Tygodnik Podhalański, 19 maja 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Koniec świata

 

 

Babcia, zasłuchana w piosenki Marty Mirskiej, nagle została zaatakowana przez She loves you Beatelsów.  Świat się kończy… – stwierdziła wyłączając superheterodynę marki „Stolica”.

Mama, którą nagły zanik teleranka zastał u mnie w Zakopanem, słuchając ogłoszenia kolejnej po zamachu majowym wojny polsko-polskiej, nie mogła długo dojść do siebie i potrząsając trwałą ondulacją, powtarzała w kółko: Koniec świata, koniec świata…

Kiedy wróciwszy z luzackiej wycieczki zagranicznej stwierdziłem, że na krajowym koncie mam sporą kwotę ujemną, a sprzed domu beze mnie odjechał mój samochód, cóż mogłem sobie pomyśleć? Prędzej bym się końca świata spodziewał…

A w zeszłym tygodniu sztandarowy celebryta SLD, Bartosz Arłukowicz przyjął posadę ministerialną w kancelarii premiera Tuska i przeszedł do sejmowego klubu Platformy. Ton komentarzy był podobny: No wiecie, ludzie, to już jest koniec świata…

Tymczasem świat ma się dobrze i poniekąd ma w nosie nasze prywatne, czy nawet zbiorowe końce świata. My jednak mierzymy kwestie światowe wedle własnych proporcji, dziwiąc się temu, że we Francji nikt nie potrafi odróżnić posła Arłukowicza od posła Poncyliusza, a Beaty Kępy od Saskiej Kępy, zaś w Bydgoszczy nie podzielają naszego entuzjazmu wobec faktu zmniejszenia schodów na Krupówkach pod sklepem pana Majchra, którą to budowę skrytykował nawet pan Majcher. Nasz egocentryzm – indywidualny, plemienny, narodowy, kontynentalny czy gatunkowy każe nam wszystkie odejścia od dotychczasowych przyzwyczajeń traktować jak zagrożenie dla naszego świata. Tymczasem jako gatunek w miarę człekokształtny istniejemy co najwyżej jakieś 2-3 miliony lat, co w porównaniu z okresem istnienia Ziemi jest zaledwie chwilką. Choć trudno w to uwierzyć, to jednak nawet partia „Prawo i Sprawiedliwość” powstała długo po wyginięciu ostatnich mamutów, co też można by skomentować stwierdzeniem o końcu świata.

Aliści koniec świata niewątpliwie nam zagraża i musimy się z nim poważnie liczyć, choć jego zakres może być różny dla różnych społeczności. Jedno jest pewne: po końcu świata pozostaną szczury, torebki foliowe i nierozwiązana kwestia drogowego węzła gordyjskiego na zakopiance w rejonie Poronina.

Zapewne, ogólne tragedie i ogólne pocieszenia nie przekładają się bezpośrednio na nasze losy indywidualne, i choć cudze nieszczęście zawsze pociesza, to jednak nie eliminuje nieszczęść prywatnych, dużych czy mniejszych, prawdziwych czy wyimaginowanych, które zresztą bolą nie mniej, niż realne… W tej sytuacji jedyne, co można zrobić, to dać sobie spokój z porównywaniem istniejącej rzeczywistości z naszymi o niej wyobrażeniami i robić swoje. I po prostu być sobą.

No tak, ale żeby być sobą, to przedtem trzeba być kimś.

Żeby jednak to osiągnąć, trzeba się spieszyć. W jesieni tego roku są wybory parlamentarne, które może wygrać Tupolew, na lato 2012 przewiduje się wielką wojnę futbolową Polski z tymi, co umieją grać w piłkę, a na koniec 2012 roku Majowie zapowiedzieli koniec kalendarza. No to już doprawdy świat się kończy.