej stolicy, ich rodziny z szerokiego Podhala (tzn. z całej Polski, Słowacji i USA), goście ich pensjonatów i wszyscy, którzy otrzymaliby zezwolenie od znajomych w urzędzie jeździliby własnymi pojazdami nadal.

Zamiast parkingu na Ustupie wybudowano stacje paszowe dla samochodów i ich właścicieli, a także składnice samochodowego złomu. Ostatecznie, można tam zostawić auto, które po paru sezonach jazdy po zakopiance nadaje się głównie do huty i dalszą drogę odbyć piechotą, tylko że w najbliższej okolicy nie ma chodników dla pieszych, zatem musielibyśmy poruszać się jezdnią, co w konsekwencji dalej zwiększałoby korki i zanieczyszczałoby środowiskiem nasze płuca.

Ostatnio do dobrego tonu należy jeżdżenie rowerem i katowanie swojego organizmu przy jego pomocy, co ma doskonale wpływać na serce, figurę i portfel. Niektórzy turyści liczą więc na zdrowotne i przyjemne przejażdżki na dwóch kółkach pod Tatrami. No to niech nie liczą. Oferta w tej dziedzinie zarówno w Zakopanem, jak i w Nowym Targu jest więcej niż skromna: rowerzyści w zasadzie mają do wyboru jazdę ulicami między samochodami (lub pieszymi, bo to teraz zdaje się wolno) oraz przemykanie się między psami a krowami przez gazdówki i pola. Dróg rowerowych w normalnym, europejskim znaczeniu po prostu nie ma. Naturalnie, są szlaki dla rowerzystów ekstremalnych, w ostateczności można wnieść rower nawet na Rysy, ale nie wiem, czy to wpłynie dobrze na zdrowie i środowisko…

Przyszło mi spędzić ostatnio jakiś czas na Pomorzu Zachodnim, gdzie porządnie wybudowanych, dobrze oznakowanych i bezpiecznych ścieżek rowerowych są dziesiątki kilometrów. Ale tam przy tych drogach nie sprzedają oscypków. Co prawda zapach znajomy ten poczułem nawet na Krupówkach w Kołobrzegu, ale tam akurat nie było ścieżki rowerowej. Była kilkadziesiąt metrów dalej… W sumie jednak, przynajmniej w dziedzinie podejścia do potrzeb turystów różnica między górami a morzem jest mniej więcej taka jak między boksem a botoksem. Niby podobne, a nie to samo.